Obie drużyny do ostatniej kolejki sezonu zasadniczego miały szansę na grę w fazie play-off. Ostatecznie olsztynianom zabrakło dwóch, a katowiczanom trzech punktów do Ślepska Malow Suwałki. Pozostała im więc walka o dziewiąte miejsce, która rozstrzyga się w dwóch meczach. W pierwszym starciu lepsi byli katowiczanie, ale nie był to jednostronny pojedynek. Gospodarze lepiej radzili sobie na początku spotkania. To oni jako pierwsi objęli dwupunktowe prowadzenie, gdy blokiem popisał się Miłosz Zniszczoł. 34-letni środkowy to jeden z lepiej blokujących zawodników PlusLigi - w tym rankingu zajmuje siódme miejsce. To on zapewnił katowiczanom prowadzenie 7:5. Okazało się, że GKS zdołał utrzymać je do końca spotkania. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź! Po stronie gospodarzy dobrze funkcjonowała bowiem ofensywa. Jakub Jarosz w pierwszym secie atakował ze skutecznością powyżej 80 procent. Do tego GKS dołożył blok, oprócz Zniszczoła punkt w ten sposób zdobył Jakub Szymański. Po drugiej stronie skuteczności brakowało - Damian Schulz w 12 atakach zdobył jedynie trzy punkty. W końcówce przewaga katowiczan jeszcze wzrosła i ostatecznie wygrali 25-20. GKS przed sezonem przeżywał sporo problemów. Przed początkiem rozgrywek część ekspertów przewidywała, że zespół będzie bronić się przed spadkiem. Okazało się, że nie było o tym mowy, a przez długą część sezonu katowiczanie zajmowali miejsce w górnej części tabeli. Dopiero w końcowej fazie sezonu spadli na 10. miejsce. W drugim secie kontynuowali niezłą formę z pierwszej partii. Po drugiej stronie trener Daniel Castellani zrezygnował z Schulza i Wojciecha Żalińskiego, wprowadzając Remigiusza Kapicę i Rubena Schotta. GKS objął jednak prowadzenie 12:9 i szkoleniowiec Indykpolu szybko musiał poprosić o czas. Jego zawodnicy zmniejszyli straty do jednego punktu. Wkrótce, po sprytnym zagraniu Adriana Buchowskiego, katowiczanie znów jednak prowadzili trzema punktami. Końcówka była wyrównana dzięki dobrym zagrywkom Schotta, katowiczanie zmarnowali trzy piłki setowe. Ostatecznie, po bloku Zniszczoła, wygrali jednak 27-25. GKS dobrze wypadł w dwóch pierwszych partiach, mimo że musiał radzić sobie bez podstawowego libero, czyli Dustina Wattena. Castellani w końcówce sezonu nie może natomiast korzystać z wypożyczonego do Vero Volley Monza Mateusza Poręby. Na trzecią partię Argentyńczyk posłał jeszcze mocniej odmienioną szóstkę z rezerwowym rozgrywającym Nikodemem Wolańskim. Ponownie gospodarze szybko wypracowali sobie jednak przewagę, obejmując prowadzenie 6-3. Castellani znów już po kilku akcjach wezwał więc zawodników do siebie i tym razem olsztynianom udało się wyrównać. Wynik długo oscylował wokół remisu, ale po zagrywkach Kapicy Indykpol prowadził 19-17. To goście lepiej rozegrali końcówkę, w której powstrzymali Jarosza i wygrali 25-21. Rozpędzeni goście nie zatrzymali się na początku czwartego seta i wygrywali 6-3. Tym razem to trener GKS-u Grzegorz Słaby musiał szukać przerw i zmian, wprowadzając rezerwowego rozgrywającego Jakuba Nowosielskiego i Wiktora Musiała. Takie ruchy jednak nie pomogły, bo jego zawodnicy słabo radzili sobie z mocną zagrywką rywali. Przed końcówką na parkiet wrócił Jarosz i to w dużym stopniu dzięki niemu katowiczanie przegrywali już tylko 17-18. To był przełomowy moment partii. Po chwili na zagrywkę wszedł z ławki Kamil Drzazga i to GKS prowadził dwoma punktami. Piłkę meczową skończył Jarosz i jego zespół wygrał 25-22. Dla katowiczan zwycięstwo to poważny krok w kierunku dziewiątego miejsca. Indykpol wciąż ma jednak szansę odwrócić losy dwumeczu - potrzebuje do tego zwycięstwa przed własną publicznością i wygranej w tzw. złotym secie. Rewanż zaplanowano na 27 marca. GKS Katowice - Indykpol AZS Olsztyn 3-1 (25-20, 27-25, 21-25, 25-22) GKS: Jarosz, Kohut, Kwasowski, Firlej, Zniszczoł, Szymański - Ogórek (libero) oraz Drzazga, Buchowski, Musiał, Nowosielski Indykpol: Schulz, Concepcion, Andringa, Stępień, Teriomenko, Żaliński - Gruszczyński (libero) oraz Kapica, Wolański, Schott, Woch Damian Gołąb