Spotkanie w hali Szopienice było dla Warty już czwartym meczem w tym miesiącu. Drużyna gra co trzy dni, bo odrabia zaległości związane z pauzą spowodowaną zakażeniami koronawirusem. Co jednak z punktu widzenia zawiercian najważniejsze, w ostatnich meczach udało im się nawiązać do formy z początku sezonu i ograli Indykpol AZS Olsztyn oraz MKS Będzin. Tym razem jednak spisali się poniżej oczekiwań. Sobotni mecz goście rozpoczęli od straty dwóch punktów. Na początku pierwszego seta obie drużyny popełniały sporo błędów, zwłaszcza w polu serwisowym, nie można było więc liczyć na długie i efektowne akcje. Drobna przewaga GKS-u z czasem wzrosła do pięciu punktów. Dobrze spisywał się blok gospodarzy, punkty w ten sposób zdobyli Miłosz Zniszczoł i Jakub Szymański, który ostatnio na dobre wywalczył sobie miejsce w wyjściowej szóstce kosztem Adriana Buchowskiego. Zawiercianie zaczęli odrabiać straty dzięki dobrym zagrywkom Mateusza Malinowskiego i blokom na Kamilu Kwasowskim. Ostatecznie goście dogonili GKS tuż przed końcówką seta, przy stanie 19:19. Potem popełnili jednak dwa poważne błędy - najpierw Garrett Muagututia dotknął siatki, później Maximiliano Cavanna sięgnął po piłkę, która była już po stronie rywali. Do tego pod koniec pierwszego seta w Katowicach doszło do awarii systemu challenge, przez co sędziowie przez kilka minut nie mogli korzystać z powtórek. Końcówka partii była rozgrywana na przewagi, gospodarzom udało się ostatecznie wykorzystać dopiero czwartą piłkę setową i wygrać 28:26. Więcej aktualności sportowych znajdziesz na sport.interia.pl Kliknij! Katowiczanie w grudniu zagrali dotąd tylko raz, przegrywając w Rzeszowie z Asseco Resovią po słabym meczu. W sobotę długo nie potrafili ustabilizować zagrywki, ale nie przeszkadzało im to w wypracowaniu sobie przewagi nad Wartą. Szymańskiego na początku drugiego seta zastąpił Buchowski, który wspomógł w ataku Jakuba Jarosza. Gdy atakujący gospodarzy w końcu trafił rywali mocną zagrywką, jego zespół prowadził już 14:9. Trener Warty Igor Kolaković wymienił obu przyjmujących, wpuścił na parkiet nowego atakującego i rozgrywającego, ale problemów jego drużyny to nie rozwiązało. Skończyło się wysoką wygraną GKS-u 25:15. Na trzecią partię w składzie zawiercian pozostało aż czterech rezerwowych zawodników, w tym rozgrywający Gjorgi Gjorgiew. Katowiczanie ponownie jednak szybko wypracowali sobie dwupunktowe prowadzenie. Tym razem goście potrafili odrobić straty, a po kontrataku zakończonym udanym zbiciem Malinowskiego prowadzili nawet 10:9. Autowy atak Buchowskiego powiększył przewagę zawiercian do dwóch punktów. W końcówce trener gospodarzy postawił na rezerwowego rozgrywającego Jakuba Nowosielskiego, ale w tej partii to zawodnicy Warty cieszyli się ze zwycięstwa 25:20.W kolejnym secie na boisko wrócił Jan Firlej, a gra katowiczan ponownie wskoczyła na dobre tory. Zresztą rozgrywający gospodarzy popisał się nietypowym jak na tę pozycję zagraniem - atakiem z prawego skrzydła. GKS prowadził już 9:4, później 14:9. Zawiercianie podjęli jeszcze walkę, zmniejszając różnicę do dwóch punktów. Ostatecznie jednak nie udało im się doprowadzić do piątej partii. W końcówce było trochę nerwów, ale gospodarze zdołali zwyciężyć 26:24. Wygrana za trzy punkty do dla tego zespołu spory skok w tabeli - awansował z ósmego na szóste miejsce.W przyszłym tygodniu Warta będzie kontynuować siatkarski maraton. We wtorek zagra z Cuprum Lubin, a w piątek ze Ślepskiem Malow Suwałki. Katowiczanie na kolejny mecz poczekają do soboty - ich przeciwnikiem również będzie zespół z Lubina. GKS Katowice - Aluron CMC Warta Zawiercie 3:1 (28:26, 25:15, 20:25, 26:24) GKS: Jarosz, Zniszczoł, Szymański, Firlej, Kohut, Kwasowski - Watten (libero) oraz Buchowski, Nowakowski, Nowosielski, Ogórek (libero) Warta: Malinowski, Flavio, Muagututia, Cavanna, Niemiec, Halaba - Żurek (libero) oraz Bociek, Orczyk, Depowski, Gjorgiew, Kania Damian Gołąb