Maciej Słomiński, Interia: Siatkarska PlusLiga zaczęła właśnie rozgrywki. Zacznę z grubej rury - kto będzie mistrzem Polski? Dariusz Gadomski, prezes Trefla Gdańsk: - Rok temu wielu mówiło, że Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle. Ostatecznie kędzierzynianie wygrali wszystko (łącznie z Ligą Mistrzów) oprócz mistrzostwa kraju. Trefl Gdańsk grał w półfinale Pucharu Polski, gdzie Jastrzębie wygrało z nami bardzo wysoko. Rozmawiałem z trenerem Michałem Winiarskim tuż po meczu, na gorąco. Michał powiedział: "byli nie do ugryzienia, dziś wygraliby z ZAKSĄ 3:0". I tak się stało, to Jastrzębie zdobyło tytuł. Trefl "czarnym koniem" ligi już nie będzie, nie można wciąż grać w tej roli. Wasza siła jest już dobrze znana. Kto zatem może pretendować do tego miana? - W tych rozgrywkach nikt nas nie będzie lekceważył, co mogło mieć miejsce w przeszłości. Wracając do pytania o "czarne konie" - na niektórych pozycjach bardzo wzmocniło się Zawiercie. Olsztyn zbudował ciekawy skład. Ta drużyna przez najbliższe dwa sezony będzie grać w Iławie, z racji przebudowy hali Urania. Beniaminek z Lublina wygląda interesująco. Liga rośnie w siłę, jest mocniejsza osobowo niż w zeszłym roku. Dla przykładu trzech mistrzów olimpijskich zagra w Jastrzębiu. Jastrzębski Węgiel jest zatem faworytem ligi? - Faworytów jest kilku. Na pewno Jastrzębie, na pewno ZAKSA, myślę że Asseco Resovia. Myślę, że liczyć się będzie także Warszawa. Trener Andrea Anastasi zawsze potrafił wycisnąć coś z niczego. Ciężko wskazać jedną drużynę, zobaczymy jak szybko dojdą do formy kadrowicze. Ja bym chciał, żeby mistrzem Polski został Trefl Gdańsk. To realne? - Naszym celem jest awans do fazy play-off. Budżetowo jesteśmy na 7-10 miejscu. Na szczęście pieniądze nie grają, co Trefl pokazuje od kilku sezonów. W poprzednim zajęliśmy szóste miejsce, po rundzie zasadniczej byliśmy na trzecim. To był wynik ponad stan. Trefl Gdańsk rozpoczyna rozgrywki siatkarskiej PlusLigi W Pucharze Polski byliście w czołowej czwórce w poprzednich rozgrywkach. - I ponownie chcemy zajść w tych rozgrywkach jak najwyżej. Pamiętajmy jednak, że nastąpiła w nich zmiana formuły. Do tej pory sześć pierwszych drużyn rundy jesiennej kwalifikowało się z automatu do ćwierćfinału, do nich dołączały dwie drużyny z kwalifikacji. Teraz zapożyczono pomysł z piłkarskiego Pucharu Polski. Nic nie ma z urzędu, do drużyn z niższych lig dołączają drużyny z PlusLigi i I ligi, mecze będą rozgrywane w obiektach klubów niżej notowanych. W ten sposób topowe drużyny udadzą się do mniejszych ośrodków, to dobre dla promocji siatkówki. Co pan myśli, gdy śledzi ruchy Resovii, która zbroi się w pięciu nowych zawodników? Chciałby pan tak? - Mają prywatnego właściciela, informatycznego giganta Asseco. Przeznaczają wysoki budżet na kontrakty. Nas nie stać na wynagrodzenia, które płacą w Rzeszowie. Na szczęście to tylko ludzie, w sporcie biedniejszy może ograć bogatszego sposobem. Trudniej się buduje drużynę, mając mniejsze pieniądze, ale w Treflu nie narzekamy tylko działamy. Pieniądze szczęścia nie dają. - Gdyby one grały, Katar wygrywałby we wszystkich dyscyplinach sportu. My szukamy zawodników nieoczywistych. Takich, którzy mieszczą się w budżecie i chcą pracować. Cały czas mamy plan wkomponowywać do zespołu naszych wychowanków, po to szkolimy, po to mamy świetnych trenerów, żeby z ich pracy korzystać. To chyba idealna mieszanka - trochę doświadczenia, trochę głodnych wilków i pukająca do drzwi młodzież. Karol Urbanowicz grał dawniej na pozycji przyjmującego, został przestawiony na środek, dwa lata pracy z Michałem Winiarskim i jest w kadrze U21 walczącej właśnie o medal mistrzostw świata. Trzon składu z poprzedniego sezonu udało się Treflowi utrzymać. Zmiana nastąpiła w zasadzie tylko na pozycji rozgrywającego. Marcin Janusz odszedł do ZAKSY Kędzierzyn-Kożle. - To już doświadczony, a wciąż perspektywiczny rozgrywający. Chłopak z papierami na duże granie. Biorąc pod uwagę, że na parkiecie może być trzech obcokrajowców to dobry ruch ZAKSY, mają Polaka na rozegraniu. Uważam, że Marcin to po Fabianie Drzyzdze najlepszy dostępny polski rozgrywający. Kto będzie pierwszym rozgrywającym Trefla Gdańsk? - To pytanie do trenera. Już niebawem, podczas pierwszego meczu z GKS-em w Katowicach się to okaże. W poprzednim sezonie Michał Winiarski pokazywał, że grają najlepsi, nie przywiązywał się do nazwisk. Dzięki temu każdy zrobił postęp. Nasz nowy zawodnik, Lukas Kampa, to gość niesamowicie świadomy. To jego ósmy sezon w Polsce. W pewnym momencie wziął książki i nauczył się naszego niełatwego przecież języka. Samouk. Bardzo pozytywna postać, wszystko robi dla drużyny. Powiedział, trochę żartem, że oprócz dwóch meczów z Jastrzębiem gdzie grał poprzednio, może być na ławce. Uważam, że Lukas będzie wielkim wsparciem dla Łukasza Kozuba, obecność Kampy to najlepsze, co mogło go spotkać. Tak jak Kewinowi Sasakowi trafił się Mariusz Wlazły, który może ukształtować swego następcę. Sasak ma niesamowity potencjał, ma wszystko czego trzeba, by zrobić wielką karierę. Wlazły znajduje radość w tym, że może mu w tym pomóc. To jeden z uroków Trójmiasta, że ludzie dzielą się tutaj dobrem, jak powiedział w ostatnich słowach śp. Prezydent Paweł Adamowicz. Między sezonami, Trefl podpisał aż trzyletni kontrakt z często przez nas wspominanym trenerem Michałem Winiarskim. W siatkówce tak długie umowy należą do rzadkości. Trzy lata, bo tak mocno pan w niego wierzy, czy dlatego by zabezpieczyć się finansowo, gdyby ktoś inny chciał go zatrudnić? - W kontrakcie są oczywiście wpisane odpowiednie klauzule na wypadek odejścia Michała. Ale tak, zdecydowanie bardzo w niego wierzę. To świetny szkoleniowiec. Taka długość kontraktu daje spokój pracy zarówno jemu, jak i klubowi. Wiemy jaką drogą chcemy podążać. W marcu przed play-off mówił mi pan, że jest przekonany że Winiarski zostanie trenerem kadry. Podtrzymuje pan te słowa? - Tak. Pytanie czy już teraz? Nie jest tajemnicą, że faworytem nowego prezesa PZPS, Sebastiana Świderskiego, jest Nikola Grbić, z którym znają się ze wspólnej pracy w klubie. Jeśli do Michała zadzwonią, wiem że on zadzwoni do mnie, by się skonsultować. Mamy wieloletnie, dobrze poukładane relacje. Pozostając przy Świderskim, wcześniej prezesem ZAKSY, który został wybrany na szefa polskiej siatkówki. To trochę tak jak w piłce nożnej, gdzie prezesem PZPN został szef Jagiellonii Białystok. - Związek jest udziałowcem ligi, przez niego przechodzą sprawy sędziowskie i transfery. Poza tym PlusLiga jest od związku niezależna. W wyborach na prezesa PZPS głosują okręgowe związki, nie jest jak w piłce, że kluby mają głosy. Związek pomorski nie widział mnie jako delegata na zjazd. Skupiam się na klubie i lidze. Jaki żywi pan zatem uczucia wobec nowego szefa PZPS? - Bardzo Sebastiana lubię. Uważam, że to bardzo dobry wybór. Młody, znany w środowisku, będę mu kibicował. Gdyby Michał Winiarski odszedł - czy rozpatrywałby pan kandydaturę Vitala Heynena jako trenera Trefla? - Gdy Michał Winiarski odejdzie, będę musiał szukać zastępstwa. Jednak Vital Heynen raczej nie będzie na górze listy moich kandydatów. Mamy swoją filozofię pracy, przyznam szczerze, że z moich obserwacji Heynen się w nią nie wpisuje. Styl innych trenerów bardziej do mnie przemawia. Owszem, mieliśmy w Gdańsku trenera, który był aktywny w mediach, co jest spójne z Vitalem, jednak w innych aspektach ta praca wyglądała inaczej. Na treningach pot był wylewany hektolitrami. To Andrea Anastasi? - Tak. Trzeba Heynenowi oddać, że zjednał sobie media i kibiców. Ma swoje niekonwencjonalne metody prowadzenia drużyny. Osiągnął sukcesy z reprezentacją, jednak koniec końców okazał się niewolnikiem pewnych rozwiązań. Mówił pan o wylewanym pocie, w związku z czym przypomniało mi się, gdy rekordzista pod względem gier w Ekstraklasie, Łukasz Surma, mówił mi kiedyś, że w pewnym momencie doszedł do wniosku, że ciężki trening, nie znaczy dobry. - Każda dyscyplina sportu ma swoją specyfikę. Oczywiście na sukces składają się dziesiątki czynników. Mogę mówić o Treflu Gdańsk. Widzę, że zajęciom cały czas towarzyszy dobra atmosfera, to się nie zmienia. Mimo zmęczenia, cały czas widzę błysk w oku zawodników. Michał wciąż im powtarza: "Kochajcie to co robicie. Macie najlepszy zawód na świecie". Cały czas jest entuzjazm, trener Winiarski jest osobą szczerą, ale też ogromnie pracowitą i tego wymaga od innych. Dobry trener to taki, który przegra 100 meczów i wyciągnie z nich wnioski. - Porażki będą, najważniejsze jest to, że ta ekipa wierzy w to co robi. Wszyscy pchają wózek w jedną stronę, to się czuje. Dlatego chce się jeździć po całej Polsce na ich mecze. Zawsze powtarzam zawodnikom i trenerom: "Jeśli macie problem - jest winda sześć pięter wyżej z sali treningowej ERGO ARENY do biura, podjedźcie na górę, moje drzwi są zawsze dla was otwarte". Dlatego zawodnicy chcą u nas grać, siatkarze rozmawiają ze sobą, poczta pantoflowa jest szybsza nawet od Internetu. Grając w Treflu, z przyjemnością przychodzi się do pracy. A przecież o to w życiu chodzi - by lubić swoją pracę. W poprzednim sezonie Trefl tylko jeden mecz rozegrał z publicznością, resztę w pustej hali. Czy nie obawiacie się, że pokazywanie wszystkich meczów w telewizji i internecie zagrozi frekwencji na meczach w Gdańsku? - Wprost przeciwnie, cieszę się z tak szerokiej dostępności spotkań PlusLigi. Po pierwsze nasi kibice mogą zobaczyć Trefla w meczach wyjazdowych. Po drugie czuję głód oglądania siatkówki na żywo wśród naszej społeczności fanów. Po trzecie myślę, że nasi partnerzy i sponsorzy są bardzo zadowoleni widząc swoje logotypy na ekranach. Po czwarte, po to mamy bardzo dobry dział marketingu, by kibica przyciągnąć. Konkurujemy z innymi dyscyplinami sportu, chyba nigdzie nie takiego zagęszczenia drużyn ligowych jak w Trójmieście. Oprócz innych klubów sportowych rywalizujemy z kinami, teatrami czy galeriami - z placówkami, które oferują różne warianty spędzania wolnego czasu. Naszą przewagą jest to, że jesteśmy jedynym w regionie klubem siatkówki, przez co możemy się kreować na klub zarówno gdański jak i pomorski. Przyjeżdżają do nas kibice z całego województwa. A propos jeżdżenia - PlusLiga wystartowała w piątek. Trefl Gdańsk zacznie w niedzielę meczem w Katowicach. Będzie pan na meczu? - W poprzednim sezonie opuściłem tylko dwa spotkania wyjazdowe - oba w Rzeszowie - jedno, które ostatecznie się nie odbyło z powodu koronawirusa, choć zespoły już się rozgrzewały. Drugie też z Resovią, gdy stawką było piąte miejsce. Poza tym byłem na wszystkich meczach i sparingach. Teraz też planuję być wszędzie, nie może być inaczej. Zawodnicy i sztab patrzą czy jestem. Szanują, że poświęcam swój prywatny czas, że weekend spędzam patrząc jak grają. Jak przebiegł okres przygotowawczy do sezonu? - Zgodnie z planem, w przeciwieństwie do tego sprzed roku, gdy do ligi przystępowaliśmy "z marszu", po zakażeniach koronawirusem. Obyło się bez kontuzji. Mateusz Mika miał trochę dłuższe przygotowania, po kontuzji którą odniósł w trakcie poprzednich rozgrywek. Trzymam kciuki za jego zdrowie, bo limit pecha wyczerpał już do końca życia. Michał Winiarski zaczyna trzeci sezon jako trener Trefla Gdańsk. Nie boicie się, że wasza drużyna zostanie przez ligową konkurencję "przeczytana"? - Nasz trener cały czas się uczy. "Winiar" łączy stare z nowym. Gdy wszyscy już śpią w autokarze wracającym z wyjazdu, on siedzi z laptopem i ogląda kolejnego rywala. Mógłby rzucić okiem na statystyki, ale woli obejrzeć na własne oczy. To ostatnie już chyba pokolenie sportowców, które nie szuka drogi na skróty. Oni wiedzieli, że muszą przerzucić ileś ton żelastwa, żeby był efekt. Do tego pokolenia należy też Mariusz Wlazły. - Ta historia z jego studiowaniem na wydziale psychologii Uniwersytetu Gdańskiego to idealny przykład. Przecież ze swoją pozycją i nazwiskiem mógłby pójść na studia zaoczne, ale on się uparł na dzienne i indywidualny tok studiów. Wie, że musi ileś książek przeczytać, żeby posiąść wiedzę. To jest właśnie to nie szukanie drogi na skróty. Rozmawiał Maciej Słomiński