PAP: Jaka była pana reakcja na komunikat o zakończeniu z powodu pandemii koronawirusa sezonu PlusLigi? Andrea Anastasi: - Zaskoczony oczywiście nie byłem. To nie są łatwe sprawy. W Polsce co prawda sytuacja nie jest tak zła jak we Włoszech, ale i tak jest już ponad 1000 osób zakażonych. Obowiązuje wiele obostrzeń, co wpływa znacząco na naszą pracę. W tym momencie najważniejsze jest dbanie o zdrowie wszystkich. Nie wiadomo, co będzie dalej. Nie sposób przewidzieć, kiedy i na jakich zasadach moglibyśmy wrócić do gry. Dlatego decyzję władz PLS rozumiem i szanuję. Przełożone zostały jednak Liga Narodów oraz igrzyska, co teoretycznie dawało szansę na wydłużenie sezonu klubowego... - Kilka tygodni temu analizowaliśmy z moim sztabem różne scenariusze. Fakt, teoretycznie w obecnej sytuacji moglibyśmy grać może nawet do czerwca, ale póki co hale są zamknięte i nawet jeśli będziemy mieć do nich dostęp od połowy kwietnia czy od maja, to problemem byłoby odbudowanie formy po tak długiej przerwie w treningach. Musimy zaakceptować obecną sytuację i skupić się na myśleniu o nowym sezonie. Mam też jednak świadomość, że decyzja o zakończeniu rozgrywek teraz może być dla niektórych niesprawiedliwa, niezbyt fajna i niełatwa do przyjęcia. Którąś z drużyn ma pan konkretnie na myśli? - Na pewno Jastrzębski Węgiel. Został sklasyfikowany na czwartym miejscu i w związku z tym nie wywalczył prawa gry w kolejnej edycji Ligi Mistrzów. A świetnie sobie radził jak na razie w tym sezonie w tych prestiżowych rozgrywkach. W przypadku spadku sytuacja była jasna, bo nawet gdyby udało nam się dokończyć fazę zasadniczą, to i tak BKS Visła Bydgoszcz nie opuściłaby ostatniej pozycji. Pecha miała też VERVA, która prowadzenie w tabeli straciła po ostatniej, jak się później okazało, kolejce w sezonie. W przypadku dokończenia fazy zasadniczej pański zespół miałby szansę wrócić na pozycję lidera... - Wiem... Pracowaliśmy ciężko, ale w kilku spotkaniach zabrakło nam cierpliwości, co skutkowało stratą cennych, jak się teraz okazało, punktów. Wszyscy mamy ambicję i chcielibyśmy dokończyć na boisku rywalizację, ale cóż mogę powiedzieć? Trzeba uszanować decyzję, która zapadła. Zawsze staram się pozytywnie podchodzić do wszystkiego i tak samo jest teraz. Niedługo po oficjalnym zakończeniu sezonu rozmawiałem z naszym prezesem Piotrem Gackiem i też powiedział mi, by nie martwić się tym, a skupić na myśleniu o kolejnym sezonie. Chyba po raz pierwszy w karierze nie miał pan szansy osobiście pożegnać się ze swoimi zawodnikami po zakończeniu rozgrywek? - To bardzo dziwne. Skoro nie mogliśmy się spotkać, to wysłałem wszystkim chłopakom taką samą wiadomość. Dobrze, że mamy dostęp do nowoczesnych technologii, to łagodzi skutki obecnej sytuacji. Dziwny był także cały ten sezon w przypadku pana drużyny. Zaczął się przecież od tego, że losy klubu stały pod wielkim znakiem zapytania z powodu poważnych kłopotów finansowych... - Mamma mia, co myśmy przeżyli! Zaczęliśmy od zera. W meczu o Superpuchar Polski graliśmy bez atakującego. Nie mieliśmy wówczas sponsora, nie dostawaliśmy pensji. Drugie miejsce w stawce w takich okolicznościach nie jest złe. W mediach można przeczytać, że w związku z wcześniejszym zakończeniem sezonu prezesi klubów PlusLigi chcą obniżyć kontrakty siatkarzy i zapewne również trenerów. Zawodnicy bronią swoich racji. Doszło już do porozumienia? - Nie mamy na razie takiego, rozmowy trwają. Jestem gotowy pomóc klubowi, pieniądze nie są dla mnie najważniejsze. Nie powiedziałbym jednak, że sytuacja jest wszędzie taka sama. Na początku sezonu w ogóle nie dostawaliśmy pensji, otrzymaliśmy je potem z opóźnieniem. Było więc inaczej niż w innych klubach. W obecnej chwili jednak myślenie o pieniądzach nie jest moim priorytetem. Rozmawiała: Agnieszka Niedziałek