W pierwszym meczu Trefl wygrał u siebie pewnie 3:1. Stołeczna ekipa miała wówczas duże kłopoty z własnym serwisem. Przed rewanżem jej zawodnicy zapowiadali, że będą do końca walczyć o doprowadzenie do trzeciego meczu w tej parze.Determinację tę widać było w ich szeregach w pierwszych dwóch setach, które miały podobny przebieg. Podopieczni Andrei Anastasiego stopniowo budowali kilkupunktową przewagę. Gdańszczanie nie rezygnowali z walki i w obu partiach doprowadzili do remisu 22:22, ale końcówki należały do gospodarzy.Trzecią odsłonę również zaczęli dobrze - od prowadzenia 3:0. Potem jednak w ich grze coś się zacięło, a dominować zaczęli zawodnicy Trefla. Główną bolączką Vervy była bardzo mała skuteczność w ataku. Rywale z kolei czuli się coraz pewniej i wyrównali stan rywalizacji w całym spotkaniu.Rozbici jeszcze chwile wcześniej miejscowi gracze znaleźli się pod ścianą. Tie-breaka zaczęli efektownie - wypracowali przewagę 5:1. Zawodzący wcześniej często w ofensywie Bartosz Kwolek teraz kończył kolejne kontry. Szczęście przyjmującego i jego klubowych kolegów nie trwało jednak długo. Gdańszczanie doprowadzili do remisu, a następnie wyszli na prowadzenie 12:10. Końcówka była prawdziwą huśtawką nastrojów. Ostatecznie tę partię gospodarze wygrali 15:13."Zaczęliśmy naprawdę dobrze. Byliśmy skupieni, dobrze funkcjonował system blok-obrona. Potem straciliśmy to skupienie, pojawiły się błędy, nastąpił spadek poziomu gry kluczowych graczy" - analizował później Anastasi.Przyznał, że tie-break kosztował go sporo nerwów. Piłkę meczową jego drużyna miała po pojedynczym bloku atakującego Jana Króla na Bartłomieju Lipińskim. Po chwili zaś nieco szczęśliwym asem serwisowym popisał się rozgrywający Michał Kozłowski."Sprawa bloku jest dość zabawna, bo najbardziej baliśmy się właśnie o ten element, a wypadliśmy w nim lepiej niż rywale" - zaznaczył z uśmiechem Włoch.Jak dodał, cieszy go to, jak jego podopieczni - mimo presji - zaczęli to spotkanie."Jestem zadowolony z reakcji zespołu od strony mentalnej. To było trudna sytuacja. Jestem szczęśliwy, bo zagramy jeszcze jeden mecz z Treflem. Pracowaliśmy nad stroną mentalną. Zagraliśmy dobrze sparing ze Skrą Bełchatów, a potem przydarzył nam się spadek energii. Trzeba być nastawionym pozytywnie, bo play off-y takie są - nigdy nie wiadomo, co się stanie. Nagle można odpaść. Trzeba więc wierzyć w siebie i walczyć. Nie zawsze da się grać najlepszą siatkówkę" - zastrzegł.Przyznał, że sobotnia wygrana powinna dodatkowo wzmocnić jego zespół, bo po raz pierwszy w tym sezonie wygrał on z Treflem. Wcześniej poniósł trzy porażki.Rozgrywający drużyny z Gdańska Marcin Janusz zaznaczył, że stan rywalizacji 1-1 w ćwierćfinale jest dość dobrą sytuacją. Nie ukrywał jednak, że w piątym secie jego zespół zmarnował szansę."Prowadziliśmy 12:10 i mogliśmy spokojnie dokończyć tego seta, a nie doprowadzić do tak nerwowej końcówki. Zdecydowała piłka, która prześlizgnęła się przez siatkę i spadła tuż za nią. Mamy o to pretensje do siebie" - przyznał.Król zwrócił uwagę na przestoje, które przytrafiały się jego drużynie. "Nie robiliśmy wówczas masy błędów, ale to były takie momenty, że nagle wszyscy je robili. Ważne jest dla mnie, że gramy dalej. W Gdańsku daliśmy ciała. Chcemy teraz tam pojechać i pokazać, na co nas stać. Przed tie-breakiem trener wygłosił nam mowę taktyczną, a na koniec lekko motywacyjną. Powiedział właściwie to, co mógł - albo wygramy ten mecz, albo będzie blamaż. Nie na miejsca 5-6 ma bowiem walczyć ten zespół, tylko o medale" - zaznaczył.Rywalizacja tych zespołów ma szczególne znaczenie dla Anastasiego, który przed przyjściem do Vervy w 2019 roku przez pięć lat prowadził Trefl. W drużynie z Gdańska występowało też w przeszłości trzech graczy warszawskiego klubu - Piotr Nowakowski, Artur Szalpuk i Michał Kozłowski.Trzeci mecz tej pary odbędzie się we wtorek lub w środę. an/ sab/ Tego jeszcze nie widziałeś! Sprawdź nowy Serwis Sportowy Interii! Wejdź na sport.interia.pl!