Drużyna z Zawiercia od początku sezonu zbiera pochwały od kibiców i ekspertów. W pierwszych sześciu spotkaniach przegrała tylko raz, pokonując między innymi PGE Skrę Bełchatów. W niedzielę Warta niespodziewanie zanotowała jednak drugą porażkę, nie wygrywając nawet seta z Treflem Gdańsk. Mimo to w spotkaniu ze Stalą Nysa była zdecydowanym faworytem. Goście pozostawali bowiem jedyną drużyną w lidze, która nie zdołała dotąd wygrać ani jednego meczu. Mimo że w kilku spotkaniach zespół z Nysy nawiązał wyrównaną walkę z rywalami, nie potrafił doprowadzić sprawy do szczęśliwego finału. W Zawierciu również nie zaczął najlepiej, szybko pozwalając gospodarzom na zdobycie kilkupunktowej przewagi. Grą Warty dobrze kierował rozgrywający Maximiliano Cavanna. Argentyńczyk chętnie korzystał w ataku z usług środkowych, a Flavio Gualberto oraz Patryk Czarnowski popisywali się mocnymi i skutecznymi zbiciami. W pewnym momencie gospodarze prowadzili już 16:9, ale Stal zaczęła konsekwentnie odrabiać straty. Problemy ze skutecznym atakiem miał Grzegorz Bociek, który w tym meczu zastąpił w wyjściowej szóstce Mateusza Malinowskiego. Gospodarze mieli też kłopoty z przyjęciem zagrywki Moustaphy M’Baye i ich przewaga stopniała do zaledwie jednego punktu. W końcówce to oni zachowali jednak więcej zimnej krwi i wygrali seta 25:22. Kolejna partia również rozpoczęła się od mocnego uderzenia zespołu z Zawiercia, który wyszedł na prowadzenie 5:2. Przewagę wkrótce powiększył jeszcze as serwisowy Dominika Depowskiego. Goście od czasu do czasu potrafili wyprowadzić efektowną akcję, dokładali też punkty zagrywką, ale zawiercianie długo utrzymywali się na prowadzeniu. Wreszcie, po skutecznym ataku Bartosza Bućki, Stal doprowadziła do remisu 17:17. Dobre efekty przyniosła też podwójna zmiana zastosowana przez trenera Stelmacha. Po ataku wprowadzonego na boisko Michała Filipa goście objęli prowadzenie 21:20. Po chwili spokojny zwykle szkoleniowiec zawiercian Igor Kolaković poprosił o czas i zrugał swoich siatkarzy, ale to nie wystarczyło, by powstrzymać rozpędzonych rywali. Tym razem to goście wygrali 25:22. Na trzecią partię w drużynie gospodarzy pozostał wprowadzony pod koniec poprzedniego seta Paweł Halaba. To niesieni dobrą grą zawodnicy z Nysy wyszli jednak na dwupunktowe prowadzenie i przez kilka minut potrafili je utrzymać. Warta niemal nie zagrażała im zagrywką, do tego goście z poświęceniem grali w obronie. Nawet gdy zawiercianom udało się doprowadzić do stanu 15:16, przeciwnicy już po chwili odbudowali przewagę. Po stronie gospodarzy brakowało lidera w atakach ze skrzydeł, gdzie regularności nie potrafili zachować ani Bociek, ani Halaba, ani Garrett Muagututia. Efekt? Porażka 20:25. Przed początkiem czwartego seta Kolaković zdecydował się na posłanie w bój Piotra Orczyka. Nie zmieniło to jednak obrazu gry i Stal ponownie rozpoczęła od prowadzenia 5:3. Nieco lepiej zaczął grać Bociek, ale gospodarze wciąż nie umieli zatrzymać rywali blokiem. Takich problemów nie mieli przyjezdni, którzy po dwóch zatrzymanych atakach Orczyka odskoczyli z rezultatem 16:12. W przeciwieństwie do poprzednich kolejek, tym razem drużyna z Nysy nie wypuściła z rąk prowadzenia. Mimo że gospodarzom udało się wyrównać, siatkarze Stali zachowali w końcówce zimną krew i wygrali cały mecz 3:1. Tym samym beniaminek zanotował pierwsze zwycięstwo w PlusLidze od 15 lat, czyli sezonu 2004/2005. Wówczas Stal spadła z ligi i na kilkanaście sezonów ugrzęzła na niższych poziomach rozgrywkowych. Wygrana daje nadzieję, że tym razem zespół skuteczniej powalczy o utrzymanie w elicie. Aluron CMC Warta Zawiercie - Stal Nysa 1:3 (25:22, 22:25, 20:25, 22:25) Warta: Flavio, Muagututia, Bociek, Czarnowski, Depowski, Cavanna oraz Żurek (libero), Niemiec, Kania, Halaba, Orczyk Stal: M’Baye, Łapszyński, Ben Tara, Lemański, Bućko, Komenda oraz Ruciak (libero), Dembiec (libero), Szczurek, Filip, Długosz DG