Mecz szóstej drużyny w tabeli PlusLigi z dwunastą powinien mieć wyraźnego faworyta? Nie w tak wyrównanych rozgrywkach i nie w tak niezwykłym sezonie, jak ten obecny. Forma wielu drużyn mocno faluje, a Warta i Cuprum to tego najlepsze przykłady. Zajmujący przed pierwszym gwizdkiem szóstą pozycję zawiercianie przegrali aż pięć z ostatnich siedmiu meczów, w tym sobotnie starcie w Katowicach. Niżej notowani goście w tym czasie zwyciężyli czterokrotnie, pokonując między innymi PGE Skrę Bełchatów, a ostatnio Asseco Resovię. Mimo wszystko we wtorek na parkiecie dominowali zawiercianie, którzy świetnie rozpoczęli spotkanie. U gości w ataku dwa razy pomylił się Wojciech Ferens i Warta szybko prowadziła 4:1. Z czasem jej przewaga wzrosła do czterech punktów. W Cuprum nierówno mecz rozpoczął Ronald Jimenez, czyli jak dotąd najlepiej punktujący siatkarz PlusLigi. Gospodarze skutecznie atakowali natomiast ze skrzydeł i długo utrzymywali bezpieczną zaliczkę. Przed końcówką lubinianie dogonili jednak rywali i objęli prowadzenie 21:20. Tyle że Warta zdołała jeszcze raz przechylić szalę na swoją stronę i, nie bez pomocy systemu challenge, wygrała pierwszą partię 25:23. Kolejny set gospodarze również rozpoczęli od mocnego uderzenia. I to dosłownie - na własnej skórze odczuł je Kamil Szymura. Libero Cuprum nie zdążył się uchylić przed lecącą z prędkością ponad 100 km/h piłką uderzoną z pola serwisowego przez Mateusza Malinowskiego. Z 4:1 dla Warty szybko zrobił się remis, ale potem gospodarze po raz kolejny wypracowali sobie trzy punkty przewagi. Tego jeszcze nie widziałeś! Sprawdź nowy Serwis Sportowy Interii! Wejdź na sport.interia.pl! Pod siatką kilka razy było nieco nerwów - zwłaszcza wtedy, gdy z decyzjami sędziów nie zgadzał się trener Cuprum Marcelo Fronckowiak. Przy stanie 10:16 brazylijski szkoleniowiec poprosił jeszcze o przerwę, ale gra jego drużyny zupełnie się załamała. Po drugiej stronie siatki na zagrywce i w ataku świetnie radził sobie Malinowski. Skończyło się niemal deklasacją rywali i wygraną 25:14. Zaskoczeni byli nią sami gospodarze, którzy po ostatniej akcji seta byli przekonani, że zdobyli dopiero 24. punkt. Skończyło się na zabawnej sytuacji, ale lubinianom do śmiechu nie było. W dwóch pierwszych setach mieli duże problemy z finalizacją ataków. Na trzecią partię wyszli w nieco zmienionym składzie - Nikołaja Penczewa zastąpił Kamil Maruszczyk. Powtórzył się jednak scenariusz z poprzednich partii i Warta szybko wypracowała sobie trzypunktową zaliczkę. Wtedy jednak próbkę swoich możliwości dał Jimenez, po jego dobrym ataku Cuprum objęło prowadzenie 11:10. To jednak tylko zmobilizowało gospodarzy. Szybko ponownie pokazali, że tego dnia byli wyraźnie lepsi od rywali. Prowadzenia 18:13 nie dali już sobie wydrzeć, wygrywając partię 25:19. Wygrana za trzy punkty wywindowała Wartę na trzecie miejsce w tabeli. Cuprum po wtorkowym pojedynku ma z kolei najwięcej rozegranych meczów w tym sezonie z całej ligi. Lubinianom zostało do nadrobienia tylko jedno zaległe spotkanie. W najbliższy weekend podejmą GKS Katowice, zawiercianie już w piątek zagrają natomiast w Suwałkach ze Ślepskiem Malow. Aluron CMC Warta Zawiercie - Cuprum Lubin 3:0 (25:23, 25:14, 25:19) Warta: Malinowski, Flavio, Orczyk, Cavanna, Niemiec, Muagututia - Żurek (libero) oraz Bociek, Kania, Gjorgiew Cuprum: Jimenez, Gunia, Ferens, Tavares, Smoliński, Penczew - Szymura (libero) oraz Jakubiszak, Maruszczyk, Magnuszewski, Lorenc Damian Gołąb