Skra wyszła na spotkanie z Chemikiem z trzema mistrzami świata w podstawowym składzie: Grzegorzem Łomaczem, Arturem Szalpukiem i Jakubem Kochanowskim. Dodając do tego gwiazdy PlusLigi, czyli Mariusza Wlazłego, Karola Kłosa i Milada Ebadipoura, nie trudno było wskazać faworyta pojedynku. W kadrze Chemika trudno doszukać się zawodników takiego formatu. Gospodarze prowadzeni przez Jakuba Bednaruka nie przestraszyli się bełchatowian. Zagrali bardzo dobrze i sprawili niespodziankę dużego kalibru. Aż pięciu Chemika zakończyło spotkanie z dorobkiem ponad 10 punktów. Najwięcej, 18, zdobył Nikola Kovacević. Serbski przyjmujący miał 55-procentową skuteczność w ataku. MVP spotkania został jednak wybrany Bartłomiej Lipiński (16 pkt). Po drugiej stronie siatki prym wiódł Wlazły, który zapisał na swoim koncie 21 "oczek".Niewiele brakowało, a Skra z Bydgoszczy nie wywiozłaby nawet jednego punktu. W czwartym secie gospodarze na drugiej przerwie technicznej prowadzili już 16:12. Zaciętą końcówkę na przewagi 29:27 wygrali przyjezdni. Tie-break również dostarczył kibicom dużo emocji. Niemal cały czas inicjatywa należała do Chemika, ale Skra znów odrobiła straty. Do stanu 14:14 doprowadził Wlazły. Tym razem jednak bydgoszczanie zachowali więcej zimnej krwi i wygrali 18:16."Mecz mógł podobać się kibicom, bo momentami była to fajna siatkówka, ale mówiąc o naszej grze, to nie zaprezentowaliśmy się najlepiej" - powiedział libero Skry Kacper Piechocki cytowany na oficjalnej stronie klubu. "Ciężko powiedzieć, w jakim elemencie odstawaliśmy. Trzeba też oddać rywalom, że zagrali dobrze, podbijali sporo piłek, kończyli ataki. Musimy jak najszybciej zapomnieć o tym meczu, bo w środę czeka nas kolejne spotkanie" - zaznaczył. W tym dniu Skra podejmie MKS Będzin. Czasu na odpoczynek nie będą mieli zbyt dużo."Musimy wyrzucić ten mecz z głów, bo ktoś ustalił tak, że gramy w poniedziałek, a potem w środę. My możemy na ten temat tylko sobie porozmawiać i wyjść na boisko, by to spotkanie rozegrać" - podkreślił Piechocki.