Rewanż we Włoszech zaplanowano na 22 marca. Dobrze znany, co równie trudny rywal siatkarzy z Bełchatowa w drodze do Final Four LM przyjechał w środę do łódzkiej Atlas Areny. Po drugiej stronie siatki wicemistrzowie Polski mieli gwiazdy, m.in. Kubańczyka z włoskim paszportem Osmany Juantorenę, Bułgara Cwetana Sokołowa, Amerykanina Micaha Christensona czy uznawanego za jednego z najlepszych libero na świecie Francuza Jenia Grebennikova. W takim zestawieniu mistrz Włoch pokonał już w tym sezonie bełchatowian w półfinale Klubowych Mistrzostw Świata (3:0), a przed rokiem był górą w tej samej fazie rozgrywek LM. Teraz, jak przed spotkaniem w Łodzi zapowiadał Mariusz Wlazły, miało być inaczej... I rzeczywiście wicemistrzowie Polski nie ustępowali przeciwnikom. W pierwszym secie inicjatywa należała do nich, ale ekipa Lube pozwalała gospodarzom co najwyżej na dwupunktowe prowadzenie (m.in. 16:14 po blok-aucie Milada Ebadipoura). Dlatego wszystko rozstrzygnęło się w końcówce. Przyjezdni obronili w niej dwie piłki setowe, ale za trzecim razem mieli problemy z obiorem serwisu Wlazłego, a Juantorenę zablokował Karol Kłos. Podobnie wyglądała druga odsłona, z tym, że tym razem to podopieczni Robero Piazzy odrobili niewielkie straty. Przegrywali 17:20, ale m.in. dobra zagrywka Wlazłego, oraz blok Nikołaja Penczewa na Sokołowie doprowadziła do gry na przewagi. Znów wojnę nerwów lepiej znieśli naprawdę dobrze dysponowani bełchatowianie. Najpierw bowiem w boisko ze środka nie trafił Stanković, a po chwili do wybuchu radości na trybunach, podobnie jak w pierwszym secie, doprowadził Kłos, który tym razem w ostatniej akcji zatrzymał na siatce Sokołowa. Wysokiego poziomu gry PGE Skrze nie udało się jednak utrzymać w dwóch kolejnych odsłonach. Trzecia zdecydowanie należała bowiem do siatkarzy z Maceraty. Przyjezdni jeszcze lepiej niż wcześniej zagrywali, przez co problemy z przyjęciem mieli bełchatowianie. Na pierwszej przerwie technicznej Cucine Lube prowadziło 8:4, na drugiej 16:9, a w całej partii gospodarze zdobyli zaledwie 13 punktów. Podopiecznym Piazzy trudno było też zatrzymać rozpędzonych rywali w czwartej odsłonie. Znów musieli gonić wynik, ale czym dłużej trwał set tym większą przewagę uzyskiwali goście. Po kolejnych atakach Sokołowa było 15:9 i 20:13. Po autowej zagrywce Bednorza o wyniku meczu musiał rozstrzygnąć tie-break. Decydującą rozgrywkę lepiej zaczęli mistrzowie Włoch, dzięki czemu utrzymywali dwupunktową przewagę (4:2, 8:6, 10:8). Do końcowego triumfu przybliżył ich skuteczną zagrywką Juantorena oraz Sokołow. W ostatniej akcji przez blok nie przebił się zaś Wlazły. Zwycięzca dwumeczu w 2. rundzie play off z wygranym rywalizacji pomiędzy francuskim Chaumont VB 52 Haute Marne i włoskim Trentino Diatec PGE Skra Bełchatów - Cucine Lube Civitanova 2:3 (27:25, 28:26, 13:25, 22:25, 10:15) PGE Skra: Grzegorz Łomacz, Mariusz Wlazły, Srecko Lisinac, Karol Kłos, Bartosz Bednorz, Milad Ebadipour - Kacper Piechocki (libero) - Nikołaj Penczew, Patryk Czarnowski, Marcin Janusz. Cucine Lube: Micah Christenson, Cwetan Sokołow, Taylor Sander, Osmany Juantorena, Dragan Stankovic, Enrico Cester - Jenia Grebennikov (libero) - Davide Candellaro, Jiri Kovar, Andrea Marchisio, Tsimafei Zhukouski. Po meczu powiedzieli: Karol Kłos (środkowy PGE Skry): - Możemy być źli sami na siebie, bo mieliśmy niezłą zaliczkę. Ale prowadząc 2:0 nie poszliśmy za ciosem i zagraliśmy tak, jakbyśmy mieli coś do stracenia. Pojedziemy jednak do Włoch po zwycięstwo, bo z takim wynikiem można jeszcze zaatakować. Nie będzie łatwo, bo tutaj fantastycznie pomagali nam kibice. Ale jest szansa, a dopóki ona jest, będziemy walczyć i starać się zagrać tak jak te dwa pierwsze sety. Grzegorz Łomacz (rozgrywający PGE Skry): - Na pewno te dwa sety dają nam coś w kontekście rewanżu i tam będziemy się bili o zwycięstwo. Wierzyliśmy w nie także w Łodzi i dobrze zaczęliśmy. Trzeba jednak znaleźć przyczynę, dlaczego tak fatalnie zaczęliśmy trzeciego seta. Bartosz Bednorz (przyjmujący PGE Skry): - Ze strony kibiców być może wyglądało to tak, że przestaliśmy wierzyć w siebie. Ale chyba za szybko uwierzyliśmy, że możemy wygrać z tak mocnym zespołem. Wkradło się rozluźnienie i dekoncentracja, przez co popełniliśmy serię błędów. Jest powiedzenie, że kto nie wygrywa 3:0, przegrywa 2:3. Dziś tak właśnie było. Szkoda, że do Włoch pojedziemy z jednym, a nie dwoma lub trzema punktami, ale nie załamujemy się. Pokazaliśmy, że potrafimy walczyć z najlepszymi. Srecko Lisinac (środkowy PGE Skry): - Od początku wierzyliśmy, że możemy wygrać z takim rywalem. Dobrze zaczęliśmy i w dwóch pierwszych setach utrzymywaliśmy dobrą grę. Później jednak za bardzo odpuściliśmy, a przeciwnicy zaskoczyli nas dobrą zagrywką. Udało nam się wrócić na nasz poziom, ale to już nie wystarczyło. To właśnie charakteryzuje tak dobrego rywala jak Cucine Lube. W rewanżu będzie taka sama presja, niezależnie od wyniku tego meczu. Jedziemy tam powalczyć, bo pokazaliśmy, że potrafimy grać bardzo dobrze. Mam nadzieję, że jeszcze wrócimy do Atlas Areny. Micah Christenson (rozgrywający Cucine Lube): - To był bardzo trudny mecz. Dwa pierwsze sety złamały nasze serca, ale najważniejsze, że nie załamały nas do końca. Potrafiliśmy się podnieść i duża w tym zasługa naszych dwóch zawodników, którzy weszli w trzecim secie Davide Candellaro i Jiriego Kovara. Ten mecz pokazał, że wywalczyć awans nie będzie łatwo i musimy o tym pamiętać przed rewanżem. 14 marca, środa Noliko Maaseik (Belgia) - Lokomotiw Nowosybirsk (Rosja) 3:0 (25:23, 26:24, 30:28) Jastrzębski Węgiel (Polska) - ZAKSA Kędzierzyn-Koźle (Polska) 1:3 (19:25, 19:25, 25:21, 33:35) Chaumont VB 52 Haute Marne (Francja) - Trentino Diatec (Włochy) 3:2 (17:25, 25:22, 25:20, 21:25, 15:10) Berlin Recycling Volleys (Niemcy) - VfB Friedrichshafen (Niemcy) 2:3 (22:25, 25:23, 23:25, 25:18, 12:15) 13 marca, wtorek Halkbank Ankara (Turcja) - Sir Colussi Sicoma Perugia (Włochy) 0:3 (18:25, 22:25, 29:31)