Największą bolączką występujących w ekstraklasie siatkarzy ONICO AZS Politechniki Warszawskiej jest obecnie kontuzja Pawła Zagumnego. "Mam poważne problemy z plecami. Nie wiem, kiedy wrócę do treningu i gry. Już nie mogę się doczekać" - powiedział rozgrywający. Zagumny jest jednym z filarów stołecznych "Inżynierów". Jego kłopoty z kontuzjami zaczęły się w grudniu, gdy naderwał więzadło poboczne w kolanie. W styczniu wystąpił w odstępie trzech dni w dwóch meczach ligowych. Były to jego jedyne dotychczas spotkania rozegrane w tym roku. - Mam kłopoty z kręgosłupem, dokładnie mówiąc z odcinkiem lędźwiowym. Mam dość poważne problemy z plecami i nie wiadomo, kiedy wrócę. Muszę to obserwować i odpowiednio reagować. Dolegliwości się nasilają, wciąż powracają, przez co nie mogę wznowić treningów w pełnym zakresie. Najpierw było kolano, a zaraz potem przyplątał się uraz pleców, dlatego to wygląda jakby to była jedna kontuzja - zaznaczył 39-letni siatkarz. Jak dodał, nie grozi mu interwencja chirurgiczna. - Lekarz powiedział, że nie jest to operacyjne. Pomóc ma rehabilitacja i z niej korzystam - podkreślił. Mistrz świata z 2014 roku i wielokrotny reprezentant Polski przyznał, że frustrujące jest to, iż nie wie, kiedy będzie mógł wspomóc kolegów na boisku. - Dwa miesiące już czekamy i tak naprawdę to już nie mogę się doczekać, kiedy wrócę do treningu i do gry. No, ale nic nie mogę poradzić - zastrzegł. Wobec kłopotów Zagumnego jedynym rozgrywającym Politechniki jest Jan Firlej. Na barkach 20-letniego zawodnika, który w poprzednim sezonie wchodził na boisko raczej okazjonalnie, spoczywa teraz odpowiedzialność za prowadzenie drużyny i nie może on liczyć na zmianę. - Nie mamy szans na drugiego rozgrywającego... Tzn. mamy, ale jeden z naszych graczy musi schudnąć jakieś 10 kg. Modlimy się, by Firlej nie zaciął się przy krojeniu chleba, bo byłabym wówczas tragedia. Muszę mieć gotowy scenariusz na najgorszą możliwą sytuację. Gdyby Firlejowi - odpukać - coś się stało - to gralibyśmy z Pawłem Mikołajczakiem (nominalnym atakującym - przyp. red.) na tej pozycji. Awaryjnie mam już też zrobioną koszulkę na "medyczny transfer". Jest to duży problem dla nas i mimo wszystko usprawiedliwienie. To nie jest tak, że szukamy wymówki dla słabszych wyników. Paweł Zagumny od dwóch miesięcy nie trenuje. Wiemy o tym i podczas meczów musimy schować te problemy. To jest sztuką - zaznaczył trener warszawskiego zespołu Jakub Bednaruk, który w przeszłości był rozgrywającym. Mimo braku jednego z podstawowych siatkarzy jego podopiecznym udało się niedawno sprawić niespodziankę. Na początku lutego pokonali na Torwarze PGE Skrę Bełchatów 3:1. W następnej kolejce wygrali na wyjeździe z AZS Częstochowa 3:0. Dobrą passę przerwała niedzielna porażka u siebie z Lotosem Treflem Gdańsk 1:3. - Już trzy minuty po tym meczu wszyscy byliśmy wściekli, bo co innego jak zostajemy zbici, dostajemy w łeb i wracamy do szatni, ale dziś mogło być 3:0 dla nas. Na początku zagraliśmy dobrą siatkówkę, naskoczyliśmy na rywali, a potem zrobiliśmy pięć kroków w tył. Wszystko dobrze funkcjonowało, a potem nagle mówimy sobie "nie chcemy wygrać tego meczu". Tę frustrację musimy zamienić na agresję w środowym spotkaniu z BBTS Bielsko-Biała, bo nie ma czasu na rozpamiętywanie - zwrócił uwagę szkoleniowiec 10. w tabeli Politechniki. Środkowy warszawskiego zespołu Andrzej Wrona bronił Firleja, któremu przytrafiają się błędy wynikające m.in. z braku doświadczenia. - Gra już w miarę pewnie. Czasem popełnia błędy techniczne, ale taktycznie spisuje się dobrze. Nie zawsze jest jego winą, że wywalamy piłki w aut czy nie kończymy ataku. Czasami tak, ale też rolą atakującego jest, by naprawiać błędy rozgrywającego, tak jak nieraz ten naprawia pomyłki przyjmujących - podkreślił. Z dystansem i humorem stara się podchodzić do trudnej sytuacji w drużynie jeśli chodzi o rozgrywających i zapewnił, że wraz z kolegami nie żyje w strachu przed tym, że Firlej dozna kontuzji. - Młody jest zdrowy. Widać, że "przypakowany". Trenuje na maksa. Nie jest tak, że siedzi pod kloszem i wyjmujemy go tylko na mecz. Janek zdaje sobie sprawę, jaką ma okazję, bo to jest szansa jedna na milion. Już w niektórych meczach pokazał, że gra bardzo dobrze - chwalił kolegę. "Inżynierowie" mimo skupienia na walce w lidze nie zapominają o akcjach charytatywnych. W najbliższą niedzielę kilku z nich, wraz z Bednarukiem, wystąpi w charytatywnym meczu na korcie Mera, a po drugiej stronie staną tenisiści, z Klaudią Jans-Ignacik i Grzegorzem Panfilem na czele. W imprezie miał brać udział Zagumny. - Jestem miłośnikiem tenisa i chętnie bym zagrał, ale ze względu na zdrowie wystąpię tylko w roli kibica. Z kimś chciałbym zagrać, gdybym mógł wybierać? Z Andre Agassim - przyznał z uśmiechem. Bednaruk zaznaczył, że na razie o pojedynku z tenisistami jeszcze nie myśli, choć... kompletuje już odpowiedni strój. - Teraz szukamy starych, obcisłych spodenek, bo już mam taki tenisowy sweterek. Rakiety dostaniemy na miejscu. Treningi? Zagramy na świeżości. To będzie przede wszystkim zabawa. A jaki będzie mój główny atut na korcie? Rozbawię wszystkich - oznajmił. Szczegóły taktyki zdradził nieco Wrona, który z uśmiechem zapewnił, że on i jego koledzy nie potrzebują treningu, a wykorzystają posiadany talent. - Albo się to ma, albo nie. Oburęcznego bekhendu nie umiem zagrać, ale myślę, że ciężko będzie nas przelobować i tego będziemy się trzymać - dodał. O ile niedzielny mecz zakończył dobrą serię warszawskiego zespołu, to wyczekiwane zwycięstwo odnieśli gdańszczanie. Przegrali dwa wcześniejsze pojedynki ligowe. Ich szkoleniowiec Andrea Anastasi zaznaczył, że na słabsze wyniki wpływ miały kłopoty zdrowotne jego graczy - choroba osłabiła Miłosza Hebdę, a Mateusz Mika wciąż nie jest w pełni dyspozycji po kontuzji kostki. - Rywale wykorzystywali fakt, że mieliśmy problemy, a nie dysponujemy długą ławką - ocenił Włoch. Lotos jest obecnie na siódmym miejscu w tabeli.