Bartosz Kurek po czterech latach spędzonych w japońskim Wolfdogs Nagoya postanowił wrócić do Polski i związał się z ZAKSĄ Kędzierzyn-Koźle. Doświadczony atakujący po dołączeniu do zespołu otrzymał funkcję kapitana, a z nowymi kolegami miał okazję zgrywać się podczas sezonu przygotowawczego i meczów towarzyskich. Pierwszą okazję do zaprezentowania się przed kibicami w meczu o punkty 36-latek otrzymał w sobotę, kiedy to ZAKSA na inaugurację zmagań w PlusLidze zagrała na wyjeździe z PGE Projektem Warszawa. Stołeczny klub wygrał gładko, bo 3:0, ale to niejedyna zła wiadomość dla fanów trzykrotnego triumfatora Ligi Mistrzów - spotkania nie dokończył wspomniany Kurek, który już w pierwszym secie doznał kontuzji. Do feralnego urazu doszło po tym, jak atak wykonał Artur Szalpuk, a piłka odbiła się od boiska i libero ZAKSY Erika Shojiego, po czym trafiła Kurka w oko. Ten momentalnie upadł na boisko i wstał dopiero po tym, jak pomocy udzielił mu fizjoterapeuta. Siatkarz trafił do szpitala. "W ciągu najbliższych dni kapitan naszego zespołu będzie pod stałą kontrolą okulistyczną, co będzie skutkowało przerwą w treningach" - pisała ZAKSA w komunikacie. Głos zabrał także sam zawodnik, który otwarcie przyznał, że "nie był to debiut marzeń, ale będzie dobrze". I zaapelował do znajomych z Nysy i okolic o to, by w obliczu zagrożenia powodzią, uważali na siebie. Siatkarski mistrz Europy na wałach. Nocna walka o ocalenie miasta Bartosz Kurek wychodzi ze szpitala. Żona siatkarza ujawnia Na kolejne wieści ws. stanu zdrowia wicemistrza olimpijskiego przyszło nam poczekać do wtorku. Wtedy to przed południem żona zawodnika przeprowadziła na Instagramie sesję "pytań i odpowiedzi". A gdy jeden z internautów zapytał o to, jak czuje się mąż, ujawniła nowe informacje, zdradzając, że ten został w szpitalu dłużej, niż początkowo planowano. ZAKSA Kędzierzyn-Koźle kolejny mecz ligowy zagra już w piątek, kiedy to we własnej hali zagra z Norwidem Częstochowa. Występ 36-latka w tym spotkaniu stoi pod dużym znakiem zapytania. Tomasz Fornal "wprowadza szaleństwo". Zbigniew Bartman nie owijał w bawełnę