Maciej Słomiński, Interia: Ostatnie tygodnie są dla pana udane. Kwalifikacja Trefla Gdańsk do play-off, wygrana na wyjeździe z Jastrzębskim Węglem, wreszcie przedłużenie kontraktu z "Gdańskimi Lwami". Lukas Kampa, siatkarz Trefla Gdańsk: - Przedłużenie kontraktu ogłoszono przedwczoraj, ale szczegóły ustaliliśmy jakiś miesiąc temu. Obie strony poznały się przez ten sezon i były zadowolone ze współpracy. Uznaliśmy, że chcemy iść dalej razem dlatego bez problemu się porozumieliśmy. Czyli przedłużenie kontraktu nie było uzależnione od kwalifikacji Trefla play-off? - Nie, chociaż nie da się ukryć, że jeszcze kilka tygodni temu nasza sytuacja sportowa nie była najlepsza. Prezes zaproponował przedłużenie kontraktu o dwa lata, odczytuję jako wyraz zaufania klubu do mnie. Dzięki temu łatwiej zaplanować najbliższy czas mnie i mojej rodzinie, dzieci chodzą do tutejszych placówek oświatowych, to dla nas bardzo ważne. Mówił pan o stanowisku klubu, a co pana przekonało do pozostania w Gdańsku? Oczywiście oprócz plaży i tego, że dzieci dobrze czują się w szkołach? - Potencjał jaki ma Trefl Gdańsk. Widzę, że buduje się coś fajnego, chcę w tym uczestniczyć i pomagać. Dwa tygodnie temu udział Trefla w play-off wisiał na cieniutkim włosku. Brak kwalifikacji do play-off byłby dla pana porażką? - Oczywiście. Było niewesoło, ale będąc razem daliśmy radę, jestem z tego bardzo zadowolony. Jestem przyzwyczajony do gry o wysokie cele, dlatego tak bardzo zależało mi na udziale w play-off. W czasie sezonu nie brakowało chwil zwątpienia. Nie zawsze mieliśmy odpowiednią pewność siebie. Jednak wiara w pomyślne zakończenie cały czas była. Nie da się ukryć, że mieliśmy też trochę farta. Drużyna z Warszawy nie miała najlepszej drugiej połowy sezonu, to nam pomogło. Koniec końców - jesteśmy w play-off PlusLigi. Byliśmy na to gotowi, wciąż jesteśmy co pokazaliśmy w Jastrzębiu. Rozmawialiśmy na początku sezonu, gdy wydawało się, że pierwszym rozgrywającym będzie Łukasz Kozub. Wówczas mówił pan, że dla pana nie będzie problemem siedzenie na ławce. - Podtrzymuję to. Przed meczem w Suwałkach mieliśmy poranny rozruch, poczułem ból w łydce, uznaliśmy wspólnie, że lepiej żebym nie grał. Łukasz mnie zastąpił i zrobił to wielkim stylu. Mecz z Olsztynem u nas był jego popisem. Kozub znalazł się na liście powołanych przez Nikolę Grbicia. Odczytuje pan to również jako swój sukces? - Absolutnie nie. To jego sukces i zasługa. Widzę jak codziennie ciężko pracuje, zasłużył na to powołanie jak mało kto. Play-off był na włosku, ale dziś mamy sytuację zupełnie inną. Mecz w Jastrzębiu był jak serial na "Netfliksie". Dwa pierwsze sety przegrane, wówczas młodych Kozuba i Sasaka zastępują doświadczeni Wlazły i Kampa i obraz gry się zmienia. Sensacyjnie wygraliście 3:2. - Zobaczymy co będzie w kolejnym odcinku tego serialu. Na razie jesteśmy daleko od wygrania serii. Pierwszy mecz, który graliśmy w Jastrzębiu na początku sezonu był dla mnie pełen emocji, podczas tego w środę byłem wyjątkowo spokojny. Czy siedząc na ławce, czy potem na boisku, cały czas wierzyłem, że możemy wygrać. Co mieliśmy do stracenia po dwóch pierwszych, przegranych setach? Poszliśmy na całość, zaryzykowaliśmy i wygraliśmy. Brzmi banalnie, na parkiecie było o wiele trudniej. Poprzednie pięć lat spędził pan w Jastrzębiu, taka niespodziewana wygrana z byłym pracodawcą w ważnym momencie sezonu ma wyjątkowy smak? - Jasne, że tak. Dla mnie to moment zdecydowanie wyjątkowy. Nie chcę za dużo mówić o przeszłości, na tym etapie rozgrywek musimy skoncentrować się na siatkówce. Jak pan odbiera to co stało się w Jastrzębiu po meczu z Treflem? Pracę stracił trener Andrea Gardini. - W zeszłym sezonie Jastrzębie postąpiło podobnie. Gdy tam grałem również nastąpiła zmiana trenera w newralgicznym momencie sezonu. Ta decyzja popłaciła i zdobyliśmy mistrzostwo Polski. Zobaczymy w sobotę jak na zmianę zareaguje drużyna Jastrzębskiego Węgla. Nie moja sprawa, to dziś inna drużyna, inny klub. Dziś jestem w Treflu i dla niego gram. My musimy robić swoje po naszej stronie siatki. Bardzo ważne będzie to jak zaczniemy mecz, musimy na rywala nałożyć dużą presję. Kto jutro zacznie mecz na rozegraniu? - Nie wiem, dowiemy się przed meczem od trenera. Obojętnie kto zacznie, gramy wszyscy razem. W Jastrzębiu zaczął Kozub, ja kończyłem. Jeśli to ma dać wygraną, niech tak samo będzie w Gdańsku. Jakie są szanse w sobotnim meczu? Idealnie wyrównane? - Trudne pytanie. Na pewno nie będzie to spacerek. Myślę, że Jastrzębie jest w dalszym ciągu faworytem. Jeśli oni zagrają na 100 procent, wówczas mamy problem. Jeśli nie - możemy to wykorzystać. Zrobiliśmy to już raz, dlaczego tego nie powtórzyć? Wygrana z Jastrzębiem sprawi, że ten sezon Trefl będzie mógł uznać jako udany. A co jeśli przegracie? Jaka będzie ocena tych rozgrywek? - Trudno się z tym pogodzić, ale często bywa tak, że na ocenę całego roku wpływają dwa albo trzy mecze. Tak już jest. Sprawiedliwie jest poczekać do końca sezonu i wówczas go ocenić. Wraz z końcem sezonu dobiegnie kresu praca trenera Michała Winiarskiego w Treflu Gdańsk. Niespodziewanie Winiarski został selekcjonerem reprezentacji Niemiec, w której pan wciąż gra. Czy niemiecka federacja siatkarska kontaktowała się z panem przed wyborem selekcjonera? - Byliśmy w kontakcie. Jestem doświadczonym zawodnikiem i kapitanem reprezentacji. Zostałem zapytany przez prezesa naszej federacji, czy rekomenduję trenera Winiarskiego na to stanowisko. Zdecydowanie go poleciłem, tak samo jak Moritz Reichert i Ruben Schott - jak widać skutecznie, bo wybrano Michała spośród kilku kandydatów. Uważam, że to dla Niemiec może być strzał w "dziesiątkę". Dobrze, że mamy młodego trenera, który jest zmotywowany, ma wiele pomysłów. Najnowsze informacje spoza parkietu są takie, że mistrzostwa świata zostały przeniesione z Rosji do Polski i Słowenii. Pan byłby w stanie grać w Rosji? - Nie, nie po tym co się stało. Uważam, że to jedyna rozsądna decyzja. Codziennie boli mnie serce, gdy słucham wiadomości. To jest nie do uwierzenia, że tak okrutna wojna ma miejsce w XXI wieku. Przecież ledwie kilka lat temu grałem w klubie z Charkowa, który jest dziś zniszczony przez rosyjską agresję. Jestem na bieżąco w sprawach wojennych, moim współlokatorem na wyjazdach jest Dima Paszycki. Kolejna dobra decyzja jest taka, że Ukraina zastąpi Rosję na tych mistrzostwach. Wspomniał pan o Dmytro Paszyckim, który po wybuchu wojny przyjechał do Gdańska. Właściwie od razu stał się ważną częścią waszej drużyny. - To dobry zawodnik, nie jestem zdziwiony, że tak dobrze radzi sobie na boisku. Dima na boisku wygląda na szczęśliwego, jednak na pewno to dla niego trudny czas. Nie jestem w stanie sobie wyobrazić co przeżywa, myśląc o bliskich, którzy zostali w Ukrainie. My możemy dać mu wsparcie, sprawić by na boisku zapomniał o sytuacji w jakiej znalazła się jego ojczyzna. Rozmawiał Maciej Słomiński Kiedy mecz Trefl Gdańsk - Jastrzębski Węgiel? Mecz play-off PlusLigi w sobotę, 16 kwietnia o godz, 14.45 w ERGO Arenie. Bezpośrednia transmisja w Polsat Sport.