Lotos Trefl jest jednym z trzech zespołów, obok PGE Skry Bełchatów i Asseco Resovii Rzeszów, który wygrał w PlusLidze pierwszych siedem spotkań. "Powiem szczerze, że przed sezonem nie złożyłbym deklaracji, iż odniesiemy komplet zwycięstw w siedmiu kolejkach. Mamy jednak taką zasadę, że nie wybiegamy zbyt daleko w przyszłość i nie analizujemy kolejnych rywali, tylko zawsze koncentrujemy się na najbliższym meczu. I jak na razie przynosi to efekt. Zdajemy sobie jednak sprawę, że przed nami jeszcze wiele ciężkich spotkań" - przyznał. Mistrz świata zapewnił, że mimo znakomitej inauguracji rozgrywek zawodnicy nie odczuwają dodatkowej presji i w klubie nikt nie żąda teraz od nich wygrywania każdego meczu. "Cele postawione przed nami nagle nie zmieniły się. Założenie jest takie, że mamy awansować do play off, a wszystko, co osiągniemy ponadto, będzie naszym "gratisem". Na razie gramy dobrze i chcemy kontynuować zwycięską passę. Jednak może być tak, że potkniemy się już na najbliższej przeszkodzie, a może do końca pozostaniemy niepokonani. Mądrzejsi będziemy po sezonie zasadniczym" - dodał. Trzy dotychczasowe mecze Lotos Trefl wygrał 3:0, a trzy w stosunku 3:1. I tylko raz w Radomiu w potyczce z Cerradem Czarnymi gdańszczanie triumfowali 3:2, zatem stracili jeden punkt. "Nie traktuję tego w ten sposób. Uważam, że w tym meczu wywalczyliśmy dwa, a nie straciliśmy jeden. Radom to trudny teren, a tamtejszy zespół ma w swoim składzie wielu klasowych zawodników i jest wymagającym przeciwnikiem. Przekonali się o tym także bełchatowianie, którzy również zwyciężyli tam 3:2. Takie wygrane też mają jednak swoją wartość. Jeśli udaje nam się przetrzymać trudne chwile, a takich nie brakowało także w Bydgoszczy, wygrywać końcówki setów na przewagi albo tie-break, to pozwala nabrać wiary i pewności siebie" - zauważył. W piątek gdańszczanie zamierzą się w Bielsku-Białej z 11. w tabeli BBTS i mogą zanotować sukces numer osiem. Ich najbliższy rywal odniósł do tej pory tylko dwa, i to ciężko wywalczone, zwycięstwa - po 3:2 nad AZS Politechniką Warszawską i Effectorem Kielce. Pomimo tego Mika przestrzega przed lekceważeniem tej drużyny. "Wierzę w swój zespół, ale nigdy nie można być pewnym wygranej. Gdybym przed meczem znał wyniki, grałbym u bukmachera i miał więcej pieniędzy niż obecnie. Wiele razy moja drużyna była stawiana w roli faworyta, a coś zawiodło i schodziliśmy z parkietu pokonani. Przed takimi spotkaniami najważniejsze jest utrzymać koncentrację i poważnie potraktować przeciwnika. Jeśli zagramy swoją siatkówkę, zrealizujemy założenia i nie będziemy na parkiecie robić głupich rzeczy, powinniśmy wygrać" - zaznaczył. Trener Andrea Anastasi również poważnie podchodzi do konfrontacji z BBTS. Gdańszczanie wyjechali bowiem do Bielska-Białej już w środę po porannym treningu. "Mamy do pokonania prawie całą Polskę i dzień odpoczynku po takiej podróży na pewno nam się przyda" - skomentował 23-letni przyjmujący. Dzięki temu meczowi szósty zawodnik PlusLigi w klasyfikacji najlepiej punktujących (średnio zdobywa 4,19 punktu na set) ma okazję wrócić w rodzinne strony. Mika pochodzi bowiem z leżącej zaledwie 15 kilometrów od Bielska-Białej miejscowości Kobiernice, a w pobliskim Hejnale Kęty stawiał pierwsze siatkarskie kroki.