Mariusz Wlazły, mistrz świata z roku 2014 i dziewięciokrotny mistrz Polski w barwach Skry Bełchatów kończy karierę. Niemal 40-letni siatkarz ogłosił swą decyzję na konferencji prasowej po meczu swego aktualnego klubu Trefla Gdańsk z Projektem Warszawa. Koniec kariery Mariusza Wlazłego to bardzo ważne wydarzenie w historii polskiej siatkówki. W 2020 r. Wlazły został wybrany najlepszym siatkarzem 20-lecia PlusLigi. W bieżącym sezonie siatkarz więcej czasu niż na boisku spędzał na ławce rezerwowych, chociaż gdy trzeba była zastąpić młodszych kolegów na boisku też dawał radę, zagrał mecz nr 500 w polskiej ligi siatkówki. Sam żartował wówczas, że dołączył do klubu "500 plus". "Szampon" poświęcił się dla drużyny z rasowego atakującego przemienił się w przyjmującego. Wlazły przez 20 lat występów na parkietach zdobył 7577 punktów i jest bezdyskusyjnym liderem wszelkich rankingów wszech czasów. Pytany o obecną rolę w drużynie i czy boli go, że wiele czasu spędza wśród rezerwowych Wlazły mówił Interii kilka miesięcy temu: - Kompletnie nie. Jestem elementem większej układanki. To, że nie grałem na początku sezonu, nie ma kompletnie znaczenia. Liczy się to, że cel postawiony na początku sezonu jest wciąż realny - przyznał Wlazły. Prezes Trefla Gdańsk Dariusz Gadomski ujawnił, że po zakończeniu kariery Wlazły zostanie w Treflu Gdańsk, zdradził też przyszłość legendarnego siatkarza: - Zaszczytem jest to, że mogę być prezesem klubu, w którym Mariusz Wlazły zakończy karierę. Mariusz zostaje w Treflu Gdańsk w roli koordynatora psychologicznego. Legenda siatkówki Mariusz Wlazły kończy karierę Na konferencji prasowej był obecny również Piotr Borawski, wiceprezydent Gdańska, miasta który stał się nowym domem Wlazłego, który wcześniej aż 17 lat grał w Skrze Bełchatów. - Ciężko nie być wzruszonym. Po oświadczeniu Mariusza Wlazłego będziemy jeszcze mocniej kibicować "Gdańskim Lwom" i mu kibicować. Zachęcam do przychodzenia na mecze, od wielu sezonów w ERGO ARENIE jest najwyższa frekwencja w PlusLidze. Cieszymy się, że Mariusz zostanie w naszym mieście w innej roli - powiedział Piotr Borawski. Maciej Słomiński, INTERIA