Co? Gdzie? Kiedy? Bądź na bieżąco i sprawdź Sportowy Kalendarz! Bełchatowianie, którzy w efektownym stylu wywalczyli w ostatnią niedzielę Puchar Polski, wydawali się być faworytem tego spotkania. Tymczasem goście nie mieli nic do powiedzenie w konfrontacji z Lotosem Treflem (we Wrocławiu uległ w półfinale ZAKS-ieKędzierzyn-Koźle) i gładko przegrali 0:3. Plasujący się na czwartej pozycji gdańszczanie mieli co prawda mecz zaległy, ale i tak do drugiej w tabeli Skry tracili pięć punktów. Dzięki temu zwycięstwu ekipa trenera Andrei Anastasiego zmniejszyła tę różnicę do dwóch "oczek". - To był dla nas bardzo ważny mecz. Mamy co prawda spotkanie zaległe, ale w przypadku porażki moglibyśmy zapomnieć o grze w finale. Nasza strata do Skry byłaby bowiem zbyt duża, aby ją odrobić. Teraz wszystko jest możliwe, a jeśli wygramy z BBTS Bielsko-Biała, to będziemy wiceliderem. Zdajemy sobie jednak sprawę, że do finału wiedzie daleka droga, ale najważniejsze, że cały czas znajdujemy się w grze o złoto - stwierdził włoski szkoleniowiec. Anastasi bardzo był zadowolony z postawy swoich dwóch przyjmujących, Mateusza Miki oraz Sebastiana Schwarza - ten pierwszy zmagał się ostatnio z kontuzją kolana, a Niemiec z chorobą. - Generalnie po tym meczu cieszy mnie znacznie więcej rzeczy niż po wygranym poprzednim spotkaniu z AZS Częstochowa. Wtedy zagraliśmy źle, czego też nie ukrywałem. W końcu w wysokiej formie są Mika i Schwarz, a na ich powrót do dawnej dyspozycji czekaliśmy od rozegranego na początku stycznia w Berlinie kwalifikacyjnego turnieju do igrzysk olimpijskich - skomentował. Gospodarze zrewanżowali się rywalom za poniesioną w połowie listopada wyjazdową porażkę 0:3, w której nie mieli wiele do powiedzenie. W rewanżu role się odwróciły. Najbardziej zacięty był pierwszy set, ale tylko do stanu 9:9. Później za sprawą Murphy Troya Lotos Trefl wyszedł na prowadzenie 15:10 i do końca utrzymał bezpieczny dystans. A w końcówce błysnął w ataku Schwarz. W kolejnych partiach dominacja gospodarzy nie podlegała dyskusji, a tę jednostronną konfrontację zakończył asem serwisowym Marco Falaschi. Przewaga wicemistrzów Polski najbardziej widoczna była właśnie w tym elemencie - gdańszczanie zanotowali siedem punktowych zagrywek, a zepsuli dziewięć. Z kolei goście stracili w ten sposób aż 15 punktów, natomiast zyskali tylko trzy. Zawodnicy Lotosu Trefl byli także zdecydowanie lepsi w bloku, który dał im 11 "oczek", podczas kiedy rywalom pięć. - Gospodarze zagrali bardzo dobrze, a my przeszliśmy obok meczu. Nie możemy się tłumaczyć, że rozegraliśmy ostatnio wiele spotkań i mamy za sobą sporo przejechanych kilometrów w podróży. Nie ma bowiem żadnego wytłumaczenia na to, jak zaprezentowaliśmy się w tym meczu. Po tej porażce sytuacja w tabeli się wyrównała, a jeśli gdańszczanie wygrają mecz zaległy, to nas wyprzedzą. Nie widzę już potrzeby dalszej analizy naszej postawy. W kolejnych spotkaniach musimy znowu podjąć walkę punkt za punkt, bo dzisiaj nie byliśmy na to gotowi - podsumował trener gości Falasca, który został niedawno szkoleniowcem reprezentacji Czech. Lotos Trefl Gdańsk - PGE Skra Bełchatów 3:0 (25:17, 25:20, 25:16) Lotos Trefl Gdańsk: Marco Falaschi, Bartosz Gawryszewski, Wojciech Grzyb, Mateusz Mika, Sebastian Schwarz, Murphy Troy - Piotr Gacek (libero) - Mateusz Czunkiewicz PGE Skra Bełchatów: Facundo Conte, Srecko Lisinac, Nicolas Marechal, Nicolas Uriarte, Mariusz Wlazły, Andrzej Wrona - Kacper Piechocki (libero) - Marcel Gromadowski, Marcin Janusz, Karol Kłos, Israel Rodriguez, Mihajlo Stankovic.