- W tej chwili jest jeszcze za wcześnie, by zupełnie na chłodno ocenić pojedynek z Zenitem. Musimy mieć trochę czasu, żeby bez emocji, z innej perspektywy spojrzeć na to spotkanie. Na pewno jednak trzeba będzie dokładnie przeanalizować ten mecz i wyciągnąć wnioski. Każda porażka musi bowiem czegoś uczyć - powiedział Nawrocki. Jego zdaniem w ogólnej ocenie drugie miejsce w Lidze Mistrzów należy uznać za sukces. Nie oznacza to jednak, że w bełchatowskiej ekipie nie ma niedosytu i sportowej złości po przegranym finale. - W sporcie zawsze jest żal, gdy końcowe zwycięstwo jest na wyciągnięcie ręki, a w ostatniej chwili ucieka. Na nasz występ w Final Four nie patrzę jednak z perspektywy miejsc i medali, ale przez pryzmat gry, która była zadowalająca. Na pewno parę piłek można było rozegrać inaczej, ale, jak wspomniałem, na szczegółową analizę przyjdzie jeszcze czas. Cieszę się jednak z tego, że w konfrontacji z takim zespołem jak Zenit walczyliśmy jak równy z równym. Sprostaliśmy wszystkim wymaganiom. Przegraliśmy w samej końcówce i musimy z tego wyciągnąć wnioski. Tę porażkę trzeba przekuć na sukces w przyszłości - zaznaczył Nawrocki. PGE Skra ma w swoim dorobku medale Ligi Mistrzów w dwóch kolorach: srebrnym, wywalczonym w minioną niedzielę, i brązowym, za trzecie miejsca w 2008 i 2010 roku. Drużyna z Bełchatowa dwukrotnie zdobywała też tytuł klubowego wicemistrza świata. Nie wszyscy doceniają jednak te sukcesy. - Zdajemy sobie sprawę z tego, że nie wszyscy są nam życzliwi. Nie mamy jednak żadnego wpływu na to, że kogoś drugie miejsce w Lidze Mistrzów cieszy tylko dlatego, że może mówić o nim w kontekście naszej porażki. To jego sprawa. Dla nas najważniejsi są ci, którzy przyszli do hali bądź siedzieli przed telewizorami wspierając nas dopingiem i całym sercem. Ci, którzy razem z nami się cieszyli i razem z nami płakali. Dla nich będziemy się skupiać na tym, by nadal trenować i grać na jak najwyższym poziomie. Innych zostawiamy w spokoju. Każdy ma prawo kibicować komu chce - powiedział Nawrocki. Przed rozpoczęciem Final Four prezes PGE Skry Konrad Piechocki mówił, że z czterech uczestników tego turnieju jego klub ma najniższy budżet. W Polsce bełchatowski zespół uchodzi za finansowego potentata, jednak w "kasowej" klasyfikacji nie wytrzymuje rywalizacji z Zenitem, Trentino czy Arkasem Izmir. PGE Skra nie może więc sobie pozwolić na zatrudnianie takich siatkarzy jak chociażby Osmany Juantorena, który rocznie zarabia ponad 1,2 mln euro. - Nie bawię się w ocenę budżetów. Wolę sportowy aspekt rywalizacji. Siatkówka jest grą drużynową. Nie zawsze trzeba więc mieć najdroższych zawodników, by stworzyć silny zespół. Na pewno przenosiny Juantoreny z Trentino do Kazania sprawią, że Zenit stanie się jeszcze bardziej wymagającym i trudniejszym do pokonania rywalem. Nie oznacza to jednak, że nie będziemy próbowali z nimi walczyć i wygrywać - podkreślił Nawrocki. Okazja do rewanżu za porażkę w Final Four LM może się nadarzyć za kilka miesięcy, podczas turnieju o klubowe mistrzostwo świata w Katarze. Wcześniej bełchatowianie chcą jednak obronić tytuł mistrza Polski. Walka o utrzymanie prymatu w kraju to, zdaniem Nawrockiego, najlepszy w tej chwili lek na niedzielną przegraną z Zenitem. - Walka o mistrzostwo będzie bardzo trudna. To kolejne wyzwanie i zarazem najlepsze antidotum na ten żal, że nie udało się zwyciężyć w Lidze Mistrzów. Za dwa dni gramy mecz ćwierćfinałowy w play off i myślimy już o tym, by jak najlepiej się w nim zaprezentować - powiedział Nawrocki.