CEV, czyli Europejska Konfederacja Piłki Siatkowej, jeszcze przed pierwszym gwizdkiem okrzyknęła spotkanie Skry z Fenerbahce meczem tygodnia Ligi Mistrzów. To spotkanie dużą stawkę miało jednak tylko dla polskiej drużyny. Skra potrzebowała zwycięstwa, by dać sobie realne szanse na awans do ćwierćfinału. Warunek to dobry bilans punktowy - miejsce w czołowej ósemce wywalczą bowiem trzej najlepsi wiceliderzy z pięciu grup LM. Już na początku pierwszego seta obie drużyny sprawdziły siły w kilku długich akcjach. Lepsi okazali się w nich zawodnicy ze Stambułu, którzy szybko objęli prowadzenie. Imponowali grą w obronie, a gdy Nicholas Hoag obił bełchatowski blok, prowadzili już 10:6. Przewaga nie malała, więc już przy stanie 14:10 trener Skry Michał Mieszko Gogol wykorzystał drugą przerwę na żądanie. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź! Jego zawodnicy na chwilę zmniejszyli straty do dwóch punktów po ataku Dusana Petkovicia, ale mistrzowie Turcji utrzymali prowadzenie. W ataku na lewym skrzydle dobrze radził sobie Salvador Hidalgo Oliva. W końcówce zawodnicy Fenerbahce zablokowali jeszcze Taylora Sandera i wygrali 25:22. Również dzień wcześniej Skra przegrała pierwszą partię z Lindemans Aalst, po czym zdołała wrócić do gry i wygrać 3:1. Wówczas Gogol posłał jednak na pierwszy set rezerwowy skład, poza tym Belgowie to przeciwnik z niższej półki niż Fenerbahce, w którym gra kilku zawodników z przeszłością w PlusLidze. W czwartek polski szkoleniowiec wystawił podstawową szóstkę, ale jego siatkarze w pierwszej partii mieli duże problemy w ataku. Nie radził sobie ani Petković, ani Milad Ebadipour. Początek drugiego seta wiele w tym względzie nie poprawił, ale w polu serwisowym punkty zaczął zdobywać Mateusz Bieniek i Skra objęła prowadzenie 5:2. Utrzymała przewagę przez kilka minut, ale po asie serwisowym Metina Toya to Fenerbahce wygrywało 14:13. Wtedy jednak przypomniał o sobie bełchatowski blok - Skra zdobyła pięć punktów z rzędu, dwa razy zatrzymując rywali na siatce. Ostatnie akcje seta rozegrała już z dużą pewnością, o którą było tym łatwiej, że rywale popełnili kilka błędów. W kolejnej partii bełchatowianie znów szybko odskoczyli rywalom dzięki dobrej zagrywce, tym razem w wykonaniu Ebadipoura. Prowadzenie 6:3 było wstępem do dość spokojnej partii. Swoje serwisem dołożył Petković, zagrywając z prędkością ponad 110 kilometrów na godzinę. Po tych popisach Skra prowadziła już 15:9. Nie pomogły przerwy na prośbę trenera rywali Erkana Togana - jego siatkarzy było stać tylko na pojedyncze udane akcje. Wygrana Skry 25:18 nie pozostawiła złudzeń, kto był w tej partii lepszy.Czwarty set okazał się ostatnim, choć zawodnicy z Turcji nie stracili ochoty do gry. Gdy jednak Skra objęła prowadzenie 11:5, wydawało się, że rywale odpuścili walkę. Mieli duże problemy, by przebić się przez szczelny bełchatowski blok, w którym główną rolę odgrywał Bieniek. Siatkarze Fenerbahce wzmocnili jednak zagrywkę, dzięki czemu zniwelowali straty do dwóch punktów. Po stronie Skry problemy w ataku znów miał Ebadipour. Bełchatowianie opanowali jednak sytuację dzięki skutecznej grze Sandera i Petkovicia, wygrywając 25:20.Skra kończy grupę A na drugim miejscu, za Grupą Azoty Kędzierzyn-Koźle. Zgromadziła 13 punktów i musi teraz czekać na rozstrzygnięcia w innych grupach. Pozostałe cztery turnieje rewanżowe fazy grupowej odbędą się za dwa tygodnie. Wszyscy z dotychczasowych wiceliderów mają jeszcze szanse na wyprzedzenie bełchatowian w zestawieniu zespołów z drugich miejsc, ale polski zespół jest w niezłej sytuacji. Fenerbahce HDI Stambuł - PGE Skra Bełchatów 1:3 (25:22, 20:25, 18:25, 20:25) Fenerbahce: Toy, Vigrass, Hoag, Kiyak, Batur, Oliva - Yesilbudak (libero) oraz Karatas (libero), Peksen, Nwachukwu Skra: Petković, Bieniek, Sander, Łomacz, Kłos, Ebadipour - Piechocki (libero) oraz Mitić Damian Gołąb