- Zawsze czwarte miejsce dla sportowca jest najgorsze. Walczyliśmy o to, żeby stanąć na podium. Włoski zespół okazał się od nas lepszy w tie-breaku. Mimo, że mają problemy w lidze, to pokazali, że przyjechali tutaj bić się o najwyższe cele. Przegrali w półfinale, ale w meczu o brąz udowodnili, że jest to klasowy zespół mający w swoim składzie doświadczonych zawodników, którzy z niejednego siatkarskiego pieca chleb jedli - stwierdził popularny "Igła". - Cieszymy się z tego, że zagraliśmy dwa równe spotkania. Żałujemy ogromnie, że nie zdobyliśmy medalu dla kibiców, którzy tak licznie się stawili. Szkoda, że nie udało się w sobotę przechylić szali zwycięstwa na naszą korzyść, bo rozegraliśmy świetne spotkanie z Zenitem. Wystarczyło przetrzymać nawałnicę ze strony Rosjan. Przy stanie 2:0 dla nas pewnie inaczej by się grało. Pokazali, że słusznie są zespołem uważanym za faworyta - podkreślił libero Asseco Resovii. Sobotni pojedynek z Zenitem kosztował rzeszowian mnóstwo sił, co miało wpływ na dyspozycję w meczu o trzecie miejsce. - Żeby pokonać taki zespół trzeba być zaangażowanym w stu procentach. Nie można pozwolić sobie nawet na ułamek sekundy dekoncentracji. To powodowało, że odrabiali punkty. Przy dobrze dysponowanych zawodnikach, jakich mają w swoich szeregach zarówno Rosjanie, jak i Włosi trzeba ten poziom utrzymywać cały czas. Nam niestety zdarzyły się dwa, trzy przestoje, które spowodowały, że te zespoły nas doganiały, potrafiły nas "przycisnąć" i wygrać w końcówce - zaznaczył Ignaczak. - Mecz meczowi nigdy nie jest równy. Z każdym przeciwnikiem gra się inaczej. Włosi nie byli takim zespołem, który aż tak dominował. Uważam, że Zenit w tym momencie dysponuje trzema najlepszymi skrzydłowymi na świecie, jeżeli chodzi o grę na wysokiej piłce. Wilfredo Leon, Matthew Anderson i Maksim Michajłow to są ludzie, którzy potrafią utrzymać bardzo wysoką skuteczność w ataku z piłki przyjmowanej na piąty, szósty metr i wystawianej wysoko, a to się rzadko zdarza. Nie mają jakiegoś wielkiego wachlarza zagrań. Włosi natomiast grają szybszą, kombinacyjną siatkówkę, co widać było w spotkaniu z nami. Musieliśmy się przeorganizować na bloku, bo piłka od rozgrywającego włoskiego latała zdecydowanie szybciej do skrzydeł. Dlatego też pierwszy set nam "uciekł". Potem potrafili nas przezwyciężyć w czwartym secie, doprowadzili do tie-breaka i wygrali go - skomentował były reprezentant Polski. Ignaczak zwrócił też uwagę na poziom sędziowania. System challenge, z którego korzystali trenerzy, zbyt często pokazywał niewłaściwe decyzje arbitrów. - Proponowałbym zastanowić się nad pewnymi innowacjami, jeśli chodzi o pracę sędziów. Skoro trzy wideoweryfikacje potwierdzają błąd, to facet powinien zejść ze słupka i powinien zamienić go ten, co stoi z boku. Wiem i zdaję sobie doskonale sprawę, że siatkówka przyspiesza i pewne rzeczy są ciężkie do wyłapania dla ludzkiego oka, ale po to jest challenge, że sędziowie też mogą z niego korzystać. Widać, że ci zagraniczni arbitrzy odstają zdecydowanie od tego, co się dzieje w Polsce. W PlusLidze powoli nauczyli się grać z wideoweryfikacją - mówił Ignaczak. Mimo że Asseco Resovii nie udało się zdobyć medalu Ligi Mistrzów, to zdaniem Ignaczaka, zahartuje zespół przed walką o złoto mistrzostw Polski z ZAKS-ą Kędzierzyn-Koźle. - Dwa spotkania, jakie rozegraliśmy z takimi przeciwnikami, to nikt nam takich sparingowych meczów nie jest w stanie zagwarantować - zakończył "Igła".Robert Kopeć, Kraków