15 lat Mariusza Wlazłego w PGE Skrze. To brzmi po prostu dumnie. - Na pewno tak. To jest ewenement na skalę światową, bo dziś trudno jest znaleźć drugiego zawodnika, który w wyczynowym sporcie, w jakiejkolwiek dyscyplinie, spędziłby w jednym klubie tak dużo czasu. Tutaj mówimy już o przywiązaniu do barw klubowych. Gdybyśmy wśród młodych ludzi zrobili ankietę na ten temat, to połowa by nie wiedziała co to znaczy. Tutaj mamy zawodnika, który praktycznie całą swoją karierę przeszedł z nami. Dla mnie to wyjątkowa sprawa, bo przez 20 lat pracy w PGE Skrze, ten chłopak jest praktycznie cały czas ze mną.Jak udało się zatrzymać Mariusza w PGE Skrze przez tyle lat?- Nie ukrywam, że Mariusz miał propozycje z Włoch czy z Rosji. Były to bardzo intratne oferty. Myślę jednak, że w samym Mariuszu nie było tyle determinacji, żeby odejść. Pieniądze nie stanowiły dla niego jedynego kryterium. Z mojej wiedzy miał oferowane dużo lepsze zarobki, ale Bełchatów był dla niego miejscem, w którym mógł się rozwijać i czuł się dobrze. Uszanował nas i udowodnił, że wcale nie trzeba wyjeżdżać z Polski, by być lepszym zawodnikiem. To przełożyło się też na sukcesy reprezentacyjne: zdobył wicemistrzostwo i mistrzostwo świata, do tego udowodnił, że można zostać najlepszym zawodnikiem na świecie grając w Polsce. To dla mnie sentymentalna sprawa. Niektórzy żartują, że Mariusz jest moim trzecim dzieckiem, a w dowodzie mam wpisaną Martynę, Kacpra i Mariusza Wlazłego (śmiech).Szczerze: było kiedyś blisko od odejścia Mariusza z PGE Skry?- Był taki moment. Nigdy się jednak nie licytowaliśmy o pieniądze. Nie chodziło o to, więc Mariusz zdecydował się zostać w PGE Skrze.Pamięta pan te pierwsze mecze Mariusza w PGE Skrze?- Tak. Przyszedł do nas w środku sezonu i swój debiut miał mieć w meczu z Jastrzębiem. Przed tym spotkaniem przyszła do mnie rada drużyny i jej przedstawiciele pytali: "Prezesie, kogo prezes bierze? Przecież my nic nie ugramy!". Zresztą, można zadzwonić do kilku osób i teraz im to przypomnieć (śmiech).Mariusz od lat jest liderem PGE Skry.- To prawda, ale lidera kreują też umiejętności. Jestem daleki od mówienia, że jeden zawodnik jest w stanie wygrać mecz, bo przecież ktoś musi przyjąć piłkę, wystawić ją i dopiero zaatakować. Ale Mariusz jest faktycznie takim zawodnikiem, który w niejednym meczu znacznie przyczynił się do zwycięstwa."Legenda" - to słowo w przypadku Mariusza nie jest nadużyciem.- Nie, absolutnie. Tak trzeba go oceniać przez pryzmat jego kariery w PGE Skrze. W końcu powstało powiedzenie: "mówisz PGE Skra - myślisz Mariusz Wlazły".Paweł Papke kiedyś powiedział, że kto ma Mariusza Wlazłego, ten zdobywa mistrzostwo Polski.- I tak było przez siedem lat z rzędu. Nie ma tu co więcej dodawać. To mój 20. sezon pracy w PGE Skrze i wszystkie sukcesy, jakie odnosiliśmy, tak naprawdę są też sukcesami Mariusza. To idzie ze sobą w parze.Mariusz ma 35 lat, wciąż prezentuje wysoki poziom sportowy. Jak długo będzie graczem PGE Skry?- To już pokaże życie. Ciężko jest wyrokować. Myślę, że jeszcze przed sezon Mariusz jest w stanie grać na najwyższym poziomie. A czy zostanie w PGE Skrze po zakończeniu kariery? Mieliśmy jakieś luźne rozmowy, ale na razie nie chcę zdradzać szczegółów. Być może zostanie w pewnej roli związanej z siatkówką i naszym klubem.Za: Skra.pl