Prezes Jastrzębskiego Węgla Adam Gorol zdecydował się na zwolnienie szkoleniowca w czwartek, dzień po porażce 1:3 z Indykpolem AZS Olsztyn. W tym roku drużyna prowadzona przez Reynoldsa przegrała też z Vervą Warszawa Orlen Paliwa i Stalą Nysa, ale nadal zajmuje drugie miejsce w ligowej tabeli. Ma dwa punkty przewagi nad trzecim Treflem Gdańsk. Damian Gołąb, Interia: Dzień po porażce z Indykpolem AZS Olsztyn pracę stracił Luke Reynolds. Trener Jastrzębskiego Węgla został zwolniony, choć drużyna jest wiceliderem ligi. To chyba spora niespodzianka? Krzysztof Ignaczak (były reprezentant Polski): Najwięcej wie prezes klubu Adam Gorol, jest najbliżej drużyny. Zaskakuje jednak, że wicelider zmienia trenera po dwóch słabszych meczach. Faktycznie były to porażki z rywalami, z którymi drużyna potencjalnie powinna wygrać. Widać było jednak w ich grze słabszą tendencję. Decyzja jest zaskoczeniem, warto było chyba jednak zachować spokój. Każda drużyna ma dołek, to tylko ludzie, a nie maszyny. Może akurat jastrzębianie go przeżywają i stąd te porażki. Ludziom siedzącym z boku trudno to jednak ocenić. To osoby blisko drużyny wiedzą najlepiej, co się stało, że prezes podjął tak kluczową decyzję. Przecież jastrzębianie nadal są wiceliderem ligi. Sytuacja jest dość dziwna. Zobacz Sport Interia w nowej odsłonie! Sprawdź! W czterech ostatnich meczach Jastrzębski Węgiel zanotował trzy porażki, udało się wygrać tylko ze Skrą. Ale czy w grze drużyny też było widać wyraźne problemy? - Szukałbym raczej spadku formy fizycznej i mentalnej drużyny. A kiedy złoży się tak, że u kilku chłopaków dyspozycja jest słabsza, to żaden trener nie znajdzie sposobu, by przełożyć to na zwycięstwa. Tempo gry w tym sezonie jest duże, mecze nakładają się na siebie w bardzo krótkim okresie. Pewnie prezes Adam Gorol ma już jednak w głowie nazwisko szkoleniowca, który poprowadzi drużynę. Początki trenera Reynoldsa były dość kruche, krążyły plotki, że nie dotrwa do początku ligi. Później drużyna grała jednak bardzo dobrą, fajną siatkówkę. Teraz przyszło kilka potknięć, może więc prezes chce w ten sposób dać impuls drużynie. Na oceny przyjdzie czas na koniec sezonu, dziś możemy tylko spekulować, co mogło wydarzyć się w klubie. Może trener Reynolds padł ofiarą zbyt dobrego początku sezonu? Poza meczami z ZAKS-ą jesienią Jastrzębski Węgiel wygrywał ze wszystkimi. - ZAKSA zdominowała ligę, bilans 19 wygranych w 19 meczach świadczy o tym, że na dziś nie ma sobie równych w lidze. Mimo dwóch porażek Jastrzębski Węgiel pokazywał ogromny potencjał. Notowania jastrzębian rosły z meczu na mecz, zaczęło się ich wymieniać nawet w gronie kandydatów do gry w finale ligi. Jeśli ta presja docierała do pana prezesa, mógł nie wytrzymać ciśnienia. Ale pewnie ma racjonalne wytłumaczenie decyzji, co otworzy nam szerzej oczy. Zmiana trenera oznacza, że następca Reynoldsa będzie szóstym szkoleniowcem w Jastrzębskim Węglu w ciągu ostatnich trzech lat. Może tej drużynie brakuje stabilizacji? - Faktycznie, sylwetki trenerów w Jastrzębskim Węglu się zmieniają, ale wynika to z różnych powodów. Niektórzy pewnie nie spełniają oczekiwań, inni mogą mieć zbyt wygórowane żądania. Rotacja jest duża, a kluczowe jest to, by szkoleniowiec dostał czas i popracował. Dopiero na samym końcu przyjdzie czas na rozliczenia. Myślę, że dwie czy trzy porażki to nie powód, by zwalniać trenera. Spokój i zaufanie powinny być większe. Pan w czasie swojej przygody w roli prezesa Asseco Resovii był bardziej cierpliwy w stosunku do Piotra Gruszki. - Jako zawodnik grałem w zespołach, w których była realizowana długofalowa wizja, i ceniłem taką postawę. W czasie mojej krótkiej przygody w roli prezesa chciałem kontynuować tę drogę. Grając w siatkówkę, wiedziałem, że trzeba coś zbudować na kanwie zaufania. Bardzo ufałem Piotrkowi Gruszce do momentu, w którym doszliśmy razem do wniosku, że potrzebna będzie zmiana, by dać impuls drużynie. Strefa play-off się już wtedy bardzo oddalała. Ale budując zespół wiedziałem, że stabilizacja to podstawa. Najlepiej widać to chyba po drużynie z Kędzierzyna-Koźla, gdzie takie planowanie przynosi sukcesy. Wymieniane są tylko pojedyncze ogniwa, najczęściej na lepsze. Ich wyniki pokazują, że to dobra droga. Jastrzębie pod kątem budowania składu idzie tym samym tropem, nie potrafi jednak dopasować do tego odpowiedniego trenera. Może teraz do szatni wkroczy postać z dużym autorytetem. Nie wiem, kto to będzie, ale może przejmie tę drużynę na dłużej. Raczej nie jest tak, że to ostatnie przegrane zaważyły na decyzji prezesa Gorola o zwolnieniu Reynoldsa. To była pewnie, jak powiedział Tomek Hajto, truskawka na torcie i ostateczny impuls. A czy skład Jastrzębskiego Węgla jest na tyle dobry, by zagrozić ZAKS-ie i postawić się jej na przykład w finale ligi? - Uważam, że tak. Mają ogromny potencjał. Jako jeden z nielicznych zespołów mogą zagrozić ZAKS-ie. W Jastrzębiu grają bardzo dobrzy przyjmujący z niewygodną zagrywką, w tym elemencie bryluje też świetnie spisujący się Gladyr. Są w stanie odrzucić ZAKS-ę od siatki. Ale kędzierzynianie grają tzw. brudną siatkówkę, szanują piłkę. To gra bardzo niewygodna, dużo w niej nabitek, plasów. Radzą sobie nawet z negatywną piłką po przyjęciu. Dokładność Toniuttiego sprawia, że atakujący zawsze wiedzą, czego się spodziewać. Pan prezes Gorol pewnie myśli jednak o tym, by powalczyć w finale. Każdy prezes chce wygrywać, musi więc wierzyć w potencjał drużyny. Może to też jest przyczyną zmiany trenera - przyjdzie ktoś nowy, kto wyciśnie zawodników jak cytrynę i przeciwstawi się drużynie z Kędzierzyna. Nie ustawiajmy jednak za szybko finałów. Rozmawiał Damian Gołąb