Damian Gołąb, Interia: W przerwie między sezonami transferów jak zwykle było sporo, w czołówce trwał prawdziwy wyścig zbrojeń. Który klub PlusLigi wywarł na panu największe wrażenie swoimi wzmocnieniami? Ireneusz Mazur, były selekcjoner reprezentacji Polski, ekspert Polsatu Sport: W niektórych drużynach było sporo zmian, w innych było nieco stabilniej. Tradycyjnie w znacznym stopniu zmieniła się drużyna Asseco Resovii. Muzaj, Deroo, Kozamernik, Kochanowski, Zatorski - trochę się w tym podstawowym składzie namieszało. Resovia mocno się zbroiła. Gorsza nie jest drużyna Jastrzębskiego Węgla, gdzie trafili Boyer, Hadrava, Clevenot, a na rozegranie Toniutti. Te dwa zespoły dokonały chyba najbardziej spektakularnych zmian. A przy okazji trochę rozbroiły groźnego rywala, czyli ZAKS-ę Kędzierzyn-Koźle. Sebastian Świderski, jeszcze jako jej prezes, też musiał dokonać kilku zmian. Ściągnął nowego trenera i “podbił pieczątkę" na tej drużynie. Można się spodziewać, że to będzie ważna siła w naszej siatkówce. Sporo zmian było też w Aluronie CMC Warcie Zawiercie, nieco mniej w PGE Skrze Bełchatów i Projekcie Warszawa. - Do Skry awaryjnie dołączył Dick Kooy. Miałem jednak przyjemność oglądać tego zawodnika na turnieju Gigantów Siatkówki i jestem pod dużym wrażeniem jakości jego gry i kultury taktycznej. Drużyna z Warszawy ma trenera [Andreę Anastasiego - przyp. red.], który jest w stanie zbudować drużynę na poziomie medalowym, co pokazał poprzedni sezon. Zespół z Zawiercia też będzie trudny do pokonania. Wszystkie te drużyny mają dużą jakość, podnosi się zresztą jakość całej ligi. Mam wrażenie, że faworytem mimo woli jest mistrz Polski, Jastrzębski Węgiel. Jednak nie dlatego, że wyprzedza pozostałe drużyny - pod względem potencjału wymienione przeze mnie zespoły są bardzo blisko. Większych różnic między nimi nie ma. Sprawdź najnowsze informacje na Polsatnews.pl! PlusLiga. "Asseco Resovia nie ma już wyjścia" Po wzmocnieniach w Resovii zanosi się na to, że w jej podstawowym składzie będzie pięciu nowych ludzi. Letnie nabytki całe lato spędziły jednak na zgrupowaniach reprezentacji. Dobrzy siatkarze szybko się dogadają, czy potrzeba czasu, by drużyna wskoczyła na odpowiednie tory? - Od wielu sezonów stanowi to problem. Szczególnie od czasu, gdy nasza liga stała się tak atrakcyjna, że grają w niej reprezentanci mistrza olimpijskiego czy wicemistrza Europy. Ze zgraniem będzie więc kłopot. Często jednak w zespołach są kompozycje zawodników grających wspólnie w kadrze. Wówczas jest trochę łatwiej. Sporo zależy też od elastyczności rozgrywającego, który potrafi wykreować taką taktykę, która będzie dogodna dla każdego. W sparingach było widać elementy dobrej gry, ale i mankamenty. Wynikają z tego, że gracze dopiero zjeżdżają, często bardzo zmęczeni. Sezon reprezentacyjny jest bardzo wyczerpujący. Potrzeba czasu, by odreagować w sferze fizycznej, ale i mentalnej. Dla Resovii będzie to niezwykle trudny moment. Trener Alberto Giulliani jest bardzo doświadczony, ma dużą kulturę prowadzenia gry, ale będzie miał wiele do zrobienia, by wprowadzić zawodników do drużyny i ich zgrać. Czy te nazwiska i trener znający realia PlusLigi są gwarantem tego, że Resovia w końcu nie zawiedzie? W ostatnich sezonach w Rzeszowie zawsze były wielkie nadzieje i oczekiwania, ale wyniki ich nie spełniały. - Do tego trzeba dodać jeszcze bardzo duże środki finansowe przeznaczane na drużynę. Ten element powinien mieć kluczowe znaczenie. Wydaje się, że czas Resovii już nastąpił. Trener Giulliani poznał ligę, obecna drużyna to jego autorski projekt. Nie można powiedzieć, że zastał zespół, który ktoś przed nim budował. To już sprawa honoru, ambicjonalna. Wszyscy czekamy na to, aż Resovia “odpali". W końcu gra tam pierwszy rozgrywający mistrzów świata i brązowych medalistów ostatnich mistrzostw Europy. To w jakiś sposób nobilituje. Do tego dochodzi dobry dobór zawodników. Zespół był budowany długo, już w grudniu, styczniu mówiło się o wzmocnieniach. Resovia nie ma już wyjścia. To najwyższy czas, by wskoczyła w strefę medalową. PlusLiga. Marcin Janusz gwarantem gry o medale? Resovia i Jastrzębski Węgiel wzmocniły się kosztem ZAKS-y. Czy w Kędzierzynie-Koźlu załatano braki na tyle dobrze, by utrzymać się w ścisłej czołówce ligi? - Z drużyny zostały wyjęte trzy bardzo istotne filary: Kochanowski, Toniutti, Zatorski. Na to miejsce zostali jednak ściągnięci gracze, którzy nie są “no name’ami". Rozgrywający Marcin Janusz zbiera bardzo dobre recenzje. Przez wiele lat był określany jako talent. Trapiły go kontuzje, które nie pozwalały mu wejść na rynek, latem przez problemy zdrowotne wyleciał z reprezentacji. Ustabilizował jednak swoją grę i daje gwarancję walki o strefę medalową. To będzie “próba ognia" dla Janusza? W Treflu Gdańsk presja i koledzy wokół byli trochę inni niż to, co czeka go w ZAKS-ie. - Siatkówka jest jedna. Czasami trudniej gra się w zespole, w którym obok nie ma graczy z najwyższej półki. Choć akurat oglądając Trefla Gdańsk było widać zespół świetnie przygotowany i zawodników, którzy pozwalali na walkę o strefę medalową. Nie jest to więc dla Janusza skok w przepaść, między Treflem a czołówką ligi jej nie było. Tego bym się nie obawiał. Trzeba jednak jasno powiedzieć, że Toniutti to fenomen, więc Janusz nie będzie miał łatwo. To już jednak najwyższy czas, by mógł się sprawdzić w tak świetnej drużynie, jak ZAKSA. Z piękną historią, ale i dużymi ambicjami. To nobilituje, ale może być skazą na poczynaniach prezesa Sebastiana Świderskiego. To on swoimi umiejętnościami, intuicją i doświadczeniem budował tę drużynę. Skoro postawił na tego rozgrywającego, to znaczy, że jest w tym sens. PlusLiga. "Jastrzębski Węgiel to drużyna dopasowana we wszystkich elementach" W poprzednim sezonie ZAKSA długo dominowała w lidze, wygrana Jastrzębskiego Węgla w finale była niespodzianką. Jest pan zaskoczony, że po takim wyniku mistrz Polski wymienia połowę podstawowej szóstki? - Mistrzostwo zdobyli z rozgrywającym, z którego rezygnowano. Już wcześniej było wiadomo, że Lukas Kampa odejdzie po sezonie. Jego profesjonalizm był jednak na tyle duży, że przełknął tę gorycz i grał świetnie. Kampa ma piekielnie szybkie rozegranie na lewą stronę, pod tym względem to być może “jedynka" u nas w kraju. Toniutti wniesie jednak jeszcze inne atuty. Prezes Adam Gorol nie boi się podejmować niepopularnych decyzji, takich jak zmiana trenera w bardzo ważnym momencie dla drużyny. Ściągnął Andreę Gardiniego i okazało się, że miał nieprawdopodobną intuicję. Jastrzębski Węgiel w finale był znakomicie dysponowany. Trójka Francuzów, która teraz znalazła się w tej ekipie, co najmniej utrzyma poziom z zeszłego sezonu. A jestem przekonany, że podniesie jakość gry drużyny. Zwłaszcza, jeżeli do tego dopiszą tacy gracze jak Tomasz Fornal. To oczywiste, że jest bardzo utalentowany. Ciągle czekam natomiast na jego regularność w grze w takich elementach jak zagrywka i atak. W przyjęciu ma duży talent, w bloku świetnie radzi sobie na skrzydle. Jeżeli nie będzie strzelał baboli i cały czas będzie koncentrował się na grze... Bo czasami jako trener dostrzegam u niego lekkie, unoszące się bąbelki, jak z otwieranej butelki. Ma takie momenty, gesty - to nie jest dobry kierunek. Mam nadzieję, że nad tym panuje. Do tego dochodzą doświadczeni gracze na środku. To drużyna prawie kompletna, dopasowana we wszystkich elementach. Trzech Francuzów będzie stanowić oś gry. Mistrza Polski uważa pan za faworyta “z urzędu". Czy możemy jednak spodziewać się, że Jastrzębski Węgiel lub inna z drużyn wypracuje sobie większą przewagę nad resztą stawki? Jak ZAKSA w poprzednim sezonie. - W tym sezonie polskiej drużynie na pewno będzie szalenie trudno wygrać Ligę Mistrzów. I to mimo że każdy z czołowych zespołów jest moim zdaniem mocniejszy niż w poprzednich rozgrywkach. Nie sądzę, by któryś z zespołów wypracował sobie w PlusLidze bezpieczną przewagę. Mam wrażenie, że zespoły będą bardzo blisko siebie, będą wykorzystywać atut własnego boiska. Trudno jednoznacznie postawić na jedną medalową trójkę. Powtórzę: jakość naszych zespołów jest na tyle duża, że czołowe zespoły będą prawdopodobnie blisko siebie. W którymś momencie nastąpi przełamanie, ale stawiałbym, że będzie bardzo równo praktycznie do samego końca. Do hal PlusLigi wracają kibice. Niektórzy siatkarze i trenerzy przekonują, że sama obecność fanów podnosi poziom. Jak pan to widzi? - Ale oczywiście! Jeśli chodzi o jakość meczu i wartość widowiska, połowa sukcesu to reakcja publiczności. Doping, atmosfera, emocje - to podstawa. To wyzwala w zawodnikach i szkoleniowcach dodatkową energię i emocje. A one powodują, że gra jest przyjemna i atrakcyjna. Wtedy po prostu chce się grać, przebywać w takim dobrze reagującym kibicowskim kotle. Jako szkoleniowiec wielokrotnie schodziłem z meczu z pękającymi uszami, nie słysząc własnego głosu. Do tego rytm wybijany przez kibiców... To było najpiękniejsze. Czasami trener nawet czeka na reakcję fanów, by podnieść temperaturę. Tak, publiczność to jeden z najważniejszych elementów widowiska sportowego. Rozmawiał Damian Gołąb