Maciej Słomiński, INTERIA: Prawdziwych mężczyzn poznaje się po tym jak kończą, a nie zaczynają, tymczasem koniec sezonu Trefla Gdańsk stał pod znakiem przegranych. Ponieśliście ich pięć z rzędu, co dało wam na mecie sezonu PlusLigi szóste miejsce, podczas gdy piąte dawało start w Pucharze Challange. Przykry był ostatni przegrany mecz sezonu z Bogdanką LUK Lublin, w poniedziałkowy wieczór na pustawej ERGO ARENIE. Dla kibica ta końcówka sezonu miała gorzki smak, a dla pana? Dariusz Gadomski, prezes zarządu Trefla Gdańsk: - Wszyscy chcemy wygrywać i kibice nie są tu wyjątkiem. Mimo końcówki, uważam ten sezon za bardzo dobry. Proszę popatrzeć gdzie kończą sezon Grupa Azoty ZAKSA Kędzierzyn-Koźle, Skra Bełchatów czy AZS Olsztyn - teoretycznie powinny być wyżej, a są daleko, daleko za Treflem. Wiele drużyn miało w tym sezonie kłopoty zdrowotne, potężna ZAKSA sobie z nimi nie poradziła, my przeszliśmy stosunkowo suchą stopą, choć straciliśmy trzech ważnych zawodników. W ich miejsce zagrało aż sześciu juniorów, to też o czymś świadczy. W całym sezonie ligowym tylko w dwóch meczach mieliśmy do dyspozycji obu rozgrywających. Lukas Kampa przyjechał z kontuzją z udanych dla niego kwalifikacji olimpijskich i długo dochodził do siebie, co dało szansę gry Kamilowi Droszyńskiemu, który niestety wypadł w końcówce. Kewin Sasak, drugą część sezonu musiał grać bez zmian, po urazie Aleksa Nasewicza, który wreszcie zaczął pokazywać swój niesamowity potencjał. Przykłady można by mnożyć, podsumowując - szóste miejsce jest bardzo dobrym wynikiem dla Trefla. To konkretnie - jaka ocena w skali szkolnej? Jesteśmy w tym wieku, że oceniamy od 2 do 5. - "4+". Były mecze, które powinnyśmy wygrać, albo inaczej zagrać - spotkania w Nysie, Częstochowie i Lubinie zostawiły niesmak, gdyby nie one, ocena byłaby "5-". Były spotkania, gdy drużyna nie pokazała naszego lwiego charakteru. Czy to wina zawodników czy kogoś wyżej? To już temat na inną dyskusję, jest zbyt wcześnie, żeby to oceniać. Trenera Igora Juricicia nie będzie w przyszłym sezonie w Treflu Gdańsk. Zdaje się, że po meczu w Lubinie były wątpliwości czy chorwacki szkoleniowiec będzie pracował do końca rozgrywek, do których ostatecznie został. - Dość wcześnie zapadła decyzja, że po tym sezonie się rozstajemy, po jednym z meczów sam trener nie był pewny, czy chce to ciągnąć. Ostatecznie został, ale ta sytuacja zmieniła nasze spojrzenie na sytuację. Myślę, że filozofia trenera chyba nie do końca zgadzała się z DNA "gdańskich lwów". Dwa szóste miejsca w lidze Juricicia to jednak dobry wynik. Jak się rozstaliście? - Nie pokłóciliśmy się, choć nie ukrywam, że rozchodzimy się w dość chłodnej atmosferze. Szacunek dla trenera za te wyniki, ale nie osiągnął ich sam. Byli świetni zawodnicy i sztab. Proszę zwrócić uwagę, że trenerzy w Treflu się zmieniają, a cały sztab trwa. To jest nasza siła. Pogdybajmy trochę - co by się stało, gdyby wspomniani Droszyński, Nasewicz i Jordan Zaleszczyk byli dostępni na play-off? - Pokonalibyśmy Asseco Resovię Rzeszów w play-off i bylibyśmy w czołowej czwórce PlusLigi. Mocna teza. Nawet z Stephenem Boyer? - Boyer był w wybitnej formie, ale gdyby Nasewicz był zdrowy oraz miałby Kewina Sasaka na zmianę to Trefl byłby górą. Pierwszy mecz przegraliśmy "na żyletki" 2:3. W drugim wygraliśmy pierwszego seta, w drugim prowadziliśmy 11:8. Potem wszedł do gry Kuba Bucki i nas zdemolował. Zaserwował 11 asów i najwyraźniej się wystrzelał, bo w kolejnych meczach zniknął z pola widzenia. Jaki był najlepszy moment sezonu 2023/24 dla Trefla Gdańsk? - Jego początek. ERGO ARENA nie była dostępna, graliśmy wszystkie mecze na wyjeździe, a mimo to byliśmy liderem. Druga część sezonu była już słabsza. Jak co roku w Gdańsku uruchamiają się obrotowe drzwi - wielu zawodników zmienia barwy klubowe, na ich miejsce przychodzą inni. Wkrótce będziecie to państwo ogłaszać oficjalnie, ale już wiadomo, że w Treflu zostanie jeden zawodnik wyjściowej szóstki - 38-letni Lukas Kampa. Czy to tylko kwestia większych wypłat gdzie indziej? - W siatkówce są coraz większe pieniądze. Przyszły sezon ligowy, w którym PlusLigę opuszczą trzy drużyny będzie dla wielu szokujący, zwłaszcza dla zawodników. W wielu klubach będzie nerwowo, w innych jest już teraz, mam wrażenie że kilka osób wpadło w panikę i zdecydowało się zakontraktować zawodników, którzy nie są warci oferowanych pieniędzy. My rozmawialiśmy ze wszystkimi członkami naszej drużyny w sezonie 2022/23, ale konkurencja przedstawiła propozycje miażdżąco różniące się od naszych. Tego nie przeskoczymy. Kariera sportowca jest krótka i pieniądze są dla nich ważne. Rozumiem zawodników, którzy wybierają dużo lepsze oferty. My w Treflu doszliśmy do wniosku, że na tak trudny sezon powinniśmy zakontraktować zawodników jak najbardziej doświadczonych. Nieraz widzieliśmy młodych zawodników, których w decydujących momentach zawodziły nerwy. W siatkówce nie można za dużo myśleć. Tu bym się spierał. - Chodzi o to, że nie ma się co zastanawiać, w każdym uderzeniu musi być automatyzm. Czy zawodnicy, którzy teraz odchodzą mają drogę powrotu do Gdańska? - Tak. W pierwszym momencie jest złość, ale potem sobie myślę: gdybym był w ich wieku i dostał taką ofertę, też bym skorzystał. Każdy z nich dał klubowi tyle co miał, za co im dziękuję. Nie mówimy sobie "żegnaj", mówimy "do zobaczenia". Czy przyszły sezon będzie przejściowy, taki na przeczekanie, aż powieje dla Pomorza cieplejszy wiatr? - W życiu nie powiem, że jakiś sezon jest przejściowy. Ujmę to tak: skład mamy zbudowany ze względu na charakter i temperament zawodników. Co roku mamy szatnię, w której panują wyjątkowy klimat i fantastyczna atmosfera. W nadchodzącym sezonie ponownie będą wyśmienici zawodnicy i znowu zbudujemy ciekawy kolektyw. Szatnia robi robotę i w tych rozgrywkach tak było. W lidze zdarzały się przypadki, że klub ściągał najlepszych zawodników, ale niestety nie nadawali na tych samych falach, co wychodziło także w trakcie meczów na boisku. W przyszłym sezonie nie zmieni się rozegranie, czyli mózg drużyny. Zmienia się środek, na bardziej doświadczony i uważam, że mocniejszy. W linii przyjęcia zostało jedno miejsce do obsadzenia, mamy oczy i uszy otwarte, nie panikujemy, mamy czas do 15 lipca i początku przygotowań. Czysto sportowo możemy się spierać, czy na papierze będziemy mieć lepszego trenera i zawodników. Ja powiem, że tak, ktoś inny że nie. To tylko papier, on przyjmie wszystko, a prawdę jak zwykle pokaże boisko. Mówił pan w jednym z wywiadów, że "byliście męczennikami poprzedniej władzy". Teraz karta polityczna się odwróciła, czy w związku z tym jesteście otwarci na rozmowy ze SSP? - Jesteśmy. Nie chwaląc się, bo to nie o to chodzi, uważam że jesteśmy dobrym partnerem dla sponsorów i jedynym w swoim rodzaju klubem siatkarskim w Polsce. Mamy szkolenie młodzieży w strukturach klubu, a nie poprzez jakieś stowarzyszenie, trenerzy młodzieży są zatrudnieni przez Trefla. Gdy w naszej nazwie było LOTOS nigdy nie było tak, że 80-90 proc. budżetu było od sponsora, to była tylko (albo aż) połowa. Jesteśmy zdrowym klubem - opieramy się na właścicielu firmie Trefl, mieście Gdańsk, kibicach i drobnych sponsorach. Dzięki temu, nie spotka nas sytuacja jak w Chemiku Police, gdzie 90 proc. budżetu pochodziło ze skarbu państwa. Ten sezon był pierwszym Mariusza Wlazłego jako koordynatorem przygotowania psychologicznego w Treflu Gdańsk. Jak pan ocenia ten projekt? - To był pierwszy rok Mariusza w nowej roli, a wcześniej przez trzy lata był zawodnikiem - traktuję ten okres jako całość. Marta Witkowska i Mariusz Wlazły są u mnie bardzo częstymi gośćmi, ten projekt będzie się rozwijał, jestem z niego bardzo zadowolony, a to dlatego że widzę jaki ma na wpływ na zawodników. Sportowiec zaczyna się i kończy w głowie - wsparcie psychologiczne będzie w wyczynie odgrywało coraz większą rolę, w sferze mentalnej wciąż tkwią ogromne rezerwy. Weszliśmy w to pierwsi w sportach drużynowych na taką skalę w Polsce. Oczywiście wszyscy popełniamy błędy, pewnie Marta z Mariuszem też, ale ten ich nie robi, co nic nie robi. Jest pewien plan na nową rolę naszego wsparcia psychologicznego, ale to już zostawiam im oraz naszemu sztabowi i nowemu trenerowi, niech układają to po swojemu. Trefl Gdańsk słynie od lat z dobrego marketingu, w którym również nastąpiły u was zmiany przed tym sezonem. Wydaje się, że kibic tego za bardzo nie odczuł, wciąż ogląda was najliczniejsza publika w kraju, a jednocześnie jesteście postrzegani jako klub przyjazny i rodzinny. - Przed sezonem Justynę Gdowską naszą dotychczasową kierownik marketingu i komunikacji oraz rzecznika prasowego zastąpiła Karolina Zębała. Stało się trochę to co w przypadku siatkarzy - Justyna robiła świetną robotę i zapracowała na awans, objęła marketing w grupie Trefla SA. Karolina kiedyś była u nas na stażu, potem przeszła drogę w Lechii Gdańsk, następnie była w piłce ręcznej, naturalnym pomysłem była rozmowa z nią w sprawie pracy. Justyna była na tym stanowisku siedem lat. Nasza obecna rzecznik miała naprawdę wiele do ogarnięcia w krótkim czasie, ale stanęła na wysokości zdania i im dalej w las, tym lepiej. Widowiska są cały czas na dobrym poziomie, są nowe pomysły. Panie Gdowska i Zębała często ze sobą współpracują, wszyscy są z tej zmiany zadowoleni. Z jednej strony mówi się o najlepszych rozgrywkach ligowych na świecie, z drugiej są mecze w godzinach popołudniowych w środku tygodnia, nieraz zawodnicy czekają na zakończenie poprzednich zawodów, jest mnóstwo kontuzji. Jaka jest prawdziwa twarz PlusLigi? - Kończący się sezon był wyjątkowy - tuż przed nim były trzy wielkie imprezy: Liga Narodów, mistrzostwa Europy, kwalifikacja olimpijskie. Teraz mamy rozpisany kalendarz do końca sezonu 2027/28, wiemy już kiedy będzie jaka impreza, kiedy musi skończyć się liga, mamy pod tym względem jasność. Podjęliśmy świadomie decyzję o pomniejszeniu ligi do 14 drużyn. Myślę, że idziemy w dobrym kierunku, gdyby szło w złą topowi zawodnicy nie chcieliby grać w Polsce, nie wygrywalibyśmy europejskich pucharów, w tym Ligi Mistrzów. Oczywiście zawsze ktoś powie, że można coś zrobić lepiej. Na przykład tegoroczny play-off - jest długa i wyczerpująca runda zasadnicza, a potem play-off, szast-prast, trzy tygodnie i koniec. - To świadoma decyzja większości prezesów, każdy uczestnik rozgrywek ma po jednym głosie. Była też koncepcja, aby wyłaniać mistrza Polski po rundzie zasadniczej. Zgodzę się, że ten sezon był wariacki, dlatego w przyszłym (oprócz drużyn grających w pucharach) tylko raz będziemy grali w środę, reszta meczów w weekendy. Kto będzie mistrzem Polski, a kto wygra Ligę Mistrzów? - Niestety nie wziąłem ze sobą czarodziejskiej kuli...Jastrzębie wygra Ligę Mistrzów, jest na to gotowe. PlusLiga? Szanse oceniam idealnie pół na pół (rozmawialiśmy przed rozpoczęciem rywalizacji finałowej - przyp. red.). Wolałby pan, żeby wygrało Zawiercie pod dowództwem Michała Winiarskiego? W końcu pierwszą szansę trenerską dostał w Treflu. - Mam wiele ciepłych uczuć wobec Michała, mówią że jestem "ojcem chrzestnym" jego trenerskiej ścieżki, ale to on sam na wszystko wypracował. Uwierzyłem w szkoleniowego "no name’a", w którego nikt nie wierzył, jako byłego zawodnika, czasem bardzo roztrzepanego. Trzy lata naszej współpracy wspominam bardzo dobrze. Jaki jest Trefl Gdańsk pana marzeń za trzy albo pięć lat? Z budżetem znacznie mniejszym od konkurencji, jesteście co rok o kilka setów od medalu. Strach pomyśleć co będzie, gdy dostaniecie wsparcie od jakiegoś silnego partnera. - Mam szczęście pracować w miejscu, o którym 90 proc. zawodników marzy, by tu zagrać. Kiedyś zawodnik szedł zarabiać w jakieś miejsce, rodzina szła za nim. Dziś partnerki mają wiele do powiedzenia, dobro dzieci też jest bardzo brane pod uwagę - Trójmiasto to najlepsze miejsce do życia pod słońcem. Każdy manager powtarza mi, że ze względu na swe położenie i atuty Gdańsk jest traktowany zupełnie inaczej niż reszta kraju. Przez lata wykształciliśmy nasze lwie DNA, mamy świetny marketing, dużo kibiców na trybunach, dobrą opiekę medyczna, u nas przychodzi się z uśmiechem do pracy. Brakuje nam tylko trochę środków. Po to, aby skusić siatkarzy ze ścisłego światowego topu, ale nie tylko. Także po to, by jeszcze mocniej zainwestować w zaplecze. Mamy świetną młodzież, nasi chłopcy są wicemistrzami Polski juniorów. Młodsze grupy wkrótce zaczynają walkę o medale. Cieszę się, ale przejście z wieku juniorskiego do seniorskiego nie należy do najłatwiejszych. - Zgadza się, są to dwie różne dyscypliny sportu. Proszę zobaczyć, ile czasu zajęło Karolowi Urbanowiczowi wejście na poziom na jakim dziś jest. Na ostatni mecz z Lublinem przyszli jego rodzice podziękować za te wszystkie wspólne lata. Czy pana trochę boli, że wychowankowie Trefla grają rozsiani po Polsce, zamiast na chwałę "lwów"? - Wcale. Przychodzi czas, że zawodnik musi zmienić środowisko, być może trenera, żeby zrobić krok do przodu. Taki Szymon Jakubiszak był u nas na przyjęciu, trenerzy go nie widzieli w składzie, odszedł do Olsztyna, gdzie stał się środkowym. Teraz dostał się do szerokiej kadry Nikoli Grbicia. Tylko się cieszyć. Rozmawiał Maciej Słomiński, INTERIA