- Moim zdaniem nie zawsze trzeba sięgać po obcokrajowców. Zwłaszcza wtedy, kiedy po ich przyjściu młodzi polscy siatkarze, którzy nie ustępują im umiejętnościami, zmuszeni są zająć miejsce na ławce. Krajowy skład może być naszym atutem. W tym sezonie zamierzamy pokazać, że Polacy też potrafią - dodał Jarosz. Szkoleniowiec Lotosu Trefl również nie jest orędownikiem kontraktowania zagranicznych zawodników. Radosław Panas nie ma generalnie o nich najlepszego zdania i dlatego zdecydował się oprzeć drużyną na polskich siatkarzach. - Nie ulega wątpliwości, że warto sprowadzać gwiazdy, ale nie średniaków, którzy blokują miejsce rodzimym utalentowanym graczom. Obcokrajowcy często przyjeżdżają do nas z kontuzją albo szybko łapią urazy i nie dają z siebie wszystkiego. Wielu z nich przyświeca jedna idea - zarobić parę złotych i spokojnie przezimować. Polacy nie będą się oszczędzać. Na zagranicznych zawodników trzeba wydać sporo pieniędzy, a my wolimy spożytkować je w inny sposób. W naszym zespole nikogo nie trzeba wysyłać na lekcje polskiego i my w tym gronie świetnie się czujemy. Mam nadzieję, że ta idea wypali w tym sezonie - stwierdził Panas. Liderem Lotosu Trefl ma być właśnie Jarosz, który po dwóch latach spędzonych we Włoszech wrócił do polskiej ekstraklasy. W konfrontacji z PGE Skrą 26-letni atakujący zdobył 19 punktów i po przyjmującym Wojciechu Żalińskim (20 pkt.) był drugim najskuteczniejszym zawodnikiem swojego zespołu. - Mam ambicję być najlepszym atakującym ligi, bo wtedy najlepiej pomogę zespołowi w odnoszeniu zwycięstw. Z uwagi na reprezentacyjne obowiązki najpóźniej dołączyłem do drużyny, niemniej z dnia na dzień rozumiemy się coraz lepiej. W Bełchatowie zagraliśmy naprawdę nieźle i na tej podstawie z optymizmem można patrzeć w przyszłość - ocenił Jarosz. W ostatnim meczu drugiej kolejki siatkarskiej ekstraklasy Lotos Trefl zmierzy się w poniedziałek o 19.30 w Ergo Arenie z Transferem Bydgoszcz. Na inaugurację rozgrywek obie drużyny poniosły porażki - gdańszczanie przegrali w Bełchatowie 1:3 PGE Skrą, natomiast zawodnicy Transferu także 1:3 ulegli we własnej hali AZS Częstochowa. - Pomimo porażki uważam, że to było dobre spotkanie w naszym wykonaniu. Głównym mankamentem jest natomiast brak stabilizacji. W meczu ze Skrą były momenty, że seriami traciliśmy punkty - przyznał Panas. Gdański szkoleniowiec nie zamierza lekceważyć Transferu, który w poprzednim sezonie był czołowym zespołem ligi, ale po wielu zmianach kadrowych przegrał pierwsze spotkanie. - Siłą tej drużyny była stabilizacja składu i doświadczenie. Bydgoszczanie grali ze sobą kilka lat i rozumieli się w ciemno, bez słów. Większość zawodników odeszła do klubów, które w tym sezonie pretendować będą do mistrzostwa. Z poprzednich rozgrywek pozostało tylko dwóch siatkarzy, co nie zmienia faktu, że przystąpimy do poniedziałkowej konfrontacji z dużym respektem i szacunkiem do rywala. Zdajemy sobie sprawę, że po porażce z AZS Częstochowa zawodnicy Transferu będą się chcieli w Gdańsku odbudować - podsumował Radosław Panas.