Maciej Gaweł: Po finale siatkarze z Gdańska mówili: koniec wielkiej czwórki w polskiej lidze. Zgadzasz się z tym? Wojciech Drzyzga: - Nie tak szybko, ZAKSA Kędzierzyn-Koźle (6. miejsce - przyp. red.) będzie walczyła o stracone pole. Wśród pozostałych nie widzę symptomów osłabienia, choć mówi się, że Jastrzębski Węgiel może mieć drobne problemy związane z wysokością budżetu, co oczywiście może odbić się na jakości zespołu. Jednak bardziej bym powiedział, że może w przyszłym roku będziemy mieć wielką szóstkę - dobrych zespołów, stabilnych, z klasowymi zawodnikami. I każdy z tych zespołów będzie mógł, może nie od razu kandydować do roli mistrza Polski, ale realnie włączyć się do walki o medale. Lotos to bez wątpienia największą sensacją na plus tego sezonu. A kto najbardziej zawiódł? - Bełchatowska Skra. Żeby dokładnie odpowiedzieć, trzeba mierzyć skalę oczekiwań przed sezonem. Miara sukcesu dla Skry to był tytuł mistrza kraju oraz ścisły finał Ligi Mistrzów. No i w tej rywalizacji nic nie ugrali. To jest bardzo duże rozczarowanie i bardzo negatywne. Drugie miejsce bym przyznał ZAKS-ie, która aspirowała co najmniej do tej wielkiej czwórki. Do tego dodałbym jeszcze ich kiepski styl, a potencjał zespołu był jednak spory. O reszcie powiedziałbym, że to drobne rozczarowania. Czarni Radom mogli zagrać zdecydowanie lepiej w porównaniu do zeszłego sezonu. Też mieli potencjał i ciekawy zespół, a nic z tego nie wyszło. Ale to już zupełnie inna skala rozczarowań. Myślę, że jednak Skra i ZAKSA to są jednak takie głębokie wpadki, które w tych klubach bardzo przeżyli. Resovia była i jest w dosyć niezręcznej sytuacji - u nich mistrzostwo to żadne zaskoczenie, a gdyby go nie było, to byłaby wielka porażka. Podobnie jak w przypadku Skry. - To nie jest takie ewidentne. Sytuacja jest podobna do tej w piłce nożnej, gdzie Real i Barcelona zawsze walczą o mistrzostwo. To Skra broniła tytułu, a Resovia starała się go odzyskać. Zatem to Resovia zrobiła swoje w bardzo dobry sposób. Jest taki niedoceniony statystyczny wskaźnik zaczerpnięty z NBA - stosunek liczby meczów wygranych do liczby meczów rozegranych. Myślę, że tu Resovia zawiesiła poprzeczkę bardzo wysoko i pobiła nawet jakiś swój historyczny rekord. To był na pewno jeden z najlepszych sezonów Resovii jeśli chodzi o jakość gry i skuteczność. To był pierwszy sezon z czternastoma zespołami. Warto było rozszerzać ligę? - Są różne zdania. Jeśli chodzi o jakość gry, to na pewno nie. Cześć zespołów była byle jaka. One niczego nie wniosły poza tym, że trzeba było rozgrywać mecze. Ale gdzieś na dystansie powiedziałbym, że warto zwiększać liczbę zespołów, bo takie ośrodki jak Bielsko czy Lubin to fajne miejsca, w których powinna być liga. Ale nic na siłę. Jeśli nie sprostają pewnym wymaganiom i nie będą potrafiły utrzymać poziomu, to będzie z tym problem. Tu liga musi być czujna. Łatwo jest coś zniszczyć, ciężko się buduje - to jest prawda. Ci, którzy w tym roku zawiedli siebie i swoich kibiców, muszą się ocknąć. Nic nie jest dane na stałe i w czasie sezonu było słychać o przymiarkach o możliwości usunięcia jednego, dwóch zespołów. Problemy finansowe ma Politechnika Warszawska, bardzo przeciętnie, wręcz niedobrze grał AZS Częstochowa. Zresztą myślę, że wymienić można jeszcze kilka klubów. W siatkówce zawsze mieliśmy napięte terminarze. Po rozszerzeniu ligi meczów jest jeszcze więcej i doszło do tak szalonej sytuacji, że Skra i Jastrzębie jeszcze walczyły o medale, a część zawodników z innych klubów była już na zgrupowaniu kadry. W innych grach to chyba trudne do pomyślenia? - Faktycznie. Jakby ktoś świeży, z innej dyscypliny spojrzał na kalendarz siatkarza to mógłby się popukać w czoło. W wielu krajach nie gra się już o dalsze miejsca. Tabela z rundy zasadniczej pokazuje, kto zajął które miejsce. Taki jest na przykład włoski system, w którym do końca gra się tylko o złoto i tylko złoto się liczy, a drugie i trzecie miejsce jest przyznawane według osiągnięć w rundzie zasadniczej. Ta zaś jest bardzo obiektywnym etapem rozgrywek. U nas kalendarz jest przepełniony, bo system play off jest bardzo szeroki i rozbudowany. Co prawda nastąpiła próba skrócenia go przez wprowadzenie dwumeczów i "złotego seta", ale gramy o wszystkie miejsca. Myślę, że ten święty okres dla ligi powinien trwać od października do początku maja, a od maja do września - dla kadry. Może z jakimś miesięcznym urlopem, takim zakazem gry. Stephane Antiga oczywiście da najlepszym trochę przerwy przed Ligą Światową, ale czy te kilkanaście dni wystarczy? - Trzeba pamiętać, że oni po zeszłorocznych mistrzostwach świata właściwie wsiedli w autobusy klubowe i pojechali na ligę. Tam nie było przerwy. To była trochę taka zbrodnia na żywym organizmie. Teraz jak dostaną trochę wolnego... Ja mogę powiedzieć, co mówił mi w prywatnej rozmowie mój syn (Fabian Drzyzga, rozgrywający Resovii - przyp. red.)" "Tato, ja już nie mogłem wejść na halę. Miałem odruch wymiotny gdy czułem zapach szatni i widziałem piłkę. Już nie mogłem na to patrzeć, mimo że walczyliśmy o mistrzostwo". - Oni wszyscy potrzebują po prostu dwóch tygodni wyłączenia się, i fizycznego i psychicznego, odcięcia się od tego wszystkiego. Ale za długo to nie potrwa. Wiadomo, że to nie będzie okres, który by medycyna zaakceptowała. Tutaj można trochę podleczyć i trochę zaleczyć, ale zaraz stare bóle wrócą. Poza tym potem oni od razu wchodzą do gry i to jest bardzo niebezpieczne. Nie ma znowu czasu na przygotowania. Trzeba trochę rozładować akumulatory, a potem dać sobie trochę czasu na pracę ogólnorozwojową, zbudowanie siły, na taką "prewencję" dla organizmu i dopiero wejść w trening. A tutaj znowu będzie od razu łączenie pracy z grą. A gra to już jest wysiłek maksymalny.