Jesteś szczęściarzem?- Nie powiedziałbym tak. Bóg widzi, że cały czas ciężko pracuję i nigdy nie stracę nadziei oraz optymizmu, który jest we mnie. Teraz jest mój moment i muszę to wykorzystać. Szczęściarzem jednak nie jestem. To po prostu część życia.Ale przyznasz, że transfer do PGE Skry w trakcie sezonu to dla ciebie złoty strzał.- Tak, jak mówiłem, takie jest życie. Może taka była moja droga? Nie mogę teraz zmarnować takiej szansy. Muszę walczyć i udowodnić sobie, trenerowi i każdemu innemu, że warto było na mnie postawić i żebym został w klubie jak najdłużej.Jak się czujesz w PGE Skrze?- Świetnie, w zasadzie jak w domu. Nie ukrywam jednak, że jak przyjechałem na pierwsze treningi, to czułem dużą presję. Myślałem, że każdy będzie mówił, że to nie jest dla mnie odpowiedni poziom. Myliłem się, bo wszyscy w klubie przyjęli mnie bardzo pozytywnie. Cały czas "pchają" mnie do przodu, wspierają. Pierwszy raz w klubie czuję się jak w domu i to niesamowite uczucie.Opowiesz coś o swojej karierze?- Ubiegły sezon był dla mnie stracony, bo nie miałem klubu. Byłem w naprawdę trudnej sytuacji. Wolałbym się nie zgłębiać w szczegóły. Teraz przede mną nowy projekt.Grałeś też w Katarze, w drużynie El Jaish...- Tak, razem z Kubą Jaroszem i trenerem Tomaszem Wasilkowskim zdobyliśmy po raz pierwszy w historii klubu wicemistrzostwo Kataru. To był dla nas wszystkich duży sukces. Miałem tam zostać też na kolejny sezon, ale niestety klub nagle przestał istnieć. Czekałem do ostatniej chwili na nową drużynę, ale mój menedżer nie znalazł żadnego klubu i sezon był dla mnie stracony. To był bardzo trudny okres w moim życiu.Jesteś także reprezentantem Kuby.- Tak, mam dobre CV (śmiech). Wspólnie z kolegami zdobyliśmy trzecie miejsce w finałach Ligi Światowej, byłem też najlepszym środkowym Pucharu Panamerykańskiego. Znalazłem się w najlepszej piątce środkowych po pierwszej rundzie mistrzostw świata, które cztery lata temu odbywały się w Polsce. Wtedy byłem zdecydowanie lepszym zawodnikiem, niż teraz i to dla mnie trudne. Muszę wrócić do tej dyspozycji, a nie będzie to łatwe ze względu na fakt, że przez sezon nigdzie nie grałem. Jestem jednak skupiony na pracy i chcę być jeszcze lepszym zawodnikiem.Rozmawiamy o reprezentacji Kuby, a w reprezentacji Polski niedługo będzie mógł grać Wilfredo Leon.- To mój wielki przyjaciel, powiedziałbym, że jest dla mnie jak brat. Mamy doskonałą relację. Bardzo mi pomógł, kiedy po raz pierwszy grałem w reprezentacji Kuby, a on był kapitanem. Dzięki niemu wszedłem na wyższy poziom siatkarski. Wilfredo jest również bardzo pozytywnym gościem.Gdy Wilfredo będzie grał z reprezentacją w Polsce, będziecie mieli okazję się spotkać.- Na pewno, ale i tak odwiedzamy się każdego roku. Najczęściej widzimy w Kielcach, gdzie ostatnio mieszkałem. Zna się też z moją żoną. To bardzo fajny gość. Kiedy nie miałem klubu, mogłem na niego liczyć. To mój brat!Obaj macie polskie żony. O ile historię państwa Leonów już znamy, to jak ty poznałeś Marlenę?- To bardzo śmieszna, może dziwna historia. Poznaliśmy się w internecie i zaczęliśmy rozmawiać, niemal codziennie, oczywiście jeszcze tylko jako znajomi. Kiedy przyjechałem do Polski na mistrzostwa świata, po raz pierwszy się spotkaliśmy i zostaliśmy parą. Marlena była ze mną na Kubie, tam też wzięliśmy ślub. Czeka nas chyba też kolejny ślub, już w Polsce.Ludzie z zagranicy czasami źle znoszą polskie wesela...- Tak, już słyszałem te opowieści, że imprezuje się przez trzy dni (śmiech). Jeszcze tego nie przeżyłem, ale nie piję za dużo, nigdy nie byłem pijany. Zobaczymy, jak to przeżyję (śmiech).Marlena jest z tobą w Bełchatowie czy została w Kielcach?- Mieszka ze mną tutaj. Kiedy przeprowadziłem się do Polski, mieszkaliśmy z moimi teściami. Teraz nareszcie jesteśmy sami. Wiesz, to nie jest komfortowe, kiedy mieszka się, co prawda w wielkim domu, ale z rodzicami Marleny, rodzeństwem... Było dużo osób. Teraz zrobię wszystko, by zostać w PGE Skrze przez kolejne pięć, nawet dziesięć lat! Naprawdę polubiłem ten klub. To zresztą najlepsza drużyna w Polsce, więc co tu dodać...Jak w ogóle mieszka ci się w Polsce?- Przyjechałem tutaj w 2016 roku. Poznałem wielu ludzi i w Polsce jest kompletnie inna kultura, niż na Kubie. Jest też bardzo zimno, a ja zimna nie lubię (śmiech). Pamiętam swoją pierwszą zimę w Polsce... Nie miałem jeszcze prawa jazdy, więc musiałem dojeżdżać autobusem, a potem jeszcze spacerować do domu. Nie było łatwo, tym bardziej, że czasami nie zauważyłem lodu na chodniku i... sam sobie dopowiedz (śmiech).W tym sezonie PGE Skra może sporo osiągnąć...- I taki jest nasz cel. Moim osobistym jest polepszać swoje siatkarskie umiejętności. Kiedyś byłem innym Davidem-siatkarzem. Teraz chcę być jeszcze lepszy, tym bardziej, że mam świetnych konkurentów, czyli Jakuba Kochanowskiego i Karola Kłosa, czyli jednych z najlepszych środkowych w PlusLidze. Wysoko skaczę, ale muszę być jeszcze lepszy. W takiej drużynie nie będzie nawet chwili na odpoczynek, ale cały czas muszę ciężko pracować. Ale czuję się z tym bardzo dobrze!A jak układa ci się współpraca z trenerem Roberto Piazzą?- Nie mógłbym sobie wymarzyć lepszego szkoleniowca. Trener Piazza jest znakomitym szkoleniowcem z ogromną teorią i wiedzą na temat taktyki siatkówki. Widziałem wielu zawodników, którzy wyrośli spod jego skrzydeł. Ma świetne metody treningowe i jednocześnie wie, jak zmotywować zawodników. Czuję, że się wiele od niego nauczę i już nabywam kolejnych umiejętności każdego dnia. Naprawdę pomaga mi stać się lepszym zawodnikiem. Pokazuje, że widzi mój postęp i wierzy w ten progres. Podziwiam to u trenerów.Z kolei asystentem trenera Piazzy jest Michał Winiarski, który jeszcze cztery lata temu grał w reprezentacji Polski podczas wspomnianych przez nas mistrzostw świata.- Nawet miałem okazję grać przeciwko niemu, między innymi w Lidze Światowej. Daje mi dużo pozytywnych wskazówek, bo pomimo że jest naszym trenerem, wciąż ma świeże spojrzenie ze strony zawodnika. Naprawdę nie mogłem lepiej trafić z taką drużyną!Za: Skra.pl