Przed rozgrywkami wszyscy w bełchatowskiej ekipie podkreślali, że zespół na krajowych i zagranicznych boiskach będzie grał o pełną pulę. I już na początku października PGE Skra zdobyła pierwsze trofeum - Superpuchar Polski. Kolejnymi celami miały być złote medale mistrzostw kraju, Ligi Mistrzów i Pucharu Polski. Z tych ambitnych planów niewiele jednak wyszło. Bełchatowianie w imponującym stylu rozpoczęli zarówno krajowe, jak i pucharowe rozgrywki. W PlusLidze po pierwszej rundzie mieli na koncie komplet zwycięstw. Tę część sezonu zakończyli w łódzkiej Atlas Arenie efektowną wygraną 3:0 z Asseco Resovią. Problemów nie mieli również w LM. W sześciu meczach grupowych stracili zaledwie dwa sety, a w pierwszej rundzie play off - jednego. Powoli zaczynały się jednak kłopoty i coraz wyraźniej widać było oznaki kryzysu. W rundzie rewanżowej krajowych rozgrywek obrońcy mistrzowskiego tytułu przegrali cztery mecze i do decydującej fazy sezonu przystąpili z drugiego miejsca. Byli też o krok od porażki w rywalizacji z włoskim Sir Safety Perugia o miejsce w Final Four Ligi Mistrzów. Po przegranej 2:3 na wyjeździe podopieczni Miguela Falaski wygrali jednak w Łodzi 3:1 i po raz pierwszy sportowo awansowali do najlepszej czwórki klubowych drużyn Europy (wcześniej zdobyli trzy medale LM jako gospodarz FinalFour - przyp. red.). W Bełchatowie wszyscy mieli jednak nadzieję, że ten sukces będzie punktem zwrotnym sezonu i w decydujących meczach PGE Skra wróci do dyspozycji z początku rozgrywek. Tak się jednak nie stało, a do słabszej postawy zespołu doszły jeszcze problemy zdrowotne dwóch kluczowych zawodników - Mariusza Wlazłego i Michała Winiarskiego. Pierwszy przez kilka tygodni nie mógł wyleczyć infekcji, a na boisko wychodził nawet z gorączką. Drugi borykał się z kontuzją łydki. Mimo tych problemów do Berlina, na Final Four LM bełchatowianie jechali z wiarą w końcowe zwycięstwo. Ze słabiej dysponowanym Wlazłym i praktycznie bez Winiarskiego zespół Falaski przegrał jednak 0:3 półfinał z Asseco Resovią, a w meczu o trzecie miejsce uległ 2:3 drużynie Berlin RV. Tydzień później, w Wielką Sobotę na bełchatowską ekipę spadł drugi cios. W czwartym półfinałowym meczu PlusLigi, po pięciosetowym pojedynku bełchatowianie przegrali 2:3 z Lotosem Trefl Gdańsk i odpadli z walki o złoto. Na Wybrzeżu zespół potwierdził, że jest daleki od optymalnej formy. - Nie wiemy, co jest tego przyczyną. Jakbyśmy znali odpowiedź na to pytanie, to byśmy grali teraz bezbłędne mecze - tak problemy PGE Skry podsumował przyjmujący zespołu Wojciech Włodarczyk. Z ambitnych planów na ten sezon PGE Skrze pozostała walka o zachowanie twarzy. 15 kwietnia mistrzowie Polski rozpoczną z Jastrzębskim Węglem rywalizację o trzecie miejsce w PlusLidze. Trzy dni później ponownie spotkają się z Lotosem Trefl, ale już w półfinale Pucharu Polski. Stawką rywalizacji o ligowy brąz będzie też udział w kolejnej edycji LM. W PP PGE Skra zagra głównie o prestiż. W tej chwili nikt nie jest jednak w stanie powiedzieć, czy bełchatowianie zdołają się odbudować w samej końcówce sezonu.