Damian Gołąb, Interia: W poprzedniej kolejce PlusLigi otrzymał pan pierwszą w tym sezonie statuetkę dla MVP spotkania. W zeszłym sezonie zdobył ich pan aż osiem. Te nagrody mają u pana w domu jakieś specjalne miejsce? Karol Butryn, atakujący Indykpolu AZS Olsztyn: Statuetki nie mają większego znaczenia. Ważne, że drużyna wygrywa i zdobywamy kolejne punkty w tabeli. Część tych statuetek mam, część rozdałem kibicom. Miejsce na następną zawsze się jednak znajdzie. Osiem nagród było rekordem poprzedniego sezonu, tyle samo otrzymał tylko Mohammed Al Hachdadi. Oprócz tego zdobył pan najwięcej punktów w lidze i wygrał ranking atakujących. A potem zdecydował się opuścić Asseco Resovię, piątą drużynę poprzedniego sezonu, na rzecz zespołu, który nawet nie zakwalifikował się do fazy play-off. Skąd taka decyzja? - Wiedziałem, jaka drużyna szykuje się w Olsztynie - taka, która może zaskoczyć całą ligę. Wszystko jeszcze przed nami, mam nadzieję, że każdy indywidualnie będzie się tu rozwijać. A tym samym cała grupa będzie szła do przodu: będziemy lepiej grać i wygrywać. Przeszedłem do tej drużyny po to, by poprawić lokatę z poprzedniego sezonu. Mam nadzieję, że pozycja będzie zdecydowanie lepsza. Podobno chciał pan pracować z trenerem Danielem Castellanim. To akurat nie wyszło. - To bardzo dobry szkoleniowiec, odnosił wiele sukcesów. Chyba każdy chciałby z nim pracować. Niestety sytuacja się zmieniła. Musiałem zaakceptować to, kto teraz jest trenerem. Jestem jednak zadowolony ze współpracy z Marco Bonittą. Karol Butryn: Mogłem zostać w Rzeszowie Już w poprzednim sezonie trenował pan u innego Włocha - Alberto Giulianiego. Bonitta mocno się od niego różni? - Od każdego można nauczyć się czegoś nowego. Samo podejście do treningów jest zupełnie inne niż u moich poprzednich szkoleniowców. Po nieudanych elementach u trenera nie ma wybuchu złych emocji. A wręcz przeciwnie - nakręca do pozytywnych reakcji. Powtarza, że umiemy to robić, by nie przejmować się tym, że raz coś nie wyszło. Jest dużo pozytywnej motywacji, nie ma nerwowych wybuchów. To mało włoskie, Włosi słyną przecież z temperamentu. - Czasami zdarzy się i inna reakcja, by wpłynąć na drużynę. Ale to wszystko w granicach normy. W poprzednich rozgrywkach po raz pierwszy grał pan w drużynie mierzącej w najwyższe cele. Zdobył pan mnóstwo punktów, a jednak klub zdecydował się sprowadzić do ataku reprezentanta Polski, Macieja Muzaja. Z jakimi uczuciami opuszczał pan Rzeszów? Był pan trochę podrażniony? - Nie. Zacząłem grać lepiej, kiedy klub już dogadał się z Maćkiem Muzajem. Wiedziałem, na czym stoję. Mogłem zostać w Rzeszowie, wolałem jednak grać i dalej się rozwijać. Zależało mi przede wszystkim na tym, by jak najwięcej przebywać na boisku. A nie na wchodzeniu z ławki i być może rzadkich występach. Wybrałem więc opcję z Olsztyna. Sytuacja w nowym klubie trochę przypomina to, co zastał pan przed rokiem w Rzeszowie? I tam, i tutaj przed sezonem doszło do mnóstwa zmian. - Jesteśmy nową grupą. Dosyć szybko złapaliśmy jednak wspólny język. Przebywanie ze sobą jest dla nas przyjemnością. W niewielu drużynach po takich zmianach udaje się tak szybko złapać kontakt. Nowi obcokrajowcy? Najbardziej komunikatywny jest Taylor Averill. Chce poznawać język i kulturę. Z każdym dogadujemy się jednak bardzo dobrze, nie ma żadnych nieporozumień. Karol Butryn: Jastrzębski Węgiel faworytem do mistrzostwa Ostatnie spotkanie z Aluronem wygraliście w efektownym stylu. Drużyna rozpędza się z meczu na mecz? - Mam nadzieję, że to będzie szło w tę stronę, a nie w drugą. Mieliśmy ciężki początek, do tej pory parę punktów udało się jednak zdobyć. Myślę, że możemy być z tego zadowoleni. Cały czas jest nad czym pracować, wciąż można wyciągać gorsze elementy z naszych meczów. Postawiliście sobie konkretny cel na ten sezon? - Jest nim poprawienie wyniku z poprzednich rozgrywek. Każdy z nas ma ambicje, chcemy być jak najwyżej. Czas pokaże, na co będzie nas stać. Chcemy walczyć o rozstawienie w play-offach. Wygrana z Zawierciem nas cieszy, dodała nam dużo pewności siebie i motywacji do treningu. To zespół bardzo dobrze poukładany, stawiany w roli faworyta do medalu. Ale i faworyci mają na początku sezonu swoje problemy. Spodziewa się pan, że to będzie wyrównany sezon? - Myślę, że tak. Z roku na rok poziom PlusLigi jest coraz wyższy, a rywalizacja między zespołami bardziej zacięta. Jest wiele drużyn, które mogą być w ósemce. W poprzedniej kolejce było dużo niespodzianek, tak będzie wyglądać cała liga. Na początku można wyrwać punkty lepszym zespołom, gdy zawodnicy przyjeżdżają po sezonie reprezentacyjnym i nie są jeszcze dobrze zgrani. W drugiej rundzie będzie o to trudniej, ale wszystko jest możliwe. Na ten moment bardzo mocną ekipą wydaje się Jastrzębski Węgiel. Może nie odjedzie reszcie ligi aż tak, jak ZAKSA w poprzednim sezonie, ale to faworyt do mistrzostwa. Indykpol AZS nie może występować we własnej hali ze względu na przebudowę Uranii. Gra w Iławie jest kłopotliwa? - Nikt nie chciałby grać wszystkich spotkań na wyjeździe, to uciążliwe. Ale w hali w Iławie jest bardzo fajnie, bardzo głośno. Cały czas przychodzi komplet kibiców. Z przyjemnością jeździmy więc tam na mecze. Na co dzień trenujemy w Kortowie, do Iławy wyjeżdżamy dzień przed spotkaniem. Żyjemy jednak w Olsztynie, to bardzo fajne miasto. Jest gdzie wyjść na spacer z rodzinką, ja nie narzekam. GKS Katowice - Indykpol AZS Olsztyn. "To dla mnie wspaniałe miejsce" Teraz przed wami mecz z GKS-em Katowice. Dla pana to pewnie szczególny wyjazd, w końcu to tam pan dostał na dobre szansę w PlusLidze. - W tym miejscu rozwinąłem się chyba najbardziej, dorastałem do plusligowej siatkówki. Spędziłem w Katowicach cztery lata, to dla mnie wspaniałe miejsce. Mam stamtąd mnóstwo dobrych wspomnień. Mam nadzieję, że kiedyś jeszcze uda mi się tam zagrać. W Katowicach dwa razy otrzymał pan Złotego Buka, którym kibice honorują najlepszego siatkarza roku. Te nagrody też pan gdzieś jeszcze trzyma? - Chyba zostawiłem je w domu rodzinnym, tam je znajdę. Czekają, aż się zestarzeję (śmiech). Od dwóch sezonów jest pan w czołówce atakujących ligi, w poprzednim sezonie zwyciężył w tym rankingu. A na liście powołanych do kadry jak pana nie było, tak nie ma. Cały czas liczy pan, że marzenie o kadrze uda się zrealizować? - W tej lidze jest tylu dobrych atakujących, że naprawdę będzie o to trudno. Staram się robić to, co potrafię najlepiej. Może w tym roku się uda? Bardzo chciałbym się tam znaleźć, zobaczyć, jak wygląda wszystko na najwyższym poziomie. Teraz zmienia się trener kadry, zobaczymy. Mam nadzieję, że może uda mi się załapać na jeden wyjazd do Spały. Rozmawiał Damian Gołąb