Damian Gołąb, Interia: Stal wygrała w tym sezonie w PlusLidze tylko jedno z 18 spotkań. Trudno utrzymać dobrą atmosferę w drużynie, która tak regularnie przegrywa? Daniel Pliński, mistrz Europy z 2009 roku, trener PSG Stali Nysa: Pierwsze dwa dni po przegranym meczu są dla nas wszystkich bardzo ciężkie. Ale potem dochodzimy do siebie i pracujemy, by być lepszą drużyną. Ale przede wszystkim po to, by zacząć wygrywać. Zawsze czegoś nam brakuje... Nie spodziewałem się na przykład, że możemy zagrać w ataku tak słabo, jak w ostatnim meczu z Treflem Gdańsk. To zdarzyło się pierwszy raz, od kiedy tutaj pracuję. W drużynie pojawiają się nerwy? - Na dziś jesteśmy na ostatnim miejscu i grożą nam baraże o utrzymanie. W tym tygodniu zrobiłem jednak krótkie spotkanie z drużyną i przedstawiłem cały kalendarz. Mamy jeszcze osiem meczów i nadal wszystko w naszych rękach. Oczywiście, kiedy się przegrywa, brakuje pewności siebie. A na treningach wygląda to dobrze, a czasami bardzo dobrze. Drużyna bardzo ciężko pracuje, ale niestety cały czas brakuje zwycięstw. Moim zdaniem, jeśli wygramy cztery mecze, podniesiemy się z ostatniego miejsca. Ktoś powie: jak to zrobić, skoro na 17 meczów wygrałeś tylko jeden? To prawda, ale wiara umiera ostatnia. Będziemy walczyć do końca, by utrzymać się bez baraży. W niektórych spotkaniach Stal potrafi postawić się mocniejszym przeciwnikom, jak choćby niedawno z Asseco Resovią. Nawet ostatni mecz z Treflem, choć przegrany 0:3, wcale nie był jednostronny. Czego najbardziej brakuje drużynie, by regularnie zdobywać punkty? - Z Treflem zabrakło nam skuteczności w ataku, a i tak byliśmy w stanie ugrać coś więcej. Naszym atutem jest zagrywka, musimy jednak pracować nad ofensywą. Cały czas walczymy ze swoimi słabościami. Ma je każdy zespół, ale sztuką jest, by je chować. Może w sobotę w Suwałkach to nam się uda. Daniel Pliński: Końcówki wygrywają ludzie, od których emanuje pewność siebie Pana drużyna sporo setów przegrywa w końcówkach. Może brakuje trochę cwaniactwa albo zimnej krwi? - W tym tygodniu bardzo koncentrowaliśmy się na końcówkach. Dużo setów przegrywamy do 23, na to jest skierowana nasza uwaga. Jak to wytrenować? Wprowadzić presję na treningu? Warunki meczowe z końcówki setów chyba trudno oddać w czasie zajęć. - Końcówki wygrywają najczęściej ludzie i drużyny, od których emanuje pewność siebie. Tacy, którzy nie boją się podjąć ryzyka. Trzeba wyczuć na to odpowiedni moment. Pracujemy nad tym, zobaczymy, czy to wypali w najbliższym czasie. Na tym etapie sezonu ważniejsza jest praca czysto siatkarska, czy to czas na mentalne stawianie drużyny na nogi? - Dużo trenujemy w hali, ale też sporo rozmawiamy. Poruszam różne tematy, szukam różnych rozwiązań. Nie chcę, by trening był monotonny. Na początku pracy mówił pan, że sporo czasu poświęca na poprawę gry z lewym skrzydłem. Jak ocenia pan jej efekty? Wciąż w ataku Stali najważniejszy jest atakujący z prawego skrzydła Wassim Ben Tara. - Skuteczność z lewego skrzydła w pewnym momencie była znacznie wyższa. Po moich pierwszych sześciu meczach w lidze wzrosła o 15 procent. Ostatnio spadła jednak poniżej 40 procent. Cały czas nad tym pracujemy, ale nie jest łatwo poprawić to z dnia na dzień, a nawet z tygodnia na tydzień. Każdy niestety ma swoje przyzwyczajenia, które niełatwo usunąć. Stal Nysa utrzyma się w PlusLidze? "Nie możemy oglądać się na innych" Strata do Cerrad Enea Czarnych Radom, którzy zajmują 13. miejsce, to sześć punktów. Drużyny przed Stalą mają jednak mniej rozegranych meczów niż pana drużyna. Ciągle wierzy pan, że uda się skończyć sezon wyżej niż na ostatnim miejscu w tabeli? - Zespół z Radomia rozegrał mniej spotkań, ale ma trudne zaległe mecze. Musimy patrzeć na tę drużynę, bo to ona jest bezpośrednio przed nami. Teraz jedzie do Zawiercia, a Aluron gra bez rozgrywających. Szczerze mówiąc, skupiam się jednak na swoim zespole. Musimy zacząć wygrywać. Bez tego nie ma szans, by opuścić ostatnie miejsce. Nie możemy oglądać się na innych. Nie patrzy pan więc zbyt często w tabelę? - To nie jest takie łatwe. Rzadko zaglądam w tabelę, bo to 14. miejsce bardzo mnie denerwuje. Po porażkach doskwiera mi duży ból. Dużo pracuję nad sobą, by to nie przenosiło się na drużynę. Praca w Stali kosztuje pana dużo nerwów? Pewnie nie spodziewał się pan, że będzie aż tak trudno. I to nawet mimo sześciu porażek, które Stal zanotowała jeszcze przed pana zatrudnieniem. - Zdawałem sobie sprawę, do jakiego zespołu wkraczam. I że ma zdecydowanie większy potencjał niż to, jak gra. Dziś to mój zespół, moi chłopcy i chciałbym, byśmy razem poszli w ogień. Jesteśmy w trudnej sytuacji, mamy jedno zwycięstwo, tylko siedem punktów. Ale nigdy nie powiem o swoim zespole, że przestał walczyć. Zostawia serducho na boisku, czasami po prostu brakuje umiejętności. Czujecie się trochę bezpieczniej dzięki temu, że w tym sezonie ostatnia drużyna nie spadnie bezpośrednio z ligi? - To na pewno komfort pracy. Miasto Nysa i Stal zasługuje na to, by grać w PlusLidze. W Polsce jest coraz mniej hal, które się zapełniają i mają takich kibiców. Musimy zrobić wszystko, by w przyszłym sezonie była tutaj PlusLiga. Kibice na to zasługują. A jeśli uda się utrzymać, pewnie i drużyna będzie inna. W pewnym momencie tego sezonu nawet kibice z Nysy zawiesili jednak doping, tłumacząc to “tragiczną postawą" drużyny. Jak zareagowaliście na taką decyzję? - To było mocno rozdmuchane. Kibic ma swoje prawa. Ja nie widzę tutaj żadnego problemu. Jesteśmy cały czas razem, temat jest już zamknięty. Daniel Pliński: To prawdziwy chrzest bojowy Drugi oddech drużyna łapie w Pucharze Polski. Tam udało się dotrzeć do ćwierćfinału, a nawet przełamać “klątwę" tie-breaków. Takie wyniki udowadniają, że jednak można - w końcu udało się pokonać choćby zespół z Radomia. - Zamieniłbym to zwycięstwo w pucharze na mecz ligowy, który przegraliśmy 1:3. Teraz na naszej drodze w Pucharze Polski ZAKSA, która jest wielkim faworytem. Ale będziemy walczyć, by zagrać w Final Four. Nikt nie może nam zabrać szans i marzeń przed meczem. Teraz przed Stalą mecz ze Ślepskiem Malow Suwałki. To akurat rywal, który pokazał, że można dźwignąć się z niskiej pozycji w tabeli. - To drużyna w euforii, wygrała dwa ostatnie mecze za trzy punkty. Ale my musimy zająć się swoją grą. Jedziemy tam z wiarą. Czeka nas jakieś 750 kilometrów podróży, 12 godzin w autobusie. Mamy jednak głowy skupione na tym, by wykonać dobrze swoją robotę. Stal to pana pierwsza praca w PlusLidze. Czy w Nysie udowodnił pan samemu sobie, że kariera trenera jest tym, co chce robić w życiu na dłuższą metę? - Zdecydowanie tak. Mam plan na to, by pozostać trenerem. Chciałbym zostać w Stali Nysa, by drużyna utrzymała się w PlusLidze. Te porażki na pewno dużo mnie nauczą, trzeba wyciągnąć z nich wnioski. Tak się zastanawiam... Może gdybym wygrał 10 meczów na 10, pomyślałbym, że jestem już dobrym trenerem? I bujał w obłokach? Oczywiście żartuję. Pokora musi być cały czas, bez względu na wyniki. Trzeba systematycznie pracować nad sobą i zespołem, a efekty wcześniej czy później przyjdą. To prawdziwy chrzest bojowy, ale mam nadzieję, że wraz z drużyną wyjdziemy z tego mocniejsi. Rozmawiał Damian Gołąb