Maciej Gaweł: W tym sezonie grał Pan już i z Resovią, i z Lotosem. Który zespół był trudniejszym rywalem? Jakub Bednaruk: - Na pewno Rzeszów. Z nimi wygraliśmy tylko jednego seta, a z Lotosem przegraliśmy 2:3 na wyjeździe i 1:3 u siebie. Ale ciężko coś prorokować. Tak naprawdę nikt przy zdrowych zmysłach nie stawiał, że Lotos będzie w finale. Zresztą Lotos też chyba się nie spodziewał, że w tym finale będzie. Teraz ciężko oceniać ich szanse, bo z Bełchatowem teoretycznie szans nie mieli, a wygrali w czterech meczach i to w pięknym stylu (w półfinale - przyp. red.). Zatem ten finał może być całkiem ciekawy, choć z drugiej strony siła Rzeszowa, równa gra na wysokim poziomie w ostatnich kilku tygodniach, dobra forma, stawia ich raczej w roli faworytów. Właśnie. To, że Lotos jest finale to duża sensacja. Jak Pana zdaniem to się na nich, na drużynie odbije? Będą na fali i będą grać coraz lepiej, czy może gdzie w podświadomości będą myśleć - ach, tyle już osiągnęliśmy w tym sezonie? - Tak prawdę mówiąc, już wchodząc do półfinału mogli sobie tak pomyśleć, że już dużo osiągnęli. Ten półfinał to było ich marzenie, a okazało się, że potrafili wygrać z Bełchatowem. Myślę, że presji ze strony Lotosu w ogóle nie będzie, bo jeśli wygra Rzeszów to wydarzy się to, co ma się wydarzyć, a każdy inny wynik to już będzie chyba sensacja dziesięciolecia. Może się dużo wydarzyć, ale naprawdę byłbym zaskoczony gdyby Gdańsk w czymkolwiek zagroził Rzeszowowi w tym roku. Czy duże znaczenie będzie miała przewaga parkietu, która jest po stronie Resovii, biorąc pod uwagę fakt, że Lotos potrafił dwa razy wygrać w Bełchatowie? - Każdy zespół i każdy trener potwierdzi, że bardzo ciężko się gra na Podpromiu w Rzeszowie. Tam jest bardzo gorąca atmosfera i tam się raczej nie wygrywa meczów. Ale z drugiej strony w Bełchatowie też się miało nie wygrywać, a Gdańsk wygrał. Ten pierwszy mecz będzie ważny z perspektywy psychologicznej. Jeżeli Rzeszów pokaże swoją moc, to może się to skończyć w trzech meczach, ale jeśli będzie jakaś niespodzianka, to będą się "cięli" długo. Zaraz po pierwszym meczu, między pierwszym a drugim, jest finał Pucharu Polski. Spodziewa się pan, że któryś z zespołów może odpuścić puchar, żeby osiągnąć lepszy wynik w finale? Nie sądzę, bo co daje takie odpuszczanie? Jeden mniej mecz do rozegrania. Gdyby chodziło o zagranie pięciu meczów mniej, to rozumiem, wtedy jest w tym jakiś sens. A jeśli i tak trzeba grać w półfinale, to czy się będzie miało wolną niedzielę czy nie - nie sądzę, żeby to miało jakiś wpływ i znaczenie. A jeśli w Pucharze Polski dojdzie do finału Lotos - Resovia, to co? Będą mieli dodatkowy mecz i będą chować swoje atuty, czy będzie to sparing? Jak to może wpłynąć na drużyny, które są w takiej rywalizacji - o złoto? - Nikt żadnych atutów nie schowa na sam koniec sezonu. Tu już wszyscy o sobie wszystko wiedzą. Jedynie Rzeszów może zaskoczyć wyjściową szóstką. Może nagle się okazać, że wystawią innych skrzydłowych, mogą zmienić środkowych. Gdańsk nie zmieni nic. Nie zmieni nawet pół zawodnika, bo nie ma jak. Nie ma możliwości wstawić rezerwowych na takim poziomie, o taką stawkę. Nie ma takich możliwości, żeby na sam koniec ktoś kogoś zaskoczył. A gdyby był pan w tej chwili na miejscu Anastasiego (trener Lotosu - przyp. red.) i zastanawiał się, czym zaskoczyć rywala, chociaż powiedział pan, że jest to mało prawdopodobne, to znalazłby pan jakiś taki element? - Nie ma żadnego. Nie istnieje taki element. Na pewno Gdańsk nie zaskoczy Rzeszowa niczym. A Rzeszów Gdańsk? - Ciężko się przygotowuje taktycznie zespół pod Rzeszów, bo nie wiadomo jaką szóstką oni wyjdą. Każdy z ich zawodników ma inny atut. Postawiłby pan pieniądze na któryś z tych zespołów w finale? - Ja nie jestem hazardzistą ale zdecydowanym faworytem jest oczywiście Rzeszów, tak 90 do 10. I gdybym miał się z kimś zakładać, to byłbym bardzo zaskoczony, gdyby Gdańsk sprawił jakiekolwiek problemy. Ale tak samo mówiłem przed meczami z Bełchatowem w półfinale.