Wierzy pan w to, że dzięki Bartoszowi Kurkowi Warszawa polubi siatkówkę, że pana transfer na stałe będzie zapełniać halę? - Jestem zawodnikiem i koncentruję się na swojej pracy. Mówiąc młodzieżowym slangiem Onico "potrafi w marketing". Dobrze się w tym czują i mam nadzieję, że wykorzystają mnie i cały skład naszej drużyny w odpowiedni sposób, tak, żeby kibice w stolicy przychodzili na ligową siatkówkę.Dzień przed meczem w kasach pozostało kilkaset biletów.- Dobrze będzie się poznać z kibicami w takich warunkach, przy zapełnionej hali. Myślę, że przeciwnik wysoko zawiesi poprzeczkę, bo Olsztyn potrafi dobrze grać, mimo drobnych problemów w ostatnim czasie. Mam nadzieję, że stworzymy fajne widowisko. Przychodzi pan do Onico, by zdobyć pierwszy od 23 lat medal dla warszawskiego klubu, czy może mierzy pan w złoto?- Co do medalu to poczekajmy z tym. Działajmy krok po kroku. Trzeba się poznać, zacząć dobrze grać i zobaczymy do czego nas to doprowadzi. Nie wiem, czy jest to dobre miejsce, żeby zdobyć mistrzostwo Polski, ale jest to dobre miejsce, żeby pracować, żeby się rozwijać siatkarsko. Onico z roku na rok robi postęp, buduje mocną drużynę, stoi na mocnych fundamentach. Dlatego m.in. rozmowy z tym klubem nie trwały zbyt długo. Oni wiedzieli, czego chcą.A kiedy Onico Warszawa zgłosiło się do pana?- Dzień, może dwa po informacji, że rozwiązałem kontrakt ze Stocznią Szczecin. Klub zareagował bardzo szybko i był bardzo konkretny, przyszedł z gotową ofertą, z gotowym planem jak ma wyglądać nasza współpraca do końca naszego sezonu.Inne kluby nie myślały o tym, by pana zaangażować?- Nie było to dla mnie jedyne rozwiązanie, ale nie było też wielkiego werbowania. Większość klubów nie mogła sobie pozwolić na transfer, bo ma już zbudowaną drużynę, bądź napięty budżet.Kiedy pan wiedział, że w Szczecinie nie ma już sensu grać, że klub popadł w kłopoty?- Nie pamiętam tego pierwszego momentu, ale po meczu w Katowicach (24 listopada, porażka 1:3 - przyp. red.) zdecydowałem, że mój czas w tamtym klubie dobiegł końca. Uważam, że to był odpowiedni moment. Wystarczająco długo trwało oczekiwanie na poprawę sytuacji finansowej. Można to było wytrzymać do czasu, kiedy to nie rzutowało na nasze warunki pracy, a co za tym idzie na naszą grę. W końcu trzeba było podjąć zdecydowane kroki.Czego pana nauczyło to doświadczenie?- Trzeba przyglądać się nie tylko tej otoczce, ale uważniej spojrzeć na to, co jest w środku, jakie są fundamenty. W Warszawie widać od razu, że klub jest solidny.Nowy zawodnik, nowi zawodnicy, bo nie tylko pan przyszedł teraz do Onico, mogą nie tylko wzmocnić zespół, ale wywołać trochę zamieszania. Jak to będzie w Warszawie?- Sytuacja, w jakiej się znaleźliśmy, nie jest naturalna. Musimy się oswoić, dotrzeć, poznać. Ten etap jest teraz przed nami. Można rzeczywiście potraktować moje przyjście do Onico dwojako. Jako problem albo jako atut. Atut, bo będzie więcej zawodników na mojej pozycji, nie będziemy więc uzależnieni od jednego atakującego, od jego dyspozycji, zdrowia. To duży luz dla mnie i reszty chłopaków.Po raz kolejny zmienia pan klub. W ostatnich latach to była Asseco Resovia, PGE Skra Bełchatów, turecki Ziraat Bankasi Ankara, Stocznia Szczecin, a teraz Onico Warszawa.- To tylko działa na moją korzyść. Wchodziłem już do wielu szatni i zawsze znajdywałem wspólny język. W każdej drużynie potrafiłem się znaleźć. Będzie pan pracował również z dobrze znanym trenerem, który cztery lata temu nie wziął pana na mistrzostwa - Stephanem Antigą.- To bardzo chwytliwe wrócić teraz do tematu sprzed czterech lat, zapominając o tym, że już pracowaliśmy razem, że nadawaliśmy na tych samych falach przez dwa lata w kadrze. W momencie, kiedy trwały negocjacje, Stephane zapewnił mnie, że widzi dla mnie miejsce w drużynie. Wczoraj mieliśmy spotkanie poświęcone systemowi, według jakiego Stephane chce grać, jego pomysłu na siatkówkę.Odnalazł się pan już przez te kilka dni w Warszawie?- Jeszcze nie bardzo. Czas spędzam przede wszystkim na poszukiwaniu fajnego mieszkania w stolicy. Ale takie jest życie sportowca. Jednego dnia trzeba spakować dobytek i przejechać z jednego końca Polski na drugi.Wysłuchał: Olgierd Kwiatkowski, Interia