Afera dopingowa wokół reprezentanta. Próbuje pójść w ślady Świątek. "Możliwe trzy scenariusze"
Wciąż nie doczekaliśmy się ostatecznego werdyktu ws. Mikołaja Sawickiego, który w maju otrzymał pozytywny wynik testu antydopingowego, przez co został on zawieszony w klubie oraz reprezentacji. W rozmowie z "TVP Sport" dyrektor Polskiej Agencji Antydopingowej przekazał, że śledztwo wciąż trwa, a w grze pozostają obecnie trzy scenariusze. Najsurowszy przewiduje wieloletnią dyskwalifikację dla reprezentanta Polski.

Wciąż toczy się sprawa przeciwko Mikołajowi Sawickiemu, u którego podczas jednej z kontroli antydopingowych został wykryty modafinil, znajdujący się na liście substancji zabronionych. Z powodu otrzymania pozytywnego wyniku testu zawodnik ten został naturalnie zawieszony w klubie oraz reprezentacji aż do wyjaśnienia całej sprawy oraz otrzymania ewentualnego wyroku.
Czas mijał, a sprawa 25-letniego reprezentanta Polski zdawała się tkwić w martwym punkcie. Nie tak dawno temu doczekaliśmy się jednak swego rodzaju przełomu. Sawicki zdecydował się bowiem wypuścić obszerne oświadczenie, w którym wyczerpująco odniósł się do całej sytuacji.
Zawodnik Bogdanki LUK Lublin zarzeka się, że nie zażył wspomnianej substancji świadomie, a dostała się ona do jego organizmu "w sposób niezależny". Już w czerwcu klubowy kolega Sawickiego - Wilfredo Leon - przypominał dość bliźniaczą sytuację, mającą miejsce w przypadku Igi Świątek. W wyniku afery z końcówki 2024 roku okazało się, że w substancja wykryta w organizmie polskiej tenisistki została przez nią zażyta wraz z zanieczyszczoną partią melatoniny. Ze słów dyrektor Polskiej Agencji Antydopingowej Michała Rynkowskiego wiemy, że podobną linię obrony próbuje powziąć Sawicki.
Afera dopingowa. Oto, co może stać się z Sawickim. Grozi mu kilkuletnie zawieszenie
W rozmowie z portalem "TVP Sport" Rynkowski odniósł się do wspomnianego wcześniej oświadczenia. Przyznał, że zawodnik ma prawo do komentowania swojej sytuacji, natomiast Polska Agencja Antydopingowa może się odnosić do jego słów. Mogliśmy się również dowiedzieć, że obecnie sprawa Sawickiego jest na etapie analiz laboratoryjnych produktów.
"Zgodnie z przepisami to na zawodniku ciąży ciężar dowodzenia tego, w jaki sposób substancja zabroniona dostała się do jego organizmu. Mówiąc w skrócie, jeżeli jest przekonany o tym, że doszło do zastosowania substancji w sposób nieświadomy, musi wykazać za pośrednictwem jakiego produktu do tego doszło. Mogę zdradzić, że już kolejna seria produktów jest poddawana analizie laboratoryjnej w laboratorium akredytowanym przez Światową Agencję Antydopingową. Czekamy na wyniki. Rezultaty poprzedniej analizy nie wskazały potencjalnego źródła pochodzenia substancji zabronionej" - mówił Rynkowski, dodając po chwili, że w przypadku obecnie przeprowadzanej analizy mówimy już o trzeciej serii produktów.
Dyrektor POLADA przyznał także, że stężenie modafinilu w pobranych od zawodnika próbkach rzeczywiście było niewielkie, co jednak niekoniecznie świadczyć o nieświadomym przyjęciu substancji.
W rozmowie padło także nazwisko Świątek oraz głośnej "afery dopingowej", która ostatecznie zakończyła się "happy endem" dla tenisistki. Rynkowski podkreślił, że mimo iż sprawy są dość bliźniacze, mają jednak zupełnie inny kontekst. Raszynianka to bowiem sportowiec światowej sławy. Ze względu na swój status miała ona więc dużo więcej środków, za pośrednictwem których mogła dowodzić swojej niewinności. Dyrektor POLADA przyznał, że są trzy możliwe drogi dalszego rozwoju przypadku Sawickiego.
Jeśli zawodnik nie wskaże źródła pochodzenia substancji, mamy do czynienia z potencjalnymi trzema scenariuszami. W przypadku kiedy zostanie stwierdzone naruszenie przepisów antydopingowych i jednocześnie nie zostaną spełnione żadne przesłanki do tego, żeby złagodzić sankcje, to zawodnikowi grożą cztery lata dyskwalifikacji. Drugi wariant opiera się na tym, że na podstawie działań poszlakowych wykazane zostanie prawdopodobieństwo, że doszło do nieświadomego zastosowania. Wtedy kara może być niższa i wynosić dwa lata. Wariantem najbardziej optymistycznym dla zawodnika jest wskazanie źródła pochodzenia substancji jako produktu zanieczyszczonego. Żeby tak się stało, musi jednak zostać spełniony szereg warunków. Kara może być nakładana od nagany do dwóch lat dyskwalifikacji
Sprawa co prawda ciągnie się już dość długo, lecz zdaniem eksperta nie jest ona póki co przegrana. Za przykład podobnego incydentu zakończonego względnie dobrze dla zawodnika, została podana sprawa Kamila Majchrzaka, który wykazał, że zastosował środek dopingujący nieumyślnie, za co spotkała go kara "tylko" trzynastu miesięcy zawieszenia.












