Robert Kopeć, eurosport.interia.pl: Sezon powoli zbliża się do końca. Jak wyglądają sprawy kontraktowe? Do kiedy umowę ma trener Alessandro Chiappini? Łukasz Kadela, prezes Trefla Proximy Kraków: Trener ma kontrakt do końca tego sezonu. Mamy kilka kontraktów dłuższych, ale umowy w siatkówce są takie, że po sezonie można je rozwiązać bez żadnych konsekwencji. To nie jest tak, jak w piłce. Sport halowy nie jest sportem, na którym można budować finanse. Dlatego nie konstruuje się umów w taki sposób, żeby wiązały zawodnika, zawodniczkę w jednym miejscu. W przypadku żeńskiego sportu zdarza się tak, że forma w jednym sezonie jest wysoka, a w drugim słaba. Dlatego kluby podchodzą w taki sposób do długoterminowych kontraktów. Kraków w ekstraklasie jest pierwszy rok, czego od dawien dawna nie było, i też musimy obserwować, jak nasz sport jest przyjmowany. Nie zawieramy długich umów, bo chcemy być rzetelni względem sportowców, więc dopiero po sezonie nastąpi podsumowanie, które na pewno będzie błyskawiczne. Jeszcze nie prowadzę rozmów z zawodniczkami. Sezon trwa do 21 kwietnia i wtedy będzie można pokusić się o sensowne planowanie. Na początku trzeba zobaczyć, gdzie będziemy grać i jaki mamy potencjał finansowy na budowanie zespołu, bo to jest klucz. W drugiej kolejności, kto w tym zespole będzie.Chciałby pan, żeby trener Chiappini kontynuował pracę? - Jestem bardzo zadowolony z jego pracy. Wszystko zależy od tego, jaki będzie cel sportowy. Jeśli będzie niższy niż teraz, bo tak może się też okazać, to wydaje mi się, że trzymanie takiego trenera nie ma sensu. Szkoleniowiec nie jest tylko i wyłącznie po to, żeby realizować cele klubu. Ma też swoje osobiste ambicje. W przypadku ekstraklasy, która w przyszłym sezonie zostanie zmniejszona do 12 drużyn, wiele ekip będzie ograniczało swoje budżety, więc można przypuszczać, że cele mogą się diametralnie przetasować. Zobaczymy. Trzeba będzie przedyskutować z trenerem Chiappinim, czy nasze możliwości będą go satysfakcjonować. Na pewno będę z nim rozmawiał o przyszłym sezonie. Zmniejszenie ekstraklasy do 12 drużyn, to krok w dobrym kierunku? - Przede wszystkim trzeba pracować nad tym, żeby były wyniki reprezentacji. Bez tego nie ma zainteresowania dyscypliną. Więcej drużyn w ekstraklasie, tym ciekawiej rozkłada się liga, ale organizacyjnie jest to kłopot, bo dla takiej liczby drużyn brakuje zawodniczek. Wiele ekip LSK zakontraktowało siatkarki, które nie reprezentują odpowiedniego poziomu, bo po prostu musiały tak zrobić. W drużynie musi być minimum 12 siatkarek. Jak łatwo policzyć, w całej lidze to jest grubo ponad 100 etatów. Na naszej krajowej arenie nie ma aż tylu zawodniczek na odpowiednim poziomie, więc tendencja zmniejszenia ligi sprawi, że zespoły będą bardziej profesjonalne. Nawet nie wiem, czy i tak nie za dużo, czy nie powinno być 10 drużyn. Na ten moment powstaje sytuacja, że sportowcy o niskich kwalifikacjach mogą zarabiać więcej niż to jest uzasadnione, więc zmniejszenie ligi ma sens. Z perspektywy tych kilku miesięcy. Czy przeskok z pierwszej ligi do ekstraklasy, to duże wyzwanie? - Moim zdaniem siatkówka jest zorganizowana bardzo dobrze. PLPS (Profesjonalna Liga Piłki Siatkowej, organizator rozgrywek - przyp. red.), jak piłkarska Lotto Ekstraklasa, dba żeby informacje o siatkówce były dystrybuowana profesjonalnie. To jest niesamowity przeskok. Oczywiście odpowiedzialność klubu, żeby prezentować zespół godnie do ekstraklasy. Odpowiednie przygotowanie boiska, weryfikowanie wszystkich elementów, to jest duży zakres pracy. Poziom sportowy jest znacznie wyższy. Inaczej się trenuje, inne są cele sportowe, zawodniczki, koncentracja, poziom gry... Doskonale to widać podczas meczów sparingowych z pierwszoligowymi zespołami. Zdarzają się oczywiście sytuacje, że na przykład Radomka wygra z Chemikiem Police, jak to miało miejsce w Pucharze Polski, ale to ewidentnie był wypadek przy pracy. - Ekstraklasa to też całkowicie inne wyzwanie finansowe. Trzeba sobie powiedzieć wprost, że na start jest cztery razy drożej . I to jest minimum, żeby się utrzymać. W pierwszej lidze można budować zespół, który będzie walczył o czołowe lokaty, mając mniej niż milion złotych. W ekstraklasie nie ma co szukać z takim budżetem. Dlatego zespoły, które chcą przeskoczyć z pierwszej ligi do ekstraklasy, muszą zdawać sobie sprawę, że trzeba być przygotowanym organizacyjnie i przede wszystkim finansowo. Budżet klubu spoczywa głównie na barkach sponsorów tytularnych klubu Proximy-Service i Trefla. Szukacie nowych sponsorów? - Chciałbym zwrócić uwagę, że sponsorem jest też firma Ruko. Z resztą partnerów mamy wzajemne korzyści. Promujemy ich za usługi, które świadczą na rzecz zespołu lub produkty, które nam przekazują. To też jest bardzo ważne. Mimo, że dużo pracujemy nad tym, żeby pozyskać kolejnych partnerów, to są pewnego rodzaju ograniczenia. Kraków był potęgą w sportach halowych. Kiedyś. Kiedy był inny sposób finansowania sportu. Warto przyjrzeć się, jak to wygląda obecnie w innych miastach. Sport halowy przez to, że nie jest tak bardzo medialny jak piłka nożna, która u nas urosła mocno m.in. dzięki wynikom reprezentacji, stałym transmisjom, i wskoczyła do innej ligi pod względem ekwiwalentów reklamowych. Sport halowy przyciąga innych pasjonatów. Przeważnie jest tak, że budżety zespołów LSK oparte są w 70 procentach o środki z miast. Od Gdańska po Rzeszów widać, że w dużej części tak to właśnie wygląda. W Krakowie musimy się też trochę tego nauczyć, zrozumieć jak to działa. Nie ma sensu finansować sportu młodzieżowego, jeśli nie ma sportu seniorskiego. Ze środków publicznych wspieramy inicjatywy ogólnorozwojowe. Natomiast każdy sportowiec, nawet najmłodszy, musi mieć wzór na miejscu, żeby nie trenować z perspektywą, że będzie musiał wyjechać z Krakowa. W siatkówce nie mieliśmy wyników także w grupach młodzieżowych. Dopiero jak się pojawił zespół seniorski w pierwszej lidze, to zdobyliśmy brązowy medal mistrzostw Polski w kadetkach i to ma wtedy sens. Te dziewczyny dają od siebie więcej, wiedząc że mogą grać w pierwszej lidze czy ekstraklasie. Jak nie ma takiej perspektywy, to po co to robić? Nie ma motywacji. System finansowanie sportu młodzieżowego bez finansowania sportu seniorskiego wyklucza się w celu, w jakim został stworzony. Albo robimy coś dla ogólnego rozwoju młodzieży, albo robimy coś, żeby mieć reprezentantów Polski, reprezentantów w najwyższych szczeblach rozgrywkowych. Do tej pory wyglądało to tak, przynajmniej jeśli chodzi o siatkarki, - kończyły wiek juniorki i chcąc grać w ekstraklasie musiały wyjechać. Zasilały zespoły z innych miast lub rezygnowały z uprawiania sportu. To są przykre scenariusze. Zawsze trzeba weryfikować to do czego dążymy, w co inwestujemy. W przypadku naszych grup młodzieżowych widać to jak na dłoni. - Powracając do systemu budowania budżetu. Wiele zależy od tego, jak miasto inwestuje w sport. Cieszę się, bo powstał program promocji nowego logotypu miasta Krakowa przez profesjonalny sport pierwszoligowy czy ekstraklasowy i w budżecie miasta wygospodarowano 1,5 mln złotych na ten cel. Sport jest mocnym nośnikiem reklamowym. To racjonalne rozwiązanie i skuteczne. Dla nas powód do satysfakcji, że jest to dostrzegane, widać taką potrzebę i siłę. Bądźmy szczerzy, Gdańsk pod względem liczby turystów już Kraków przegonił. Trzeba szukać narzędzi, które promują miasto, bo to, że jesteśmy siedzibą królów Polski i kolebką kultury, to jest zaspokojenie potrzeb, ale części społeczności krakowskiej. Trzeba patrzeć trochę szerzej. Cieszę się, że te działania idą w tę stronę.Rozmawiacie z władzami miasta na ten temat? - Klub sportowy to nie jest prywatna zabawa i trzeba mieć tego świadomość. Prywatną zabawą byłoby, jeżeli kupilibyśmy sobie apartament na Manhattanie. Nikt nic z tego nie ma poza nami. Natomiast klub sportowy to jest coś, co się robi dla społeczności, a społeczność krakowska jest naszą wspólną odpowiedzialnością. To musi iść w tym kierunku. Ja przynajmniej wychodzę z takiego założenia: sponsor - jak najbardziej, prywatne pieniądze - jak najbardziej, ale my korzystamy z tego wszyscy. Widzę na przykładach innych miast, jak powinno wyglądać to zaangażowanie. Czy jest jakiś odzew? - Widzę pozytywne zmiany, jak choćby program o którym wspomniałem wcześniej. Myślę, że będzie się to rozwijało, zwłaszcza jeśli okaże się to była słuszna decyzja. Wydaje mi się, że miasto musi się otworzyć. W Krakowie mamy bardzo dużo młodych ludzi, którzy nie żyją tylko kulturą, nauką czy miłym środowiskiem miasta samego w sobie. Poszukują różnych atrakcji. Nie możemy zapominać o tym, że sport jest mocno wpisany w kulturę Polski, krakusów tak samo. Nie można tego ucinać i wychodzić z założenia, że to jest zabawa dla prywatnych ludzi. W prywatnych klubach ludzie działają na rzecz konkretnej inicjatywy, angażując swój czas i pieniądze, które zarobili. Trzeba mieć do tego szacunek. To nie jest zabawa. Zwroty reklamowe, z punktu widzenia siatkówki i na przykładzie naszego lokalnego developera, nie mają większego znaczenia. Nas interesuje to, że działamy w Krakowie. Wiem, jaka jest oglądalność transmisji telewizyjnych meczów, ale to nie są tylko ludzie z Krakowa, ale z całej Polski. My ich nie obsługujemy. To jest inny cel i warto pozytywne podejście do tego typu inicjatyw artykułować. Do kiedy macie do dyspozycji halę "Suche Stawy"? - Gramy tam do końca tego sezonu. Nie wiemy, gdzie będziemy grali w przyszłym. Od tego też uzależniamy, jaka będzie przyszłość tego zespołu. Powstaje obiekt przy al. Focha, który spełnia wymogi ekstraklasowe. - Sama hala "Suche Stawy" to obiekt, który z założenia ma służyć wszystkim. Trzeba zrozumieć jedną rzecz, że sport ekstraklasowy wymaga oprawy na ekstraklasowym poziomie. Sama hala "Suche Stawy" ma ograniczenia w tym zakresie, bo jeżeli mamy pozyskać sponsorów lokalnych, to oni muszą czuć, że to się dzieje w prestiżowych warunkach. Sama hala jest świetna dla sportowców, natomiast wydaje mi się, że budowanie prestiżu wokół tego obiektu, jest zadaniem bardzo trudnym. Nie tylko naszym. Mamy do dyspozycji trybuny i boisko. Doskonale pan wie, jak jest budowany stadion. Są skyboksy, gdzie można przyjąć gości, a tutaj tego po prostu nie ma. Myślę, że budowanie zainteresowania u lokalnych sponsorów powinno być z uwzględnieniem potrzeb takich ludzi. Wydarzenie sportowe musi odbywać się w prestiżowej oprawie, a żeby budować nieograniczone możliwości w tym zakresie, trzeba mieć na to miejsce. Czy to w hali "Suche Stawy" jest możliwe? W moim odczuciu, niestety nie. Po wielu latach przerwy w Krakowie znów jest ekstraklasowa siatkówka, ale kibiców nie przychodzi zbyt dużo. Jaka jest tego przyczyna? Czy zainteresowanie siatkówką pod Wawelem jest tak mizerne? - To nie tylko pytanie do nas, dlaczego tak jest. Trzeba szukać odpowiedzi w szerszym kontekście. Podczas meczu inauguracyjnego w Tauron Arenie Kraków bez szerokich działań marketingowych przyszło blisko 2000 kibiców, którzy przeżywali to wspólnie z nami i nasycili swoje apetyty na siatkówkę ponownie. Ze względu na remont hali na "Suchych Stawach" przez kolejne miesiące nie zagraliśmy ani jednego meczu w roli gospodarza - ciągła podróż. Ze względu na to, że zbliżała się runda rewanżowa musieliśmy zacząć gościć przyjezdne drużyny. Tak też się stało w częściowo udostępnionej hali na "Suchych Stawach". W grudniu doszło do pierwszego spotkania, które przez to że hala była w remoncie i dojście do niej odbywało się tylnymi drzwiami, nie mogła formalnie odbyć się jako impreza masowa. W praktyce wyglądało to tak, że bramy hali mogły być otwarte tylko dla 299 obserwatorów. Wtedy zainteresowanie było bardzo duże jednak przez wprowadzenie limitów znacząca liczba kibiców nie mogła zobaczyć naszych meczów. Pretensje kibiców były liczne i uzasadnione, bo po kilku miesiącach nie da się zobaczyć zespołu w akcji, który budzi takie zainteresowanie. Jednak są to procesy niezależne od nas. Wiem, że entuzjazm wielu osób w tamtych chwilach niestety przez tę sytuację został wystudzony. - W związku z powyższym moim zdaniem, to nie jest tylko kwestia działania marketingowego, ale te, mówiąc z dużą dozą samokrytycyzmu, musimy poprawić. Widzimy pole, gdzie powinniśmy się jeszcze bardziej aktywizować. Natomiast zdaje sobie sprawę, że o godz. 20 w niedzielę ciężko jest przyjechać na "Suche Stawy". Trefl Proxima to nie tylko seniorki, ale też zespoły młodzieżowe. Juniorki i kadetki dotarły do półfinału mistrzostw Polski. Tym drugim nie udało się powtórzyć sukcesu sprzed roku, ale chyba występy można uznać za udane. - Kadetki w zeszłym roku zdobyły brązowy medal i trzeba przyznać, że był to wielki sukces po latach. Teraz ten sam zespół grał młodszymi juniorkami. Oczywiście marzyliśmy o strefie medalowej, ale rok trenowania w siatkówkę, w przypadku grup młodzieżowych, to jest po prostu dużo. Liczymy na to, że w przyszłym roku, kiedy te dziewczyny będą bardziej doświadczone, ale będą występowały w tej samej grupie wiekowej, będzie szansa powalczyć o finał. Obecnie w obydwu grupach młodzieżowych sięgnęliśmy półfinałów mistrzostw Polski - jest to sukces. Dawno w Krakowie nie było tak, żeby grupy młodzieżowe osiągały takie wyniki. - Mamy plany, żeby trochę przeorganizować grupy młodzieżowe. Zdaję sobie sprawę, że za mało trenujemy. Te dziewczyny muszą wchodzić w tryb treningu, jakiego doświadczą w zespole seniorskim, gdzie trenuje się dwa razy dziennie. Na przyszły sezon juniorki będą bardziej profesjonalizowane. Jednostek treningowych będzie więcej. Będziemy współpracować ze szkołą, ale sportowo będziemy się opierać tylko i wyłącznie na potencjale klubowym. Postaram się jeszcze bardziej zaangażować sztab szkoleniowy zespołu ekstraklasy do współpracy z młodzieżą, bo tu się to nam za bardzo nie udało. Takie były intencje. Plany zawsze są duże, ale później z ich realizacją różnie bywa. Mamy w sobie dużo samokrytycyzmu. Słowa krytyki bierzemy pod uwagę, ale mamy mnóstwo własnych wniosków, co można poprawić. Jest nad czym pracować. W zakresie samej grupy juniorskiej, która jest ostatnim etapem przed wejściem w sportowe życie seniorskie, musimy po prostu zmienić system na wzór zespołów, które zdobywają medale. Trenują dużo, dużo więcej. Myślę, że to jest klucz. Rozmawiał Robert Kopeć