Nowy sezon dla pilanek rozpoczął się od niespodziewanej zmiany trenera - dwa tygodnie przed inauguracją rozgrywek z posady szkoleniowca zrezygnował Mirosław Zawieracz, którego zastąpił Adam Grabowski. Zespół po dwóch porażkach w lidze musiał udać się na 10-dniową kwarantannę w związku z pojawieniem się pozytywnych wyników na obecność koronawirusa. W ubiegłym tygodniu w trakcie kwarantanny zmarł współzałożyciel klubu i jego wieloletni prezes Radosław Ciemięga. W poniedziałkowy wieczór pilanki zagrały pierwsze od ponad trzech tygodni spotkanie ligowe, we własnej hali przegrały z Grotem Budowlanymi Łódź 0:3, ale mecz nie był tak jednostronny, jakby wskazywał wynik. Grabowski nie ukrywał, że po tych wszystkich perturbacjach obawiał się najgorszego. "Bałem się, że po kumulacji tych wszystkich rzeczy, ten mecz będzie wyglądał źle. W sobotę na treningu pojawił się jednak promyk nadziei, że wcale to nie musi być jakaś katastrofa. Wprawdzie w niedzielę trochę to już "kulało", musiałem też zmniejszyć tempo zajęć, ale spotkanie było całkiem przyzwoite z naszej strony. Postawa mojej drużyny była naprawdę godna pochwały, rywalki musiały się naprawdę napocić, by nas ograć. Myślę, że dziewczyny, na tyle, na ile potrafiły, te wszystkie problemy zostawiły w szatni" - powiedział PAP szkoleniowiec Enei PTPS. Grabowski stara się wyciągać pozytywne aspekty z kolejnej porażki, ale jak przypomniał, pracuje w Pile niewiele ponad miesiąc, a w międzyczasie drużyna znalazła się w lockdownie. "Udało się pokazać środkowym, jak ułożyć ręce do bloku. Mamy natomiast problem z dograniem piłki do rozgrywającej, gdy ona jest w pierwszej linii, nie stwarzamy zagrożenia w grze "kiwką", te dogrania są za dalekie od siatki. Przez to gramy zbyt przewidywalnie, rywale w ciemno idą do naszego lewego skrzydła, a zawodniczki na tej pozycji mają problem ze skończeniem ataku. To są niuanse, ale bardzo istotne. Staram się wprowadzić w zespole swoje rządy, próbuję go trochę przemodelować, lecz to wymaga czasu, a także zaufania. Jeśli przekonam dziewczyny, że te moje wskazówki są dobre, to wierzę, że przyniesie to efekty" - podkreślił. Pilanki bez zdobytego punktu i bez wygranego seta zamykają tabelę ekstraklasy. Grabowski, mimo przeciwności losu, stara się spoglądać optymistycznie w przyszłość, choć ta też jest niepewna. "Spotkanie z Budowlanymi pokazało, że w moim zespole drzemią jeszcze rezerwy i musimy je wykorzystać. Jestem przekonany, że możemy jeszcze powojować w tej lidze. Myślę, że potrzeba cierpliwości, najpierw wygrajmy jednego seta, potem dwa i w końcu cały mecz. Problem w tym, że dziś nawet nie wiem, gdzie i kiedy zagramy kolejne spotkanie. W poniedziałek mieliśmy zmierzyć się w Rzeszowie z Developresem, ale ich też dotknął koronawirus. Czekamy na decyzje" - przyznał opiekun PTPS-u. Jego zdaniem, właśnie koronawirus może okazać się głównym rozgrywającym w lidze, dlatego zastanawia się, czy nie byłoby rozsądnym rozwiązaniem, gdyby ekstraklasa została zamknięta, bez degradacji. Zgodnie z regulaminem, do pierwszej ligi spadnie ostatnia drużyna po rundzie zasadniczej. "Może wydarzyć się sytuacja, że drużyna gdzieś balansuje na krawędzi utrzymania i w końcówce sezonu dopada ją koronawirus. Zespół znajdzie się na kwarantannie, a potem w jakimś trybie pilnym będzie musiał rozegrać dwa-trzy mecze, które będą decydowały o spadku. Nie wiem, czy to do końca będzie sprawiedliwe. Niestety, mamy w tej chwili nienormalne czasy. Dlatego może warto zastanowić się nad takim właśnie rozwiązaniem" - podsumował szkoleniowiec. Nie jest tajemnicą, że w ostatnim czasie PTPS borykał się z kłopotami natury finansowej. Z powodu zaległości znajduje się m.in. na "czarnej liście" Międzynarodowej Federacji Siatkówki i jest objęty zakazem transferów. Nie wiadomo też, kto przejmie stery po zmarłym prezesie, który kierował klubem praktycznie od jego początku, czyli od 27 lat. Marcin Pawlicki