Polska Agencja Prasowa: Tytułu dla Chemika Police można było się spodziewać, bo był głównym kandydatem do złota. Czy jednak podium dla Grot Budowlanych Łódź i Developresu SkyRes Rzeszów można uznać za niespodziankę? Jacek Nawrocki: - Patrząc na ostateczne rozstrzygnięcia w lidze, to nie są one dla mnie żadnym zaskoczeniem. Od pierwszej kolejki obstawiałem, że w finale będą Chemik i Budowlani. Kolejne miejsca zajęły drużyny z Rzeszowa i Wrocławia i tego też nie można rozpatrywać w kategoriach niespodzianki. Impel, choć zdaje sobie sprawę, że może to zabrzmieć niewiarygodnie, miał w tym sezonie lepszy skład niż przed rokiem. Na kilku pozycjach miał solidniejsze zawodniczki, ale ten zespół końcówki rozgrywek nie wytrzymał. Jak pan ocenia poziom rozgrywek? Przed tym sezonem polskie kluby opuściło wiele dobrych zawodniczek... - Skłamałbym, mówiąc, że poziom się utrzymał. Niestety, on się obniżył, ale nie chciałbym nikogo urazić. Nie jest to też forma krytyki z mojej strony. Wiele zespołów przechodzi przeobrażenia, dużo polskich siatkarek w młodym wieku dostaje możliwość gry. To siłą rzeczy musiało w końcu nastąpić. Mam tylko nadzieję, że doświadczenie zdobyte przez te młode zawodniczki w tym roku, będzie procentować w kolejnym sezonie, który liczę, że będzie lepszy. Wiele klubów przechodziło też przeobrażenia natury pozasportowej. Do niedawna czołowe zespoły ekstraklasy, jak Atom Trefl Sopot, Impel czy Tauron MKS Dąbrowa Górnicza, dysponowały teraz mniejszymi budżetami, a co za tym idzie miał mniejsze możliwości przy budowie składów. To musiało również odbić się na poziomie spotkań ligowych... - Oczywiście, że ekonomia wyznacza też poziom grania, pod warunkiem, że te pieniądze są też mądrze wydawane. Środków w niektórych klubach zabrakło. Jak rozmawiałem z wieloma trenerami, prezesami, to mówili, że marzyły im się trochę inne zespoły. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Pracą i zaangażowaniem wielu młodych dziewczyn, które dostały szansę w tym sezonie, możemy tę ligę w najbliższym czasie wzmocnić. Liga rozgrywana była według nowego regulaminu. Bardzo krótki play-off, w którym zespoły rywalizowały nie w tradycyjnym systemie do dwóch lub trzech zwycięstw, ale w formule "mecz i rewanż". W finale w Szczecinie mecz skończył się po dwóch setach, ale trzeba było grać dalej. Pana zdaniem to był dobry pomysł? - Faktycznie, jest to dość kuriozalna sytuacja, w którym ostatni mecz nie decyduje o finalnych rozstrzygnięciach ligi. To na pewno jest do poprawienia, nikt chyba nie ma wątpliwości, że ta ostatnia piłka w ostatnim meczu play-off powinna decydować o tym, kto zostaje mistrzem. To samo dotyczy dalszych miejsc. Natomiast skrócenie rundy play off do dwóch wygranych byłoby atrakcyjniejsze. Unikamy w ten sposób dłużyzny w tej fazie. W Brazylii, gdzie siatkówka jest naprawdę ogromnie popularna, w lidze gra się jedno spotkanie o mistrzostwo na neutralnym terenie. Mecz ogląda kilkanaście tysięcy ludzi i to jest wielkie święto. Wszystkie formuły są dobre, pod warunkiem, że wzbudzają zainteresowanie kibiców i dają im frajdę. Pan obserwował ligę przede wszystkim pod kątem reprezentacji i potencjalnych kandydatek do niej. Wcześniej martwił się pan, że kadrowiczki często nie tylko nie odgrywają większych ról w swoich drużynach, lecz też czasami tylko stoją "w kwadracie"... - Łącznie z obserwacjami wideo widziałem niemal wszystkie mecze ligowe, może za wyjątkiem tych ostatnich, o niższe miejsca, które nie miały większego znaczenia. W poprzednich latach często kluczowe role w zespołach odgrywały zawodniczki zagraniczne albo bardzo doświadczone Polki, na które w reprezentacji nie do końca możemy już liczyć. W tym sezonie, w większości przypadków, te istotne role trafiły do polskich siatkarek, które często były odpowiedzialne za wynik. Myślę, że dziewczyny na tym skorzystały, nie musiały gdzieś w cieniu liderek zespołów czekać na swój moment. Na pierwsze zgrupowanie powołania otrzymały 22 zawodniczki. To jest optymalny, wymarzony przez pana skład? - Kadra, którą musieliśmy jakiś czas temu ogłosić, liczy 30 nazwisk. Teraz okroiliśmy ją do 22 zawodniczek tylko i wyłącznie pod kątem majowych kwalifikacji do mistrzostw świata. W ubiegłym sezonie przyjęliśmy drogę dawania szansy nowym, czasami bardzo młodym siatkarkom. Zdaję sobie sprawę, że kibice chcieliby, żebyśmy od razu zdobywali laury na świecie. Ten proces, który zaczęliśmy w ubiegłym roku, jest jednak długotrwały, wymaga cierpliwości. Wiele z tych zawodniczek dopiero niedawno dostało szansę gry w lidze. Oczekiwanie od nich natychmiastowej progresji wyników w kontaktach z takimi reprezentacjami, jak Serbia, Rosja Włochy, Belgia, Holandia czy Turcja graniczy chyba z nieznajomością tematu. Dziewczyny są pełne optymizmu, ale musimy twardo stąpać po ziemi. Już jutro rozpoczynacie pierwsze zgrupowanie, kogo na nim zabraknie? - W pierwszej kolejności przyjadą zawodniczki z klubów z miejsc 5-13, a więc tych, które już wcześniej zakończyły rozgrywki. Dołączą do nas też siatkarki z ligi włoskiej, poza Agatą Witkowską z Yamamay Busto Arsizio, który gra w play off. 30 kwietnia dotrą pozostałe zawodniczki. W turnieju kwalifikacyjnym do MŚ zabraknie Kasi Zaroślińskiej, która ma zaplanowany ślub oraz z powodów osobistych Moniki Ptak. Zaczynamy przygotowania do sezonu szeroką kadrą, aby dać szansę pokazania się wszystkim dziewczynom. Docelowo ten skład na najważniejsze imprezy będzie liczył 16-18 zawodniczek. Wspomniane kwalifikacje będą ważnym egzaminem dla pana drużyny. Jak ocenia pan szansę wygrania grupy, bo tylko zajęcie w Warszawie pierwszego miejsca daje bezpośredni awans? - Musimy dobrze przygotować się do tego turnieju, zbudować zespół z tych zawodniczek, które powołaliśmy. Nie mamy zbyt wiele czasu na przygotowania, musimy to potraktować jako przedłużenie okresu startowego. Zdecydowanym faworytem będzie reprezentacja Serbii. Gdyby nam się nie udało zająć pierwszej lokaty, musimy powalczyć z drużynami Czech i Słowacji o drugie miejsce, które pozwoli wystąpić w turnieju barażowym w sierpniu. Tydzień przed imprezą będziemy trenować w Legionowie, gdzie zagramy trzy mecze towarzyskie z Belgią. To będą nasze jedyne sparingi, ale mamy dość liczna kadrę, więc nie zabraknie wewnętrznych gier kontrolnych. Rozmawiał: Marcin Pawlicki