Lubi pan pracować w Polsce? Alessandro Chiappni: Tak, bardzo lubię. Pamiętam, gdy przyjechałem tu pierwszy raz z reprezentacją Turcji na mistrzostwa Europy w 2009 roku. Byłem zauroczony zainteresowaniem kibiców siatkówką. Dlatego, kiedy przyszła propozycja pracy tutaj, z Sopotu, nie zastanawiałem się dwa razy. Od razu podjąłem decyzję. Nad ofertą z Piły też pan długo się nie zastanawiał? - Ona była przede wszystkim bardzo nieoczekiwana. Poprzedni trener z pewnych względów musiał zrezygnować. W sumie łatwo mi było podjąć tę decyzję - w drużynie są dobre zawodniczki, poza tym z drugim trenerem Mateuszem Czerwińskim i statystykiem Fabio Gabbanem razem pracowaliśmy niedawno w Krakowie. Jestem szczęśliwy, że dołączyłem do tego zespołu. Jeszcze w sierpniu szykował się pan do rozpoczęcia przygotowań z Treflem Proximą Kraków do kolejnego sezonu. Tymczasem władze klubu dość nagle wycofały drużynę z rozgrywek ekstraklasy. To musiała być dla pana i zawodniczek bardzo rozczarowująca decyzja? - To była wyjątkowo niespodziewana sytuacja. Mieliśmy zbudowany mocny zespół na kolejny sezon, wszystko wskazywało, że podążamy we właściwym kierunku. Tym bardziej, że w poprzednim sezonie zajęliśmy wysokie szóste miejsce, a celem było uniknięcie baraży o utrzymanie się w lidze. Nikt nie przypuszczał, że stanie się coś takiego, do tego z dnia na dzień i to dość późno. Dziewczyny nie miały łatwo, żeby znaleźć sobie kluby. Sam im pomagałem w szukaniu nowych pracodawców. Pan też nie mógł znaleźć klubu przez blisko cztery miesiące. Przed ofertą z PTPS były jakieś inne propozycje? - Nie ukrywam, że miałem dwie propozycje, w tym jedną z innego polskiego klubu, ale nie udało nam się porozumieć. Na szczęście po decyzji o wycofaniu się Proximy, byłem zaangażowany w pracę z reprezentacją Słowenii, rozgrywaliśmy mecze eliminacji mistrzostw Europy i nie miałem zbyt wiele czasu na rozmyślania. Pilanki po bardzo dobrym ubiegłym sezonie, kiedy zajęły piątą lokatę, obecnie spisują się poniżej oczekiwań i w tabeli bliżej im do strefy play out niż do czołówki. Pana zdaniem drużyna gra poniżej oczekiwań? - Oglądam mecze ligi polskiej, śledzę wyniki, ale też nie widziałem aż tylu spotkań PTPS, by oceniać pozycję drużyny w tabeli. Ja mogę powiedzieć, co zobaczyłem przychodząc na pierwszy trening. A mam tu grupę bardzo zmotywowanych dziewczyn, które pracują z ogromnym zaangażowaniem. Uważam, że ten zespół ma jakość i jesteśmy w stanie zrobić w Pile coś dobrego. Mamy kilka młodych, ale ciekawych zawodniczek z bardzo dobrymi warunkami fizycznymi. Na szczęście nie widzę, żeby zespół trapił jakiś problem mentalny. Kadra drużyna jest dość wąska. Rozmawiał pan z szefami klubu na temat ewentualnych wzmocnień? - W trakcie krótkiej przerwy w rozgrywkach mamy czas, by zastanowić się nad tym tematem. Na pewno przydałoby się jakieś wsparcie, choćby na treningach. Wówczas mielibyśmy bardziej komfortową sytuację, bo teraz nie możemy nawet zagrać na zajęciach sześć na sześć. Jest pan jednocześnie selekcjonerem reprezentacji Słowenii, która walczy o kwalifikację do mistrzostw Europy. Nie będzie problemu z pogodzeniem obu funkcji? - Nie jest to dla mnie żaden kłopot. Ze Słowenią czekają nas na początku stycznia dwa mecze eliminacyjne z Islandią i Izraelem. I na tym kończy się ten okres reprezentacyjny. Pewnym problemem jest to, że nie będę mógł śledzić moich podopiecznych na żywo czy wyszukiwać nowych zawodniczek. Nieco trudniejsza sytuacja jest z pilskim zespołem. Akurat jest noworoczna przerwa i to byłby idealny moment na to, żeby spędzić z zawodniczkami więcej czasu, jednak ze względu na obowiązki wobec słoweńskiej federacji nie mogę tego odpowiednio wykorzystać. Choć jak wspomniałem, znam bardzo dobrze osoby z mojego sztabu, dlatego łatwiej też nam zaplanować pracę. Jaki cel przyświeca panu z reprezentacją Słowenii? - Mamy bardzo młody zespół, on jest oparty na zawodniczkach, które rok temu zdobyły wicemistrzostwo Europy U23. Do tego dołączyło kilka siatkarek nieco starszych. Uważam, że ta reprezentacja ma przyszłość, będzie się jeszcze rozwijać, dlatego niezwykle ważny jest dla nas awans do mistrzostw Europy. Od 2009 roku polska reprezentacja nie zanotowała znaczącego sukcesu. Po raz ostatni na igrzyskach wystąpiliśmy w 2008 roku, a w mistrzostwach świata osiem lat temu. W międzynarodowym rankingu, który choć może nie do końca odzwierciedla prawdziwą siłę drużyn, zajmujemy dopiero 26. miejsce. Pan ma doskonałą wiedzę na temat polskiej siatkówki - gdzie tkwi przyczyna słabych wyników? - W Polsce było wiele znakomitych zawodniczek, ale w pewnym momencie część z nich nie grała w reprezentacji. To nie była zdrowa sytuacja dla polskiej siatkówki. A tylko wtedy, gdy postawisz na najlepsze zawodniczki, masz szansę rywalizować na najwyższym poziomie i toczyć wyrównaną walkę ze światową czołówką. Teraz coraz więcej nowych siatkarek pojawia się w reprezentacji Polski, uważam, że ten zespół ma potencjał. Wiele obecnych kadrowiczek szuka doświadczenia za granicą, a to jest bardzo ważne. Codziennie mają one możliwość trenowania z najlepszymi, rozgrywać trudne mecze na wysokim poziomie. To sprawi, że gdy wrócą do kadry, podniosą jej wartość. Ja pozytywnie patrzę na przyszłość polskiej drużyny. Odmładzanie to naturalny proces, który też przeprowadzałem w Turcji i teraz obecnie w Słowenii. Warto inwestować w talenty, ale to też wymaga ciężkiej pracy i czasu - nie stworzysz zawodniczki w dwa miesiące. Ważna w tej kwestii jest współpraca pomiędzy kadrą a klubami. Polska żeńska liga przez ostatnie lata też mocno się zmieniła. Gdy zaczynał pan pracę w Polsce, w 2010 roku w Sopocie, poziom ligi był wyższy niż obecnie... - To prawda. W Atomie Treflu grały m.in. Neriman Ozsoy, Alicia Glass, Megan Hodge, Małgorzata Kożuch oraz wiele znakomitych polskich dziewczyn, jak Ewelina Sieczka, Maja Tokarska czy Paulina Maj. Mimo to musieliśmy mocno się napracować, by wygrywać. Mieliśmy wielu przeciwników na podobnym poziomie jak BKS Bielsko-Biała czy Muszynianka. Na pewno wpływ na obniżenie poziomu mają budżety klubów, jest to jedna z przyczyn. Kiedyś polska liga przyciągała zagraniczne siatkarki nie tylko ze względu na pieniądze, ale również dlatego, że była wymagająca. Dziś jest ona idealna dla młodych zawodniczek, które mogą zrobić ten pierwszy krok w rozwoju, by później spróbować sił w mocniejszych klubach. Uważam jednak, że polska liga jest na czwartym miejscu w Europie, za Włochami, Turcją i Rosją. Rozmawiał: Marcin Pawlicki