Wtorkowy mecz z Realem Madryt, zacięty, wyrównany, ale jednak przez neapolitańczyków przegrany, musiał tę drużynę sporo kosztować. Takie było można odnieść wrażenie patrząc na postawę podopiecznych Rudiego Garcii w niedzielny wieczór. Bo Fiorentina, choć przecież Ferencvaros podejmowała w czwartek, biegała aż miło. Napoli zaś chciało wygrać na stojąco - niezadowolony Victor Osimhen raz po raz machał rękami, bo nie miał wsparcia, gdy próbował wyjść z pressingiem. Stadion mistrza Włoch uciszony - Fiorentina zagrała popisowo, bramkarz "dostał kanał" Niby Napoli jest w ścisłej czołówce najlepiej broniących drużyn w Serie A, a jednak już w 7. minucie Fiorentina zdołała zaskoczyć mistrza Włoch na jego terenie. Po ładnej akcji oskrzydlającej Lucas Martinez Quarta nie tyle oddał strzał, co piłka odbiła się od jego kolana i trafiła w słupek. Bramkarz Alex Meret też wykonał dziwny ruch nogą, który nie pomógł mu w kolejnych sekundach akcji. Do dobitki zdążył bowiem Josip Brekalo - kąt był ostry, ale Chorwat zdołał zmieścić futbolówkę między nogami bramkarza Napoli. Zaczęło się więc dla gospodarzy bardzo nieciekawie, trybuny Stadio Diego Armando Maradona na moment ucichły. Napoli miało problemy, bo grało za wolno. Viola też się nie spieszyła, ale to ona narzuciła warunki. Nie było w ekipie ze stolicy Kampanii piłkarza, który ruszyłby coś w środkowej strefie, nie był też takim graczem Piotr Zieliński. Jakby trudy spotkania z Realem wciąż odbijały się na ekipie gospodarzy i polskim pomocniku. Napoli samo niewiele kreowało. Doczekało się dopiero błędu obrońcy Fiorentiny Coś ruszyło się jednak po pierwszym błędzie Fiorentiny - zablokowany strzał jej piłkarza dał okazję do kontry gospodarzom. Zakończyła się ona trafieniem Victora Osimhena, sędzia Federico La Penna odgwizdał jednak spalonego. To był jednak pierwszy sygnał, że coś ciekawego może się wkrótce wydarzyć. Tyle że poza potężnym uderzeniem Stanislava Lobotki, obronionym przez Pietro Terracciano, podopieczni Garcii niewiele mogli zdziałać. Fiorentina była świetnie zorganizowana, na zbyt wiele nie pozwalała. I gdy wydawało się już, że zejdzie do szatni ze świetnym wynikiem, fatalny błąd popełnił Fabiano Parisi . Źle podał do bramkarza, Osimhen tylko czekał na taką sytuację. Nigeryjczyk pierwszy dopadł futbolówki, został sfaulowany przez Terraciano. A z karnego sam wyrównał, bo Zieliński oddał mu piłkę. Efektowny początek, szanse po obu stronach. Aż w końcu trafiła Fiorentina To nie było Napoli, które w tak efektownym stylu wywalczyło kilka miesięcy wcześniej scudetto. Zwłaszcza, że zaraz po przerwie na 2:0 mógł i powinien był podwyższyć Jonathan Ikone, trafił jednak w słupek. Gospodarze grali wciąż źle, ale prezenty sprawiała im Viola. Po kolejnym szansę dostał Osimhen, tym razem przegrał jednak pojedynek sam na sam z bramkarzem Fiorentiny. Tego samego nie zrobił po kilku minutach doświadczony Giacomo Bonaventura - to do niego trafiła piłka odbita od Mathiasa Olivery. Pokonał Mereta, Fiorentina odzyskała prowadzenie. Normalnie Napoli powinno w takiej sytuacji rozpocząć szturm bramki rywala - zanosiło się na drugą domową porażkę w Serie A. Nic takiego jednak nie nastąpiło, kibice się niecierpliwili, zespół Garcii był bezradny. Nawet gdy w 79. minucie Giacomo Raspadori mógł oddać strzał z 15 metrów, wybrał podanie - przecięte przez obrońców. Nic się nie kleiło gospodarzom. A zostali jeszcze dobici w doliczonym czasie - za sprawą Nicolása Gonzáleza, który chwilę wcześniej pojawił się na boisku.