Nie trzeba było geniuszu, by wbić dwie bramki w prestiżowym starciu półfinału Pucharu Włoch z Interem Mediolan (rewanż za cztery dni). Gracze Antonio Conte podarowali zwycięstwo 2-1 mistrzom Italii po kuriozalnych błędach w defensywie. Najpierw Ashley Young pociągnął za koszulkę Juana Cuadrado, choć Kolumbijczyk nie miał najmniejszej szansy dosięgnąć piłki. Sędzia skorzystał z VAR, a wyrównującego gola z jedenastki wbił Ronaldo. Wy się bijcie, a wynik ustalam ja Kilka minut później stojący między słupkami Interu Samir Handanovic wybiegł po piłkę poza pole karne, co wywołało panikę u obrońcy Alessandro Bastoniego. Sprzątnął ją sprzed nosa swojemu bramkarzowi i podarował Ronaldo, który kopnął do pustej bramki. Potem na boisku trwała zacięta walka już bez zmiany wyniku. Ronaldo patrzył na to z wysokości swojego majestatu jak starszy i mądrzejszy brat, który ingeruje w zabawę młodszych tylko w kluczowych momentach. Zgodnie z zasadą: "wy się bijcie, ale wynik ustalam ja". CR7 niecierpliwić się nie musi. Rozegrał w karierze wiele takich meczów, w których jeden jego strzał znaczył więcej niż nieustanna bieganina partnerów i rywali. Intuicję zawsze miał nadludzką. Na piłkę w polu karnym spadał jak sęp, choć nie przepadał za rolą środkowego napastnika. W Realu Madryt spełniał ją za niego Karim Benzema. Gdy niedawno spytano Francuza czym różniła się królewska drużyna w czasach największej świetności, od tej, która ostatnio popadła w kryzys, powiedział: "Wtedy biegał obok mnie pewien chłopak strzelający trzy razy tyle bramek co ja". I dodał: "nauczyłem się grać dla niego". Zobacz Interia Sport w nowej odsłonie Sprawdź! W ubiegłym sezonie pojawiły się pogłoski, że CR7 namawia szefów Juventusu na transfer Benzemy. Może duet z Madrytu poprowadziłby zespół z Turynu na szczyt europejski? Real poprowadził cztery razy. Najgorszą decyzję Florentino Perez podjął latem 2018 roku. Królewscy wygrali Ligę Mistrzów po raz trzeci z rzędu, a ich prezes uznał to za koniec epoki. W finale z Liverpoolem w Kijowie Ronaldo gola nie zdobył. Bohaterem został cztery lata młodszy Gareth Bale, który wszedł z ławki po godzinie gry, by rozstrzygnąć mecz dwoma golami. Ten pierwszy, zdobyty nożycami był jednym z najbardziej zachwycających w historii rozgrywek. Fetę w Madrycie zakłóciły słowa króla strzelców Ligi Mistrzów, który zdobył w niej 15 goli. CR7 zasugerował, że ma zamiar opuścić Real. Na domiar złego tak jak prezes klubu, tak trener doszedł do wniosku, że najlepsza drużyna świata dotarła do ściany. Zinedine Zidane wywołał wielki szok podając się do dymisji cztery dni po zwycięskim finale. Plotkowano, że poszło o Ronaldo. Perez uznał, że 33-letni Portugalczyk nie udźwignie już pozycji lidera drużyny. Chciał, by przejął ją Bale. Dziś brzmi to jak kpina. Wtedy pokusa sprzedania CR7 za 105 mln euro wzięła górę. Żaden piłkarz w podobnym wieku nie otarł się o tak astronomiczną cenę. Ciało dwudziestolatka Juventusowi nie chodziło o odległą przyszłość. W poprzednich latach jego katem w Champions League był zawsze ten sam człowiek: Cristiano Ronaldo. Trzeba było go mieć po swojej stronie. Zespół z Turynu to najbardziej pokrzywdzony i obolały z gigantów w rozgrywkach o Puchar Europy. Dziewięć razy docierał do finału i zaledwie dwa razy wygrał. CR7 grał w finale Ligi Mistrzów sześć razy i tylko raz przegrał. Wniosek sam się nasuwał. Szokujące były wyniki badań CR7 zrobione mu podczas przeprowadzki do Turynu po mundialu w Rosji. Tkanka tłuszczowa Portugalczyka wynosiła 7 procent, podczas gdy średnia u zawodowych piłkarzy to 10 procent. Masa mięśniowa - 50 proc także lepiej od średniej (47). Nic dziwnego, że najszybszy sprint podczas rosyjskich mistrzostwo świata wykonał 33-letni Portugalczyk osiągając prędkość 33,98 km/h. Potwierdzało to opinię, że Ronaldo jest profesjonalistą, który niechętnie wychodzi z siłowni. To samo wykazały testy wydolności wykonane po przerwie w rozgrywkach Serie A wywołanej pandemią koronawirusa. CR7 wrócił do klubu w lepszej formie niż go opuszczał. Wiek Ronaldo jest więc mylący. Potwierdza to skuteczność Portugalczyka, który 5 lutego kończy 36 lat. Ma 763 gole w profesjonalnej karierze i według obliczeń dziennika "Marca" jest najskuteczniejszym graczem wszech czasów. Tyle, że madrycka gazeta inaczej policzyła bramki zmarłego w 2011 roku Czecha Josefa Bicana. Według niej ma ich 762, ale źródła FIFA mówią o 805 golach, a czeska federacja twierdzi, że nawet 821. To jednak tylko statystyki. Najgłośniejsze były trzydzieste urodziny Ronaldo: urządzone z Madrycie z wielką pompą kilka godzin po klęsce Realu w derbach z Atletico 0-4. Wtedy wielu fanów widziało w CR7 narcyza z przerośniętym ego obsesyjnie porównującego się do niedoścignionego Leo Messiego. Portugalczyk dokonał największych rzeczy dopiero po trzydziestce. Trzy triumfy w Lidze Mistrzów z Realem, mistrzostwo Europy z Portugalią okraszone dwoma Złotymi Piłkami (w sumie ma ich pięć). CR7 nie starzał się, ale dojrzewał. Nic dziwnego, że gdy rok temu "Marca" zapytała fanów Realu kogo chcieliby w drużynie: Neymara, Mbappe, Pogbę, czy Ronaldo, przytłaczająca większość domagała się powrotu 35-latka. To jego odejście wywołało kryzys. Nawet ktoś taki jak CR7 nie dał Juventusowi pozycji numeru 1 w Europie. Choć zdobył dla niego w rozgrywkach Ligi Mistrzów 14 goli. Tu widać zmianę - podczas dziewięciu sezonów w Madrycie CR7 nigdy nie strzelił dla Realu mniej niż sześć bramek w Champions League. W Turynie zdobył sześć w pierwszym sezonie, cztery w drugim i cztery w obecnym. Wciąż przyćmiewa pod tym względem kolegów z zespołu, ale swojej misji jednak nie wypełnił. Kontrakt podpisał na cztery lata. Dawno temu agent CR7 Jorge Mendes powiedział, że celem jego klienta jest zdobycie statusu najlepszego piłkarza w historii futbolu. Zabrzmiało to jak niestosowna fanfaronada. Dziś kandydatura Portugalczyka jest traktowana zupełnie poważnie. Niedawno wyprzedził Messiego w plebiscycie Globe Soccer Awards na gracza numer 1 w XXI wieku. Dariusz Wołowski