Sytuacja związana z Milikiem jest doprawdy przedziwna. Polak odmówił przedłużenia wygasającego w przyszłym roku kontraktu z SSC Napoli, wobec czego został w klubie odstawiony na boczny tor. Milik wiedział, że następną rundę spędzi na trybunach, a we wtorek okazało się, że został nawet odsunięty od treningów z pierwszą drużyną. Wydawałoby się, że w takiej sytuacji napastnik powinien szukać drogi ucieczki z Neapolu. Nie musiałby tego robić zresztą za wszelką cenę, bo chętnych nie brakowało. W kolejce ustawiały się m.in. AS Roma, Tottenham Hotspur, Everton, a nawet Atletico Madryt. To firmy o europejskiej marce, niektóre nawet przewyższające pozycją Napoli. Milik jednak nie zaakceptował żadnej z ofert. Daniele Prade, dyrektor sportowy Fiorentiny twierdzi, że celem Milika zamiast odejścia było... właśnie pozostanie w Napoli. Swój punkt widzenia przedstawił podczas konferencji prasowej. - Jego cel był jasny. Chciał zostać w Napoli. To nie tak, że powiedział "nie" Fiorentinie. On odrzucał wszystkie oferty. Powiedział "nie" rynkowi transferowemu - twierdzi dyrektor sportowy Fiorentiny. Fiorentinie mogło szczególnie zależeć na transferze Milika, bowiem do Juventusu odeszła największa nadzieja "Fiołków" Federico Chiesa. Ostatecznie jego następcą został Christian Kouame, sprowadzony z FC Genoa. Milik na razie przebywa na zgrupowaniu reprezentacji Polski, która szykuje się na mecze z Finlandią, Włochami oraz Bośnią i Hercegowiną. Kto wie, czy na następne spotkania w roli aktywnego piłkarza nie będzie musiał czekać kilku miesięcy. WG