Sytuacja zmieniła się jednak po wybuchu pandemii koronawirusa we Włoszech. Jak donosi "La Gazzetta dello Sport" tempo negocjacji pomiędzy stronami drastycznie zmalało, a dodatkowo Napoli nie może znaleźć porozumienia z Driesem Mertenem w przynajmniej dwóch kwestiach. Pierwsza tyczy się przekazania kar za listopadowy bunt w klubie na cele charytatywne. Piłkarze sprzeciwili się wówczas pomysłowi właściciela klubu Aurelio De Laurentiisa, który chciał, aby po zremisowanym 1-1 meczu z RB Salzburg w Champions League, drużyna udała się na karne zgrupowanie. Zawodnicy nie mieli takiego zamiaru i w dosadnych słowach przekazali to synowi prezydenta Napoli - Edoardo De Laurentiisowi. Zostali za to ukarani dotkliwymi karami, sięgającymi nawet 25 procent swoich pensji. Później doszedł problem egzekwowania decyzji włodarzy klubu. Przy obecnych negocjacjach Mertens miał zażądać, aby owe pieniądze zostały przekazane na cele charytatywne. Spotkało się to z odmową władz klubu, co miało zezłościć piłkarza. Włoscy dziennikarze twierdzą, że Belg był również niezadowolony z decyzji De Laurentiisa, dotyczącej tymczasowego zwolnienia 30 pracowników Napoli. Ekspert nie ma wątpliwości. "Wznowienie rozgrywek Serie byłoby wybitnie niesportowe" Ekipa z Kampanii nie mogła wcześniej dojść do porozumienia z polskimi zawodnikami występującymi w Napoli. Obecnie wydaje się, że Piotr Zieliński ostatecznie pozostanie w klubie. Zupełnie inaczej wygląda natomiast sytuacja Arkadiusza Milika. Według turyńskiego dziennika "Tuttosport" Milik zażądał bardzo dużej podwyżki (z 2,5 miliona euro rocznie do 5 milionów euro rocznie) i chciał, aby klauzula odejścia w jego kontrakcie nie przekroczyła 50 milionów euro. Włoscy dziennikarze donoszą, że warunki te mają być nie do zaakceptowania przez klub i polski napastnik może opuścił Napoli. Wśród potencjalnych zainteresowanych usługami polskiego napastnika mają znajdować się AC Milan i Schalke. Wyciekły żądania finansowe Milika. "Poprosił o szokujące kwoty dotyczące kontraktu i klauzuli"PA