Komplikuje się operacja przejścia Arkadiusza Milika z SSC Napoli do Olympique Marsylia. Prowodyrem takiego stanu rzeczy jest strona włoska. A konkretnie wciąż aktualny szef Polaka - Aurelio de Laurentiis.
Kontrakt polskiego snajpera w Marsylii miał zostać podpisany najpierw lada chwila, potem lada dzień. Teraz nie wiadomo, czy do parafowania umowy dojdzie w tym tygodniu. Wszystko przez kuriozalną klauzulę, która stała się negocjacyjnym zatorem.
O sprawie pisze szerzej Krzysztof Stanowski w serwisie weszlo.com. W świetle zebranych przez niego informacji de Laurentiis żąda, by w kontrakcie Milika znalazł się zakaz powrotu do Włoch przez okres dwóch lat lub przynajmniej 18 miesięcy.
W ten sposób boss Napoli nie chce dopuścić do sytuacji, w której jego były pracownik wraca do Serie A i gra przeciwko niemu. Stąd pomysł na... szlaban formalny.
Reprezentant Polski, czemu trudno się dziwić, nie chce przystać na taki balast.
Warunki indywidualnej umowy z Olympique są już uzgodnione. Kluby dogadały się również co do detali transakcji - 26-latek zostanie wypożyczony do końca bieżącego sezonu, a po nim zostanie przez ekipę ze Stade Velodrome obligatoryjnie wykupiony.
Na przeszkodzie w sfinalizowaniu transakcji stoi wspomniana klauzula "anty-Włochy" oraz gwarancje bankowe, których życzy sobie de Laurentiis.
Czy Milik ugnie się przed dyktatem? Ostatni oficjalny mecz na niwie klubowej rozegrał w sierpniu. Później nie został zgłoszony do rozgrywek na żadnym froncie, co zostało odebrane jako odwet za odrzucenie propozycji prolongaty kontraktu z Napoli.
Tego jeszcze nie widziałeś! Sprawdź nowy Serwis Sportowy Interii! Wejdź na sport.interia.pl!