Po tym, jak Inter Mediolan pokonał przed własną publicznością Lazio Rzym 3:1, fani w Neapolu mogli powoli otwierać szampany. Aby już dziś można było oficjalnie rozpocząć mistrzowską fetę, trzeba było jednak pokonać Salernitanę, prowadzoną przez byłego selekcjonera reprezentacji Polski - Paulo Sousę. Chociaż "Azzurri" przystępowali do dzisiejszego spotkania w roli murowanego faworyta, to jednocześnie dyspozycja ekipy z Salerno musiała budzić podziw. "Koniki Morskie" przyjechały bowiem do Neapolu po serii ośmiu spotkań z rzędu bez porażki, a odkąd stery objął Portugalczyk, przegrali tylko raz, w jego debiucie przeciwko Lazio. Napoli przez długi czas biło głową w mur Podopieczni Luciano Spallettiego, od pierwszych minut narzucili gościom swoje warunki i niemal nieustannie przebywali na ich połowie, w poszukiwaniu okazji do jak najszybszego otwarcia wyniku. Defensywa Salernitany funkcjonowała jednak bardzo dobrze, nie zostawiając Neapolitańczykom dużo miejsca i znacznie utrudniając poszukiwanie wolnych przestrzeni. Gospodarze często byli zmuszani do dośrodkowań z bocznych sektorów boiska, które również w większości przypadków padały łupem obrońców. Groźnie zrobiło się w 23. minucie, kiedy po znakomitym dograniu Piotra Zielińskiego z rzutu wolnego, do strzału doszedł Victor Osimhen. Próba Nigeryjczyka została jednak obroniona przez Guillermo Ochoę. W 42. minucie na zaskakujący strzał zdecydował się Andre Zambo Anguissa, jednak mocne uderzenie zza pola karnego ponownie dobrze sparował meksykański bramkarz. Chwilę później w polu karnym znalazł się Giovanni Di Lorenzo, który zbyt długo holował piłkę i ostatecznie został powstrzymany. Napoli zaczęło się rozkręcać i mogło żałować, że wyższy bieg został wrzucony tuż przed końcem pierwszej części spotkania. Wielki szok w Neapolu. Feta musi poczekać Rzeczywiście było czego żałować, bowiem druga połowa rozpoczęła się niemal bliźniaczo jak pierwsza. Gospodarze starali się spokojnie budować akcje, ale defensywnie usposobiona Salernitana ponownie nie pozwalała im na zbyt wiele. W 55. minucie Zieliński błyskotliwie złożył się do strzału przewrotką z obrębu pola karnego, jednak piłka poszybowała nad bramką strzeżoną przez Ochoę. Wielka euforia nadeszła w 62. minucie. Napoli wykonywało kolejny rzut rożny, do dośrodkowania podszedł Giacomo Raspadori, który chwilę wcześniej zmienił reprezentanta Polski, a do piłki dopadł Mathias Olivera, który głową wpakował ją do siatki. Stadio Diego Armando Maradona eksplodowało z radości, a kibice byli przekonani, że nic nie będzie w stanie powstrzymać dzisiejszego święta. Goście zaczęli od tego momentu nieco śmielej atakować, nie mając nic do stracenia i chcąc pokrzyżować szyki podopiecznym Spallettiego, jednak ich próby nie przynosiły zbyt dużego zagrożenia. W 84. minucie nastąpił wielki szok. Kiedy wydawało się, że wielka feta jest kwestią minut, Boulaye Dia wpadł w pole karne i strzałem po długim słupku pokonał Alexa Mereta doprowadzając do wyrównania. Emocji nie brakowało, a w doliczonym czasie gry Sousa został odesłany na trybuny. Napoli zremisowało z Salernitaną 1:1, a na wielkie świętowanie będzie trzeba jeszcze poczekać, już w czwartek "Azzurri" zmierzą się na wyjeździe z Udinesse. Piotr Zieliński opuścił boisko po godzinie gry, a Krzysztof Piątek pojawił się na nim w 68. minucie. Bartosz Bereszyński całe spotkanie spędził na ławce rezerwowych.