Wielu już trenerów próbowało w tym sezonie ligowym zatrzymać Napoli. Remis udało się wyszarpać Vincenzo Italiano z Fiorentiny i Marco Baroniemu z Lecce. Komplet punktów zdobył natomiast jedynie Simone Inzaghi z Interu, ale zrobił to na własnym stadionie. W piątkowy wieczór pod Wezuwiusza przybył Maurizio Sarri ze swoim Lazio i ogromną chęcią przerwania znakomitej passy "Partenopei". 64-latek to na Stadio Diego Armando Maradona postać wyjątkowa. Z jednej strony toskański szkoleniowiec stworzył jedne z najładniej grających Napoli w historii, które potrafiło rzucić wyzwanie Juventusowi. Z drugiej jednak w kluczowym momencie jego zespół przegrał rywalizację o mistrzostwo, a sam Sarri objął znienawidzoną na Południu "Starą Damą". Napoli - Lazio: Do przerwy bez goli Powitanie doświadczonego szkoleniowca było więc zróżnicowane. Część kibiców do dziś bowiem nie wybaczyła Sarriemu - jak uważają - zdrady. Kiedy jednak sędzia zagwizdał po raz pierwszy, wątki poboczne zeszły na dalszy plan, a fani skupili się na oglądaniu meczu i głośnym dopingowaniu swoich ulubieńców. Zwłaszcza że Lazio szybko pokazało, iż nie zamierza być łatwym rywalem. Już w piątej minucie wynik mógł otworzyć Matias Vecino, który uderzył głową w stronę bramki. Tuż sprzed linii piłkę wybijał Giovanni Di Lorenzo. Po trudnym dla siebie początku, Napoli przejęło inicjatywę. Mniej więcej kwadrans od rozpoczęcia meczu próbkę swoich możliwości pokazał Piotr Zieliński, który starał się zaskoczyć Ivana Provedela strzałem po ziemi. Włoch był jednak czujny i spokojnie złapał piłkę. Im dłużej trwała pierwsza połowa, tym bardziej można było odnieść wrażenie, że Lazio wzoruje się na Barcelonie, która dzień wcześniej pokonała Real Madryt, wyrzekając się swojej filozofii i stawiając przede wszystkim na obronę. Rzymianie, podobnie jak w czwartek Katalończycy, chowali się za podwójną gardą i z rzadka decydowali się na pojedyncze ciosy. Do przerwy taktyka zdawała egzamin - Napoli nie mogło rozwinąć skrzydeł w ofensywie, a zegar wskazywał wynik 0:0. Serie A: Kapitalne trafienie Vecino zaskoczyło Neapol Po zmianie stron obraz gry był bardzo podobny. Co ważne dla polskich kibiców, aktywny był Piotr Zieliński, który kilkanaście minut po wznowieniu meczu znów stanął przed szansą na golą. Uderzał ze skraju pola karnego, ale pomylił się mniej więcej o metr. Tymczasem w szeregach Lazio osamotniony na desancie pozostawał Ciro Immobile, który starał się walczyć z defensywą gospodarzy. W pojedynkę niewiele był w stanie zdziałać. W futbolu decydują jednak momenty, a ten najważniejszy nastał w 67. minucie. Chwicza Kwaracchelia źle wybił piłkę z własnego pola karnego, dzięki czemu dopadł do niej Matias Vecino. Urugwajczyk zdecydował się na strzał ze sporej odległości, aby po chwili celebrować z całą drużyną przepiękne trafienie. Po stracie bramki piłkarze Napoli rzucili się do szaleńczych ataków, które nie ustawały do samego końca. Lazio było jednak monolitem w obronie i utrzymało przewagę do ostatniego gwizdka. Tym samym zakończyła się niesamowita seria "Partenopei" bez porażki w lidze na własnym stadionie, która trwała od 10 kwietnia. Jakub Żelepień, Interia