Warto przypomnieć, że po emocjonującym meczu Juventus remisował z Salernitaną 2-2. Jednak w doliczonym czasie gry "Stara Dama" miała rzut rożny, po którym bramkę głową zdobył Arkadiusz Milik. Polak po tym trafieniu zdjął koszulkę i ujrzał drugą żółtą, a w konsekwencji czerwoną kartkę. Na dodatek sędziowie po analizie VAR dopatrzyli się spalonego Leonardo Bonucciego i anulowali tego gola, co wywołało spore poruszenie na boisku i zaowocowało kolejnymi czerwonymi kartkami. Na dodatek, już po spotkaniu, okazało się, że o spalonym nie mogło być mowy, bo na powtórkach telewizyjnych było widać, że sędziowie nie zauważyli Antonio Candrevy, który wyraźnie został z tyłu i złamał linię obrony. Czytaj także: Sędziowie nie zostaną ukarani po skandalu w meczu Juve W Italii wywołało to prawdziwą burzę i kolejną dyskusję nad skutecznością systemu VAR. Oliwy do ognia dolał prezes włoskiej federacji Gabriele Gravina, który uznał, że... właściwie nie ma nad czym dyskutować. - Obraz telewizyjny, na którym widać całą sytuację, nie był dostępny ani dla sędziów ani dla VAR-u. To kwestia transmisji. Przydarzył się błąd, ale nie jest to wina sędziów czy wozu VAR - stwierdził Gravina, który dziwił się, że już w szóstej kolejce są takie emocje związane z sędziowaniem. - Już teraz robi się z tego skandal? Lepiej wróćmy do roboty.