Szpital w Crotone, starożytnym Krotonie, we włoskim regionie Kalabria. 12-letnia Giada nawet w czasie choroby kazała wytapetować pokój zdjęciami swojego piłkarskiego idola. Kiedy nadszedł kryzys, ojciec Francesco odszukał Alessandro Del Piero, by nagrać dla dziewczyny wideo. Napastnik "Juve" powiedział: "Mam nadzieję, że obudzisz się jak najprędzej, żeby oglądać moje gole i poznać mnie osobiście". Francesco przywiózł nagranie córce i już podczas pierwszego odtwarzania palce dziewczynki się poruszyły. Kilka godzin później w nocy obudziła się całkowicie, a włoskie media doniosły o cudzie. Ta słodka historia, świąteczna, albo walentynkowa, może nam uświadomić, że ci obrzydliwie bogaci, zadufani w sobie, a często też zdemoralizowani zawodowi kopacze skórzanej kuli, są w stanie zdziałać coś niezwykłego nie tylko nogami. Wysoki status futbolisty to przepustka do majątku, powodzenia i sławy, ale przede wszystkim serc tych, którzy wierzą w gwiazdy. Giada już do końca życia będzie mogła wspominać cud z dzieciństwa, nawet wtedy, gdy gole Del Piero zostaną zapomniane. Zapewne nie stanie się to szybko, bo piłkarz Juventusu jest powszechnie podziwiany. Być może poza granicami Włoch kochają go nawet bardziej niż w kraju. Po zakończeniu kariery przez Paolo Maldiniego calcio nie ma dziś wielu takich piłkarzy. Nie przeżywa też ostatnio dni chwały. Po latach dominacji klubów z Serie A doszło do tego, że liga włoska spadła na czwarte miejsce w europejskim rankingu i w kolejnej edycji Champions League jedno miejsce zabiorą jej Niemcy. Byłe włoskie gwiazdy, nawet te największe szukają natchnienia poza granicami. Gianfranco Zola, czyli pod względem technicznego kunsztu osobnik blisko spokrewniony z Del Piero był właśnie na stażu w Barcelonie, by uczyć się od Pepa Guardioli. A przecież jeszcze do niedawna to Włosi mogli być natchnieniem i wielkim kompleksem Hiszpanów. Zola uważa Barcelonę za szczyt futbolowej doskonałości. Mówi, że ogląda jej mecze z uśmiechem od ucha do ucha. Śmieje się nie tylko do tiki-taki, ale też wyobraża sobie jak bezradni i sfrustrowani muszą czuć się rywale nie mogąc powąchać piłki. Pytany o porównanie z Milanem Arrigo Sacchiego, czyli jednym z największych symboli w historii klubowej piłki, uważa, że podobieństw nie ma wiele. Perfekcyjna gra Milanu rodziła się, według niego, z myśli o obronie, zespół Guardioli broni się wyłącznie po to, by atakować. Futbolowa fascynacja włosko-hiszpańska zawiera w sobie wszystkie odcienie. Od niezrozumienia i niechęci po podziw i chęć naśladowania. Po przegranym mundialu w RPA wielu byłych graczy z Italii zarzucało włoskiemu systemowi szkolenia, że gloryfikuje siłę, wydając graczy pokroju Luki Toniego, a nie Del Piero. Cały ambitny projekt nowej Romy wcielany w życie przez Luisa Enrique oparty jest na fascynacji wyobraźnią i techniką. Ciekawe, czy w tych wszystkich zachwytach nad grą zespołu Guardioli element estetyczny jest rzeczywiście tak znaczący? A może chodzi wyłącznie o trofea: kto zachwycałby się stylem bez zwycięstw? Wracając jednak do Del Piero, od czasów Roberto Baggio nie było włoskiego gracza tak bardzo podziwianego w Hiszpanii. Fani z Półwyspu Iberyjskiego mieli, co prawda do niedawna dość własnych problemów, zawsze cierpieli jednak dodatkowe męki widząc włoskich selekcjonerów podważających klasę Del Piero. A było ich co najmniej kilku. Hiszpański podziw dla gracza "Juve" jest tak ogromny, że trzy lata temu, kiedy zespół z Turynu dwa razy ograł w grupie Real, w relacjach madryckiej prasy wyczuwało się nie tyle złość i frustrację, ale wręcz uczucia ambiwalentne. Bohaterem był przecież Del Piero, jeśli ktoś miał pogrążać "Królewskich", to on. Fani z Santiago Bernabeu zapomnieli nawet wygwizdać swoich po porażce, tak byli skupieni na oddaniu hołdu małemu wielkiemu Włochowi. Tacy gracze przechodzą do legendy, nawet jeśli osiągną mniej niż by mogli. Do tego trzeba dodać bezgraniczne oddanie barwom, nawet wtedy, gdy inni uciekali z okrętu grzęznącego na II-ligowej mieliźnie. Warto o tym pamiętać dziś, kiedy Juventus wraca na szczyt, a Del Piero zbliża się do końca piłkarskiej kariery. Pozostanie nie tylko w pamięci Giady, ale rzesz jej rówieśników we wszystkich zakątkach globu. Dopóki kibic wierzy właściwemu idolowi, dopóty nawet w tym bezdusznym świecie zaślepionym zwycięstwem za każdą cenę, będzie ocalony. Dyskutuj z Darkiem Wołowskim na jego blogu