AC Milan, który myśli o ataku na czoło tabeli Serie A, nie powinien mieć problemów z takim zespołem jak beniaminek Lecce. Trzeba jednak pamiętać, że AC Milan przegrał już w tym sezonie dwa mecze - z SSC Napoli i Torino FC, a beniaminek z Lecce dzisiaj nie jest niżej notowany niż właśnie ekipa z Turynu, która mediolańczyków ograła w tym sezonie już dwukrotnie, bo jeszcze raz w Pucharze Włoch. W żadnym z tych starć jednak AC Milan nie wyglądał tak blado jak w pojedynku z Lecce. Postawa utytułowanego włoskiego klubu w defensywie, w przejściu z obrony do ataku była zatrważająca. Rosso-neri rozgrywali jeden z najgorszych meczów nie tylko sezonu, ale ostatnich lat. Lecce zdobyło dość dziwacznego gola już w 3. minucie, gdy piłkę niefortunnie do swojej bramki wbił Theo Hernandez. Zamiast jednak pójść z odpowiedzią, AC Milan nadziewał się na kolejne ataki gospodarzy. I przyniosły one efekt, bo AC Milan stracił kolejnego gola w tym sezonie z powietrza. Strzelił go Federico Baschirotto. AC Milan odrodził się po godzinie Nie było widoków na zmianę wyniku i sytuacji, bo to Lecce stawało co rusz przed szansą na podwyższenie tego rezultatu na 3-0, co byłoby już sensacją niebywałą. Nawet po przerwie gra AC Milan nie zachwycała, ale wystarczył jeden błysk geniuszu Portugalczyka Rafaela Leao, by na pół godziny przed końcem mediolańczycy strzelili gola kontaktowego. Teraz wszystko było możliwe, a AC Milan poczuł wiatr w żaglach. Po kolejnej akcji mediolańczyków i zgraniu głową Olivera Giroud, bramkę głową zdobył Davide Calabria. Sytuacja diametralnie się zmieniła, bowiem AC Milan miał piłkę na 3-2 - trafiła ona w słupek, a potem obrońcy wybili ją z linii bramkowej. Niesamowita była końcówka tego meczu, w której każda z ekip miała okazje zdobyć jeszcze zwycięskiego gola i sprawić, by starcie przeszło do jej historii. Tak się nie stało, utrzymał się remis 2-2.