Juvenia "zimuje" na pozycji lidera Krakowskie "Smoki", absolutna rewelacja tego sezonu Ekstraligi, do meczu z Lechią przystąpiły w zmienionym składzie. Zabrakło m.in. kontuzjowanego Michała Jurczyńskiego, na ławce mecz zaczęli Chemigan Beukes czy Radion Yavorshchuk. Gospodarze od początku mieli jednak przewagę w młynie, a błędy popełniane przez ekipę z Gdańska spowodowały, że sędzia Adrian Pawlik zdecydował się przyznać karne przyłożenie i Juvenia wyszła na prowadzenie 7:0. Jednak po przyłożeniu Michała Krużyckiego "Lwy" wyrównały, a dwa rzuty karne wykorzystane przez Denzo Bruwera, przy jednym celnym kopie z podstawki Riaana Van Zyla, dały nawet przyjezdnym prowadzenie 13:10. Ostatnie słowo w pierwszej połowie należało jednak do krakowian. Z piłką w polu punktowym zameldował się Rafał Lewicki, a Van Zyl dorzucił dwa "oczka" po podwyższeniu i to Juvenia do przerwy prowadziła 17:13. Drugą połowę gospodarze zaczęli z dużym animuszem i bardzo szybko zaliczyła dwa kolejne przyłożenia autorstwa Conwilla Draghoendera i Jakuba Rapacza. Kiedy Lewicki po raz drugi zameldował się w polu punktowym, a Van Zyl ponownie celnie kopnął na słupy, zrobiło się 36:13 dla Juvenii i wydawało się, że kolejna wygrana i komplet punktów zostaną w Krakowie. Jednak Lechia grała bardzo ambitnie i nie zamierzała robić gospodarzom żadnych prezentów. Sebastian Beśka i Antony Siale zaliczyli po jednym przyłożeniu, Bruwer celnie kopał na słupy i "Lwy" zbliżyły się do Juvenii na dziewięć "oczek", zabierając podopiecznym Konrada Jarosza punkt bonusowy. Co więcej, w końcówce to Lechia była stroną dyktującą warunki i walczyła o defensywy bonus. Ostatecznie nie udało im się zniwelować różnicy i krakowianie wygrali 36:27. Juvenia "zimuje" w fotelu lidera, a w następnej kolejce pauzuje, tak że zawodnicy ze stolicy Małopolski mogą spokojnie myśleć już o rywalizacji na wiosnę. Rollercoaster w Siedlcach Już przed spotkaniem pomiędzy Pogonią Siedlce a Orkanem Sochaczew wielu fanów mówiło, że może to być najbardziej emocjonujące starcie w tej kolejce. I tak było, choć chyba nikt nie przewidział scenariusza tego pojedynku. W derbach Mazowsza oglądaliśmy prawdziwy rollercoaster, zakończony ostatecznie triumfem gospodarzy, o który musieli jednak drżeć do ostatniej akcji meczu. Pierwsza połowa przebiegała zdecydowanie pod dyktando gospodarzy, którzy pierwsze 40 minut zakończyli z prowadzeniem 19:0. Zaczęło się już w 7. minucie po iście piłkarskiej akcji, w której po przechwycie na własnej połowie Łukasz Korneć kopał piłkę przez ponad pół boiska, by w końcu zameldować się z nią na polu punktowym. Pięć minut później było już 12:0. Najpierw przyłożenie zaliczył Patryk Reksulak, a następnie Paul Walters celnie kopnął między słupy. W 37. minucie w swoim stylu na pole punktowe wpadł Vaha Halaifonua, a po chwili Walters nie miał kłopotów z udanym podwyższeniem i gospodarze byli w bardzo dobrej sytuacji przed drugą częścią gry. Po zmianie stron jednak obraz gry uległ diametralnej zmianie i do odrabiania strat ruszyli gracze z Sochaczewa. W 48. minucie rzut karny szybko rozegrał Andre Meyer i wpadł z "jajem" na pole punktowe gospodarzy. Pieter Steeenkamp nie miał kłopotów z podwyższeniem i odmieniony Orkan zaczął punktować. Na kolejne przyłożenie Orkan musiał czekać niemal 30 minut. Wtedy właśnie Jonathan O’Neill po bardzo cierpliwej grze swojej drużyny zameldował się z piłką w polu punktowym. Z podwyższenia, mimo łatwej zdawałoby się pozycji, pomylił się jednak Steenkamp i miało to spory wpływ na końcowy wynik tego meczu. Po chwili bowiem Nkululeko Ndlovu wykorzystał rzut karny i Pogoń prowadziła 22:12. Orkan nie dawał za wygraną i po akcji formacji młyna zaliczył kolejne przyłożenie, które tym razem celnym kopem spuentował sochaczewski kopacz. Pogoń do samego końca musiała drżeć o wynik. Gracze Orkana parli naprzód, ale znajdując się przed polem punktowym rywali wypuścili piłkę do przodu, tracąc szansę na wygraną. Gospodarze zwyciężyli 22:19 i potwierdzili, że kiedy już się zgrają, mogą stanowić poważną konkurencję dla czołowych ekip. Budowlani odwrócili losy spotkania Po bardzo ciężkim meczu w Krakowie Stanisław Powała-Niedźwiecki mówił, że jest zadowolony z postawy swoich podopiecznych i determinacji, jaką pokazali. Po spotkaniu z Arką ma ku temu jeszcze większe powody. Gdyńskie "Buldogi" zaczęły z zębem i prowadziły już 15:0 po kwadransie gry. Najpierw Anton Szaszero sprytnym przekopem umożliwił bieg na pole punktowe Patrykowi Steindlowi, a następnie udanie podwyższył i trafił między słupy z rzutu karnego. Jako drugi w polu punktowym gości zameldował się Dominik Mohyła i Arka znalazła się w świetnej sytuacji. Do przerwy jednak było... 15:15 bowiem Arka wypuściła z rąk przewagę, a Budowlani trzykrotnie przykładali piłkę w polu punktowym. To oni zresztą po przerwie wyszli na prowadzenie 22:15, ale wtedy znów dał o sobie znać Szaszero, który najpierw zaliczył przyłożenie, a potem celnie kopnął między słupy. Ostatnie słowo należało jednak do Budowlanych. Niecałe dziesięć minut przed końcem spotkania przyłożenie zaliczył Panashe Dube, a skutecznie tym razem podwyższył Ian Trollip i ostatecznie zespół z Lublina zdobył cenne punkty, choć Arka wyrwała również bonus defensywny. Gospodarze mogą sobie pluć w brodę, bo nawet przy wyniku 22:22 mieli kilka dogodnych okazji do tego, by zapunktować. Czy to z rzutu karnego w wykonaniu Szaszero, czy też z przyłożenia, bo byli tego bliscy. Trochę zabrakło i w Gdyni musieli przełknąć gorycz porażki. Ogniwo kontynuuje marsz w górę Przed początkiem sezonu wydawało się, że głównym faworytem do mistrzowskiego tytułu będzie Ogniwo Sopot. Jednak podopieczni Thomasa Fidlera, na skutek dyscyplinarnych wykluczeń, stracili kilku kluczowych graczy i cenne punkty. Jednak od kilku kolejek, od kiedy w zespole z Trójmiasta wszyscy gracze są dyspozycji, "Mewy" znów grają jak na kandydata do złota przystało. W meczu rozpoczynającym rundę rewanżową zmierzyli się z Budowlanymi Łódź i dość pewnie pokonali beniaminka Ekstraligi 45:0. Ten wynik nie jest niespodzianką, młoda drużyna Budowlanych nie ma na koncie jeszcze ani jednego punktu i trudno było przypuszczać, że zmieni się to w starciu z rozpędzającym się Ogniwem. Dobrą partię rozegrał Wiktor Wilczuk, który zaliczył dwa przyłożenia, pierwsze w 2. minucie meczu. Już do przerwy Ogniwo prowadziło 26:0, a w drugiej połowie tylko potwierdziło swoją dominację i ostatecznie zapisało na swoim koncie kolejne pięć punktów, zbliżających drużynę z Sopotu do ligowej czołówki. W pierwszy weekend listopada zostanie rozegrana jedenasta kolejka Ekstraligi rugby i będzie to już ostatni akcent klubowych zmagań w tym roku kalendarzowym. Powrót na boiska zaplanowany jest na drugą połowę marca. Wyniki 10. kolejki: KS Budowlani Commercecon Łódź - MKS Ogniwo Sopot 0:45 Ogniwo: Wojciech Piotrowicz 10, Wiktor Wilczuk 10, Jordan Tebatt 5, Piotr Zeszutek 5, Mateusz Plichta 5, Paul Thompson-Wells 5, Jakub Burek 5, RzKS Juvenia Kraków - Lechia Gdańsk 36:27 (17:13)Juvenia: Riaan van Zyl 9, Rafał Lewicki 10, Conwill Draghoender 5, Jakub Rapacz 5, karne 7 Lechia: Denzo Bruwer 12, Michał Krużycki 5, Sebastian Beśka 5, Antony Siale 5 RC Arka Gdynia - Edach Budowlani Lublin 22:29 (15:15)Arka: Anton Shashero 12, Dominik Mohyła 5, Patrick Steindl 5 Budowlani: Ian Trollip 8, Bartłomiej Jasiński 5, Kudakwashe Nyakufaringwa 5, Grzegorz Szczepański 5, Panashe Dube 5 Awenta Pogoń Siedlce - RC Orkan Sochaczew 22:19 (19:0) Pogoń: Patryk Reksulak 7, Łukasz Korneć 5, Vaha Halaifonua 5, Paul Walters 2, Nkululeko Ndlovu 3.Orkan: Andre Meyer 5, Jonathan O’Neill 5, Krystian Olejek 5, PW Steenkamp 4. Żółte kartki: Grzegorz Muszyński, Vaha Halaifonua, Paul Walters, Robert Bosiacki (Pogoń), Adrian Pętlak (Orkan)