W starciu Ogniwa z Posnanią faworyt mógł być tylko jeden. Trzeba było Was jakoś szczególnie mobilizować? Zawsze podchodzimy tak samo skoncentrowani do każdego meczu. Byliśmy podrażnieni porażką w Sochaczewie. Analizując tamto spotkanie, popełniliśmy więcej błędów, sprokurowaliśmy dużo więcej karnych, ale w naszym odczuciu byliśmy lepszą drużyną. Nie pozwoliliśmy Orkanowi na ani jedno przyłożenie, ale po naszych błędach Pieter Steenkamp celnie kopał na słupy i tylko w ten sposób gospodarze zdobywali punkty. Czuliśmy, że jesteśmy od nich mocniejsi, ale przez to, że popełnialiśmy tych błędów więcej, przegraliśmy mecz, który był do wygrania. Czuliśmy, że był nasz. Dlatego w starciu z Posnanią chcieliśmy się odbudować, pokazać, że zrobiliśmy wielki progres w przygotowaniach przed sezonem. Wejść na właściwe tory. To pierwsze przyłożenie dla Posnanii, po takiej trochę siódemkowej akcji, Was zaskoczyło? To był wypadek przy pracy. Mój błąd, bo wypuściłem piłkę do przodu, a ta trafiła wprost w ręce gracza Posnanii i miał czystą drogą na pole punktowe. Przebiegł praktycznie 90 metrów, to bardzo szybki gracz, specjalista od siódemek i nikt nie był w stanie go dogonić. My byliśmy w ataku, nastawieni na bieg do przodu. Takie rzeczy się zdarzają, wynikało to z niedokładności chwytu, nie z błędu taktycznego. To był dla nas taki kubeł zimnej wody na początek meczu. Czytaj także: Debiut Polek na wielkiej imprezie, był błysk Wspomniałeś o powrocie na właściwe tory. To znaczy, że byliście w dołku? Może to nie dołek formy, ale wydaje mi się, że wiedzieliśmy, jak mocno pracowaliśmy przed sezonem i jadąc do Sochaczewa, byliśmy świadomi, na co nas stać. I trochę podupadliśmy emocjonalnie, bo przegraliśmy wygrany dla nas mecz. Byliśmy źli na siebie, że popełniliśmy za dużo błędów, może trochę się "zagrzaliśmy", za mocno chcieliśmy. W drugiej połowie czuliśmy, że mamy rywali na przysłowiowym widelcu i wystarczy dokończyć robotę. Okazało się inaczej. Zaczęliśmy popełniać proste błędy, które przeciwnicy zamieniali na punkt. Dlatego byliśmy tym wszystkim podrażnieniu. I w meczu z Posnanią chcieliśmy pokazać dobrą grę i udowodnić, że wciąż walczymy o medale. Teraz przed Wami kolejne wielkie wyzwanie i domowy mecz z liderującą Skrą. Tutaj już musicie być na właściwym torze. Oczywiście! Chcemy pokazać, że Ogniwo wraca na szczyt. Rzecz jasna nikogo nie lekceważymy, Skra wzmocniła się kilkoma mocnymi zawodnikami, ma w składzie nazwiska, które coś znaczą w polskim rugby, ale my nie składamy broni i pokażemy swoją najlepszą dyspozycję. Jak wygląda Wasza sytuacja kadrowa? W meczu z Posnanią wciąż nie widzieliśmy Piotra Zeszutka. Piotrek się leczy, ma problemy z kolanem, ale zapowiadał, że na ten mecz będzie gotowy. Lekkiego urazu doznał Adrian Seerane, choć jestem pełen nadziei, że zdąży się wyleczyć na ten mecz. W drużynie pojawiają się wychowankowie Ogniwa, tak jak Sebastian Szulta, który w meczu z zespołem z Poznania zaliczył swoje pierwsze przyłożenie. Sebastian wrócił do nas z wypożyczenia w Arce Rumia. Zaliczył udany debiut po powrocie i pierwsze przyłożenie. Jesteśmy zadowoleni, że nasi wychowankowie wracają. Wcześniej mieliśmy tak szeroką kadrę, że nie wszyscy łapali się do składu. Teraz się to trochę pozmieniało i do dobrze, że mają okazję pograć w Ekstralidze.