Do zmagań w Stellenbosch "Biało-Czerwone" przystąpiły jako jedne z faworytek, ale już pierwszy turniej pokazał, że droga do wymarzonego World Sevens Series nie będzie łatwa. Na grząskim, ciężkim do gry boisku nasza drużyna męczyła się z takimi drużynami jak Paragwaj czy Kolumbia, ale po komplecie zwycięstw w fazie grupowej ostatecznie awansowała do ćwierćfinału. Tam dość pewnie pokonały Madagaskar, ale w półfinale niespodziewanie uległy Belgijkom, które grając fizyczne rugby lepiej odnalazły się w panujących na miejscu warunkach pogodowych i pokonały nasz zespół 24:19. W starciu o trzecie miejsce podopieczne Janusza Urbanowicza przegrały z innymi faworytkami, reprezentacją Chin i ostatecznie uplasowały się w pierwszym turnieju kwalifikacyjnym do World Series na czwartej pozycji. - Pierwszy turniej skończyłyśmy na czwartym miejscu, nie jest to wynik jakiego oczekiwałyśmy po sobie. Od pierwszego meczu grupowego nie grałyśmy swojego rugby, a każde kolejne spotkanie, pomimo wygranych, nie było łatwiejsze. Ciężko mi powiedzieć, dlaczego tak się stało, myślę, że to nie był nasz moment. Przyjeżdżając do RPA, byłyśmy pozytywnie nastawione i czułyśmy się dobrze, jednakże w dniu turnieju pogoda zmieniła się na deszczową, a boisko nie ułatwiało poruszanie się po nim. Żadna z drużyn nie wyglądała zbyt dobrze fizycznie i popełniała mnóstwo błędów, podobnie jak my. Udało nam się wyjść z grupy, co wskazywało, że rozkład dalszych zmagań jest dla nas jak najbardziej korzystny, w półfinale znana nam dobrze Belgia.... Dobrze znany, nie znaczy przyjemny, o czym często wspominałyśmy. Przegrałyśmy ten mecz, nie weszłyśmy do finału, a potem przegrałyśmy także walkę o trzecie miejsce z Chinkami. Nasze nastroje po rozegranym pierwszym turnieju początkowo nie były pozytywne, wręcz zrobiło się nerwowo i każda z nas potrzebowała chwili dla siebie. Po kilku dniach emocje opadły, zapominamy o tym co się wydarzyło, oczywiście wyciągamy wnioski i myślimy o drugim turnieju - powiedziała przed drugim turniejem w Stellenbosch Sylwia Witkowska. Taki wynik naszej drużyny na szczęście nie oznacza, że Polki definitywnie straciły szansę na awans. Czeka je drugi turniej, rozgrywany na tych samych zasadach i dopiero klasyfikacja generalna z obu tych zawodów zdecyduje o tym, kto wywalczy przepustkę do World Seven Series. Niestety "Biało-Czerwone" muszą liczyć nie tylko na siebie, ale także na potknięcia rywalek, przede wszystkim zwyciężczyń pierwszego turnieju, drużyny Republiki Południowej Afryki oraz Belgijek, które uplasowały się na drugiej pozycji. W teorii wszystko jest możliwe, jednak szczególnie gospodynie zmagań są w komfortowej sytuacji. Trener Janusz Urbanowicz już po zakończeniu pierwszego turnieju mówił, że zamierza zmienić nieco kolejne etapy przygotowań. Skierowane będą już na mistrzostwa Europy, a przede wszystkim Igrzyska Europejskie, na których, stawką będzie kwalifikacja do igrzysk olimpijskich w Paryżu. - Przygotowania do drugiego turnieju są bardziej intensywne. Na pierwszym turnieju widać było problemy wydolnościowe. Sama po sobie przyznam, że brakowało momentami oddechu. Mocno pracujemy nad tym na treningach. Wiadomo, nie poprawimy tego w kilka dni, ale po to tutaj jesteśmy, żeby nad tym popracować. Zmiany? Trener chce dla nas jak najlepiej, sprawdza i testuje nas w różnych konfiguracjach. Ocenia, kontroluje na treningach, jak się najlepiej zachowujemy w danym czasie i na jakiej pozycji. Nie jestem w stanie wymienić konkretnych zmian jakie nas czekają, trzeba mu zaufać - on wie co robi - zapewnia Witkowska. Drugi turniej World Rugby Sevens Challenger Series zostanie rozegrany w dniach 28-30 kwietnia. Polki w swojej grupie zmierzą się tym razem z Chinkami, Hongkongiem i Meksykiem. Z kolei drużyna RPA, na którą najbardziej musimy spoglądać, zagra z Tajlandią, Madagaskarem i Paragwajem. W grupie E obok Belgii wystąpią Kolumbia, Czechy oraz Papua Nowa Gwinea. W pierwszym spotkaniu, już w piątek o godzinie 9:00, Polki zmierzą się z Hongkongiem, który pokonały podczas poprzedniego turnieju. Następnie o 12:16 czeka je spotkanie z Meksykiem, a kolejny, bardzo ważny mecz, rozegrają w sobotę, kiedy to o godzinie 9:22 zmierzą się z Chinkami. W tym samym dniu odbędą się jeszcze ćwierćfinały i już wtedy właściwie będzie jasne, czy "Biało-Czerwone" zachowają szansę na awans czy też ewentualne niedzielne spotkania to będzie już tylko gra o poprawę morale. - Wiarę mamy zawsze! Z czwartego miejsca ciężko wskoczyć na pierwsze przy dwóch turniejach ale odkąd gram w rugby, nauczyłam się, że wiara umiera ostatnia. Zawsze będę wierzyć i walczyć z drużyną do końca. Mamy coś do udowadniania sobie i innym. To nie jest koniec. Nie zważając na to, co się wydarzy w przyszły weekend, nasz sezon się dopiero zaczyna. Chcemy pokazać innym drużynom, z którymi się zmierzymy, że nie jesteśmy łatwym przeciwnikiem. Pozwolę sobie podkreślić słowa powyżej, sytuacja jest trudna, ale nadal wszystko jest to możliwe - puentuje Sylwia Witkowska.