- Nie powiedziałbym, żeby nasz kraj zmierzał we właściwym kierunku. Są regiony, gdzie na kilka godzin wyłączany jest prąd. Panuje wszechobecna korupcja, jest coraz mniej bezpiecznie. Czy to słowa jakiegoś uchodźcy wojennego z Ukrainy? Nie. To Wiaan Griebenow, potężny center ataku z RPA, który grał w Polsce, obecnie przebywa w Kanadzie i do ojczyzny na stałe się nie wybiera. - Oczywiście będę kibicował "Springboks" w finale, mam nadzieję, że wygrana zjednoczy naród, choć na krótką chwilę, jednak nie łudzę się, że przyniesie trwałą zmianę - mówi Wiaan Griebenow. Już raz tak było, że rugby zjednoczyło naród. To było 24 czerwca 1995 r. w Ellis Park w Johannesburgu. Wówczas po raz pierwszy i ostatni do dziś w finale Pucharu Świata w rugby zagrały Nowa Zelandia i RPA. 42 miliony kibiców W 1995 r. Nelson Mandela od roku był prezydentem RPA, a wcześniej symbolem ruchu oporu przeciw apartheidowi. Był afrykańskim Lechem Wałęsą, zresztą takie porównania pojawiały się w mediach. Jeśli to w ogóle można porównywać i mierzyć cierpienie latami spędzonymi w zamknięciu za kratami - z naszym Noblistą reżim obszedł się względnie łagodnie. "Madiba“ spędził w więziennej celi 27 lat. Uwolniono go w 1990 r. i wówczas zaczęło się odchodzenie od polityki segregacji rasowej. Nowa Zelandia była faworytem finału z RPA, są tacy którzy twierdzą, że tamta drużyna "All Blacks" była najbardziej kompletnym zespołem rugby w historii. Przekonali się o tym Anglicy, których w półfinale zdemolował zaledwie 20-letni Jonah Lomu, kładąc piłkę cztery (!) razy na polu punktowym. Już w pierwszej minucie meczu przeprowadził jedną z najsłynniejszych akcji w historii Pucharów Świata - przełamał szarże trzech rywali. Jednak w finale to defensywa "Springboks" była górą. Nie było w tym meczu przyłożeń (pierwszy taki finał w historii), punkty zdobywano kopami na bramkę, a wynik na 15:12 dla gospodarzy ustalił "dropgolem" w dogrywce Joel Stransky. Kapitan Francois Pieenar został zapytany po meczu jak to jest grać przy wsparciu 63 tysięcy widzów. Kapitan odparł: "Z całym szacunkiem, to pomyłka, dziś dopingowało nas 42 miliony fanów" - nawiązując do liczby ludności Południowej Afryki. Nelson Mandela wprawił swoich zwolenników w osłupienie, ubierając koszulkę i czapkę w zielono-złotych kolorach "Springboks". Przez gorzki czas apartheidu i segregacji rasowej, rugby było sportem białych, czarnoskórzy go nienawidzili jako symbol opresji i przeważnie kibicowali rywalom RPA. Prezydent udowodnił, że hasło "One Team, One Country" traktuje poważnie. Wręczając Pienaarowi Puchar Świata mówił: - Dziękuję za to co zrobiliście dla naszego kraju. Oczywiście życie to nie film, gdy naród wytrzeźwiał życie wróciło do normy, a dziś zdaniem wielu jest gorzej niż było. Terrorysta prezydentem 28 lat temu, w momencie triumfu obywatele RPA stali się jednym narodem na krótką chwilę, choć nie brakowało czarnoskórych, którzy mieli pretensje do Mandeli za włożenie koszulki "Springboks" - to był przecież jeden z symboli apartheidu i segregacji rasowej. Przecież jeszcze kilka lata wcześniej na meczach rugby w komplecie biała widownia powiewała starymi flagami RPA i śpiewała hymn "De stem". Wtedy w 1995 r. z 63 tysięcy zgromadzonych na stadionie kibiców, lekko licząc 62 tysiące miało białą skórę. Afrykanerzy nie byli zwolennikami Mandeli i nie głosowali na niego w wyborach prezydenckich, które odbyły się rok wcześniej. Kibice, którzy byli na stadionie dorastali w przekonaniu, że prezydent ich kraju jest groźnym terrorystą, albo co gorsza - komunistą. Tak myślał też nasz rodak Janusz Waluś, który 10 kwietnia 1993 r. zastrzelił Chrisa Haniego, przed jego domem w Boksburgu obok Pretorii. W sądzie tak opisał sam moment zabójstwa: Na stadionie była też grupa kibiców "All Blacks". Przybysze z Nowej Zelandii? Niekoniecznie. W czasie apartheidu, gdzieś za słupami na każdym mecz zawsze była niewielka grupka kibiców o czarnym kolorze skóry i oni prawie w komplecie kibicowali rywalom RPA. A w 100 procentach, gdy "All Blacks" grali ze "Springboks". Niewykluczone, że nawet dziś w finale Pucharu Świata znajdą się tacy mieszkańcy Południowej Afryki, którzy będą trzymać kciuki za Nową Zelandię, uważając że rugby to sport apartheidu. A przecież władze RPA robią wszystko, aby wyrównać szanse. W 1995 r. w złotej drużynie był tylko jeden czarnoskóry zawodnik, Chester Williams. To jego wizerunek był obecny na plakatach w całym kraju przed turniejem z hasłem "One team, one country" - czytamy w doskonałym "Skarbie fana rugby" wydanym przez grupkę pasjonatów przed tegorocznym turniejem o Puchar. Niestety Williams tuż przed turniejem w wyniku kontuzji wypadł ze składu. Wrócił na ćwierćfinał i zdobył aż cztery przyłożenia w pojedynku z Samoa Zachodnim. W półfinale "Springboks" stanęli naprzeciwko Francji - i niewiele brakło, aby goście awansowali do finału walkowerem dzięki otrzymaniu mniejszej liczby kar dyscyplinarnych w całym turnieju. Nad Durban nadeszła nieziemska ulewa i mecz prawie odwołano. A potem był wspomniany na wstępie finał przed którym tuż nad Ellis Park przeleciał Boeing 747 - gdy wszyscy zamarli w przerażeniu, spodziewając się najgorszego na brzuchu ogromnej maszyny kibicom ukazał się napis: "Good luck Springboks". Wszystko to brzmi jak materiał gotowy na film lub książkę, prawda? System kwotowy Wspomniany Wiaan Griebenow mówił dwa lata temu: - Mam wielu przyjaciół, którzy kształcili się przez lata, by zdobyć odpowiednie stopnie naukowe, poświęcali swój czas i pieniądze. Dziś nie mieszkają w RPA. (...) Nie mogą dostać pracy odpowiadającej ich kwalifikacjom. To co dzieje się w rugby, czyli obsadzanie stanowisk według koloru skóry, ma zastosowanie do wszystkich dziedzin życia - medycyna, gospodarka itd. Stanowiska nie są obsadzane na podstawie kwalifikacji, a według kryteriów rasowych. O co chodzi? System polegający na umieszczeniu w składzie określonej liczby zawodników nie-białych miał iść "od góry" (kadra) "do dołu" (kluby). W 2015 r. "kwota" dla "kolorowych" wynosiła 30 procent. Gdy okazało się, że na 31 graczy było tylko 8 "kolorowych", przedstawiciele, będącego częścią Afrykańskiego Kongresu Narodowego, zrzeszenia związków zawodowych (COSATU) zażądało zwolnienia trenera Meyera oraz wycofania zespołu z Pucharu Świata. Ostatecznie jednak reprezentacja pojechała. Lwy lepsze w deszczowej bitwie o brąz - Sporo się zmieniło, gdy w 2019 roku do kadry przyszedł trener "Rassie" Erasmus i zrobił Siyę Kolisiego kapitanem - o ironio na Pucharze Świata w 2015 r. był przez kibiców traktowany jako "kwotowiec", czyli zawodnik, który był w kadrze ze względu na limity rasowe, ale praktycznie nie gra. Trener zmienił podejście do transformacji, efektem czego obecnie w składzie na RWC jest 13 graczy, z których aż 9 zagrało w pierwszym, kluczowym meczu turnieju - przeciwko Szkocji. Dziś składająca się wyłącznie z "kolorowych" zawodników ekipa RPA prawdopodobnie wyszłaby z grupy na RWC, bo to nie są już zapchajdziury, tylko naprawdę gracze światowej klasy, nierzadko najlepsi na swoich pozycjach na świecie - tłumaczy kibic RPA, były zawodnik i sędzia oraz współautor wyżej wymienionego "Skarbu fana rugby" - Tomasz Jarowicz. W 2019 r. wspomniany Siya Kolisi wzniósł Puchar Świata, tak jak Francois Pieenar 24 lata wcześniej. Gdy go zapytano, czy w młodości marzył o tym, by zdobyć złoty medal dla RPA ten odparł: - Skąd! Marzyłem by zjeść posiłek i założyć buty. Karol Czyż, były trener Ogniwa Sopot i były asystent selekcjonera kadry narodowej w finale nie kibicuje nikomu, po prostu lubi dobre rugby. - W dwóch pierwszych Pucharach Świata RPA nie wzięła udziału - panował apartheid. W 1995 r. światowy czempionat był właśnie tam i zakończył się triumfem "Springboks". Rola jaką ten turniej odegrał w narodowym pojednaniu i budowie "rainbow nation" jest nie do przecenienia. Niestety, mam informacje od znajomych trenerów i zawodników, że podziały rasowe są tam wciąż ogromne. Jednak gdyby nie rugby byłoby jeszcze gorzej. Uważam, że to dobrze, że obowiązuje system kwotowy. Dzięki temu rdzenni Afrykanie poznają wartości jakie ma rugby i niosą kaganek oświaty swoim rodzinom, przyjaciołom. Dzięki temu, zaryzykuję, antagonizm się zmniejsza. Maciej Słomiński, INTERIA