Gdzie dwóch Polaków, tam trzy opinie. Nie inaczej jest ze środowiskiem rugby, gdzie nie brakuje silnych charakterów. Po ponad ćwierć wiecznej banicji na niższych szczeblach rozgrywek europejskich, Biało-Czerwoni awansowali na najwyższy dostępny poziom kontynentalny - powyżej Championship jest już tylko elitarny Six Nations Cup - Puchar Sześciu Narodów. Pierwszy mecz na tym poziomie, z Rumunią w Bukareszcie zakończył się przegraną 27:67. To o wiele niższy wynik niż wieszczyli czarnowidze - optymiści podkreślają, że nigdy nie zdobyliśmy z tym rywalem aż tylu punktów - historia obejmuje 20 meczów, wszystkie przegrane. Pesymiści zwracają uwagę, że nasz najlepszy okres w grze nastąpił, gdy Rumuni dokonali licznych zmian i mecz był już rozstrzygnięty i gdyby od tego zależało ich życie, "Dęby" zdobyłyby punktów znacznie więcej. Myślę, że nikt przy zdrowych zmysłach nie spodziewał się, że mecz w Bukareszcie będzie wyglądał inaczej - Rumuni to stali uczestnicy Pucharu Świata, a Polacy niedawno grywali z Litwą i Ukrainą. Kto ma rację? A może leży ona pośrodku? A jak to wyglądało z boiska? - Rywale mieli lepszą organizację gry, szybciej ustawiali się na swoich pozycjach. To największa różnica - zwracał uwagę Dawid Banaszek, zdobywca 10 punktów w Bukareszcie. Łącznik ataku Arki Gdynia ma łącznie 247 punktów dla reprezentacji Polski (za informację dziękuję historykowi rugby, Jackowi Wierzbickiemu), nikt nie ma od niego więcej. Jeszcze jeden, skutecznie wykonany rzut karny, liczony w rugby za 3 punkty albo przyłożenie za 5 punktów i popularny "Szatan" przekroczy barierę ćwierci tysiąca punktów dla Biało-Czerwonych. Kolejny sprawdzian dla reprezentacji i szansa na wyśrubowanie rekordu dla Banaszka już jutro. O nietypowej, narzuconej przez wymogi telewizyjnej, godzinie 11:45 Polska podejmie w Gdyni Portugalię. Trudno oczekiwać diametralnie innego przebiegu spotkania niż tydzień temu w Bukareszcie. Portugalczycy, tak jak Rumuni, zagrają w Pucharze Świata. Z "Wilkami" (przydomek reprezentacji Portugalii w rugby) Polacy nie mają tak druzgocącego bilansu jak z Rumunią. Z 10 spotkań Biało-Czerwoni wygrali trzy, ostatnie 30 kwietnia 1983 r. w Lizbonie. W 2018 r. byliśmy o krok od wygranej. - Gdy byłem asystentem irlandzkiego trenera Duane’a Lindsaya do 78. minuty prowadziliśmy z Portugalią w Łodzi, by ostatecznie przegrać 25:27. Jak widać można im stawić czoła. Dziś oni grają w Pucharze Świata, a my będziemy się uczyć gry z silniejszymi. O to chodzi w sporcie, nie ma lepszej lekcji - mówił tydzień temu trener Ogniwa Sopot, Karol Czyż. - Portugalczycy są bardzo mobilni, zaryzykuję stwierdzenie, że są lepsi w formacji ataku niż młyna. Na pewno nie mają takich gabarytów jak Rumuni. Na sztucznej murawie będą mogli rozwinąć swoją szybkość. Tylko gra z mocniejszym rywalem pomoże rozwinąć się naszej kadrze - dodaje Michał Krużycki, rugbista Lechii Gdańsk. Maciej Słomiński, INTERIA